~Alice
ps.: tutaj link xd <klik>
______________________________________________________________________________
~*~
Tytuł: Telephone
Tytuł: Telephone
Ilość słów: 4580
Strony: 8
Bohaterowie: Harry Styles
Inspiracja: Wisława Szymborka "Miłość od pierwszego wejrzenia"
Od autorki: Prezent dla mojej cudownej Karolajny. ;') Mam nadzieję, że Wam się spodoba :D Więcej nie trzeba pisać, przeczytajcie :D
~*~
Oboje dokładnie pamiętali ten dzień. Przypadek zabawił się nimi jak marionetkami na sznurkach, popychając ich w tą samą, pustą, niepewną przestrzeń. Tak właśnie to miało wyglądać. Nic planowanego. Zaskoczenie, zdziwienie, radość. Ona czuła znacznie więcej niż on. Trudno się dziwić. Ona kochała go nad życie, on nic o niej nie wiedział. Dwoje ludzi siedzących w tym samym przedziale pociągu, który miał ich zawieść tam, gdzie odnajdą szczęście. A może ten pociąg miał im je dać? Kilka krótkich spojrzeń, nerwowe oddechy. Czekała ich długa podróż, ale nie mieli wyjścia. Ostatni pusty przedział, który został. Ona próbowała znaleźć zajęcie dla dłoni, a on przeszywał ją swoim zniewalającym spojrzeniem. Była zagadką. Chłopak chowający brązowe włosy pod czapką chciał ją rozgryźć. Jej blond, średniej długości włosy i grzywka idealnie do niej pasowały. Gdzieniegdzie ciemne prześwity sprawiały, że wyglądała uroczo , a brązowe oczy wyrażały głębię emocji, które nią władały. Czuła się skrępowana. Jak gdyby ktoś przykuł ją do siedzenia. Nie spodziewała się, że ich spotkanie będzie tak wyglądać. Miała dość nerwowych odruchów i głębokich oddechów. Wyciągnęła z torby książkę Sandry Brown „Następny Świt” i otworzyła na miejscu, gdzie skończyła. Starała się za wszelką cenę nie zdradzić, że do tej pory spotkanie z nim było czystym snem, a marzyła o tym od dawna. Chciała stworzyć pozory normalności, ale życie nie tak chciało. Mimo największych chęci, nie potrafiła się skupić ciągle czując na sobie jego wzrok.
- Przepraszam, ale staram się czytać, a pańskie wertujące spojrzenie mi w tym nie pomaga. – zwróciła się do niego lekko zachrypniętym głosem. Czuła jak drżą jej ręce, kiedy zwracała się do niego oficjalnie.
Na dźwięk jej słów zaśmiał się jedynie. Nie odważyła się na niego spojrzeć. Wiedziała, że ten uśmiech mógłby wywołać u niej nagły wzrost temperatury. Właśnie tak czuła się za każdym razem, kiedy ekran komputera wyświetlał miliony fotografii, na których się znajdował. Przez chwilę zaczęła zastanawiać się nad tym, w co ubrany jest mężczyzna, który mimo jej prośby, nadal cwaniacko przeszywał ją wzrokiem. Zamknęła książkę i z lekkim rozdrażnieniem odłożyła ją na bok. Poprawiła grzywkę i obrzuciła go przelotnym spojrzeniem analizując fragmenty jego garderoby. Ciemne jeansy opinały jego umięśnione nogi, a luźna koszulka okrywała umięśniony tors. Ze względu a porę roku, miał na sobie też granatową bluzę, która w pewnością nie należała do niego. Przypadek znał się na rzeczy. Ustawił wszystko idealnie. Nawet marionetkę ubrał tak, jak widziała go w snach. Idealnie naturalny. Wszystkie niedoskonałości jego twarzy w tym momencie były piękne. A może tylko jej się tak wydawało? Chłopak podniósł się z siedzenia i podszedł do dużego okna chcąc zobaczyć, co dzieje się tam, gdzie może dotrzeć jedynie wzrokiem. Omiótł ją swoim zapachem i ciepłem. Westchnęła, kiedy jej towarzysz oparł się o szybę stojąc do niej tyłem. Jeansowe spodnie przylegały do jego pośladków, co nie uszło uwadze dziewczyny. Odwróciła wzrok i załamująco ukryła twarz w dłoniach. Oddychała głęboko chcąc uspokoić kłębiące się w niej emocje. Zacisnęła powieki wmawiając sobie, że to sen. Niestety po ich otworzeniu on nadal tam był. Plecami oparty o szybę, wpatrujący się w nią. Westchnęła ciężko, a on zaśmiał się perliście. Tym razem spojrzała na niego. Idealnie białe zęby i te usta wykrzywione w uśmiechu, dołeczki w policzkach. Szmaragdowe oczy zawładnięte przez tańczące iskierki radości. Widocznie bawiło go jej zakłopotanie. Jego widok sprawił, że poczuła ucisk w żołądku. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz tak bardzo się denerwowała. Nie pomyślałaby, że jego obecność może być tak krępująca. Wstała z siedzenia kierując się do wyjścia przedziału. Nie miała ochoty dłużej się męczyć.
- Wychodzisz? – pierwszy raz odezwał się do niej. Jego głos był tak relaksujący, że wszystkie niekomfortowe uczucia zniknęły. Nie sądziła, że czyikolwiek głos może tak na nią działać. Był dokładnie taki, jaki słyszała w snach. Zachrypnięty i głęboki.
- Nabija się pan ze mnie, nie ma sensu dalej tu siedzieć. – wydusiła zdecydowanie za bardzo się jąkając. Mówienie do niego na „pan” było żenujące.
- Co jeśli obiecam, że nie będę? – usiadł tym razem obok miejsca, które wcześniej zajmowała. – W dodatku wolałbym po prostu „Harry”.
Ona bez słowa zrobiła to samo co on. Założyła nogę na nogę starając się ignorować melodię, którą nucił pod nosem. Zgadywała, że był to John Mayer. Kiedy kontynuował, była pewna, że udało jej się trafić. Czyżby czytał jej w myślach? Piosenka „Free Falling” od kilku dni nie wychodziła z jej głowy, a on tak perfekcyjnie ją nucił. Westchnęła, co przykuło jego uwagę i przerwał. Spoglądał na nią przed chwilę po czym otworzył jej książkę na losowej stronie. Kąciki jego ust uniosły się w półuśmiechu po czym zacytował znaleziony fragment.
- „-Kapiemy się w tej samej bali, zapinasz guziki mej sukni. Nie wydaje ci się, że moglibyśmy być małżeństwem?; Twarz mu skamieniała, nie drgnął żaden mięsień. Źrenice oczu stały się nieruchome.; -Nie wydaje mi się. Bo jeśli bylibyśmy małżeństwem, i wyszłabyś mi na spotkanie ubrana tak jak teraz, już miałbym cię w łóżku i kochał tak, że krzyczałabyś z rozkoszy!” – spojrzał na nią z rozbawieniem. – O losie, co ty czytasz? – zakpił.
Zabolało. Dziewczyna do żadnego dzieła nie miała tyle sentymentu, co do tej książki. Uraził ją w pewien sposób. Mimo tego, że żartował, jej się to nie spodobało.
-Książkę, która pokazuje, że nawet jeśli popełnisz błąd i ulegniesz pokusom, to wszystko może skończyć się dobrze. Znała go od zawsze, traktowała jak członka rodziny, ale sex zmienił ich relacje. Jedno słowo z jego ust potrafiło ją zranić. Płakała, kiedy nazywał ją dzieckiem, ale kochała go. Tylko co ty możesz wiedzieć? – pokręciła głową z politowaniem i wyrwała mu trzymaną w ręku książkę. Nie chciała dalej przebywać z nim w jednym pomieszczeniu. Chwyciła torbę chcąc skierować się do wyjścia.
- Uraziłem cię? – zapytał już nie tym samym ,rozbawionym tonem.
- Nie. Utwierdziłeś mnie w przekonaniu, że tacy jak ty nie potrafią uszanować niczego. Nawet nie wiesz jaką rolę w moim życiu odegrała sztuka. Jeśli uważasz, że możesz nabijać się z wszystkiego, na co tylko masz ochotę ,bo jesteś wielki Harry Styles to coś ci powiem. Nie możesz. – powiedziała podniesionym tonem i opuściła przedział.
Był pewien, że nie zobaczy jej więcej, ale czy przypadek już skończył swoją zabawę? Nie wiedział. Nie znał nawet jej imienia, żeby móc się nim katować. Nie wiedział skąd jest i dokąd zmierzała. Jednego był pewien, te oczy na długo zostaną w jego pamięci.
Pociąg się zatrzymał. Przez szybę ujrzał jej wybiegającą postać. Westchnął. Dlaczego czuł, ze traci coś ważnego?
Rozejrzał się po pustym przedziale, szukając miejsca, gdzie mógłby ulokować swój wzrok. Jego oczy dostrzegły biały telefon zlewający się z fotelami. Należał do niej. Przypadek? Niepewnie chwycił go w swoje duże dłonie. Chwilę walczył ze sobą, czy odblokowywać klawiaturę. W końcu to zrobił. Na tapecie ujrzał swoje zdjęcie. Uśmiechnięty Harry z idealnym nieładem na głowie. Westchnął. Jak to możliwe, że nie zorientował się? Zranił dziewczynę, która go kochała, w dodatku czymś tak banalnym. Zdecydowanie mniej przejmował się, kiedy odmówił zrobienia sobie zdjęcia z pewną natrętną fanką niż teraz. Nieznajoma zafascynowała go. Jej nerwowy wyraz twarzy dla niego był uroczy. Jej drąży głos dla niego był najpiękniejszą barwą jaką słyszał. Jej złość była dla niego ciosem. Co miała w sobie, że tak go zaintrygowała? Doskonale wiedział. Mimo, że zdawała sobie sprawę z tego, kto siedzi naprzeciwko niej, nie krzyczała, nie skakała, nie prosiła o zdjęcie czy autograf. Potrafiła się na niego wydrzeć bez względu na uczucie jakim go darzyła. Wpatrywał się w ekran telefonu nie wiedząc co dalej zrobić. Liczył, ale pozna chociaż jej imię. Nigdzie jednak nie było śladu informacji, których szukał. Poczuł lekką wibrację jej telefonu. Jedna nowa wiadomość, której nadawcą był kontakt zapisany „Dee”. Czy powinien ją przeczytać? A może była zaadresowana do niego? Westchnął z bezradności postanawiając odczytać wiadomość. „Harry, masz coś, co należy do mnie. Nie uważasz, że to mało sprawiedliwie, szczególnie dlatego, że ja nie mam niczego, co należy do ciebie? - C.” Jęknął z zażenowania. Miał ochotę odpisać, że zabrała ze sobą cały jego rozsądek, bo zachowuje się jak wariat chcąc ją odnaleźć, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu. Jeszcze raz przewertował telefon chcąc dowiedzieć się co kryje się pod tajemniczym „C.”, ale bez śladu. Została mu ostatnia deska ratunku. Telefon połączony z Twitterem. Kilkukrotnie rezygnował z otworzenia aplikacji, jednak ciekawość była silniejsza. Czy naruszał jej prywatność? A może pozwoliłaby mu na to? Czuł się rozbity. Złotowłosa zaintrygowała go. Nie potrafił wyrzucić z głowy jej obrazu. Ukradkowe spojrzenia sprawiły, że czuł się zaczarowany. Tak, to dobre słowo. Jakby rzuciła na niego urok i czerpała radość z jego szaleństwa. Westchnął. Twitter zawsze był jego prywatną sprawą. Nie pozwolił nikomu publikować nic ze swojego konta, ani tym bardziej czytać wiadomości kierowanych do niego. Czuł się jak złoczyńca włamujący się do czyjegoś domu, otwierając aplikację na jej telefonie. Kilka sekund, podczas których Twitter się uruchamiał, były jednymi z najdłuższych w jego życiu. "Caroline", rzuciło mu się w oczy. Miała na imię Caroline. Niestety ta informacja nie dawała mu nic poza chwilowym uczuciem postępu w swego rodzaju śledztwie. Otworzył pole nowej wiadomości zastanawiając się nad udzieleniem odpowiedzi. Normalny człowiek w tym momencie napisałby, że jest w posiadaniu telefonu i podał miejsce, gdzie może go odebrać, ale tu chodziło o coś więcej. Pragnął spotkać ją po raz kolejny. Pragnął usłyszeć jej zdenerwowany ton głosu. Pragnął ją przeprosić za bycie płytkim dupkiem. Pragnął, ale nie potrafił. Był pewien, że w ciągu tych kilku minut zdążyła zmienić z nim zdanie i całą jej miłość do Harry'ego Stylesa szlak trafił. Cała jego pewność siebie odeszła, kiedy Caroline opuściła przedział. Westchnął. Trzymany w ręce telefon niemal parzył prosząc o napisanie czegokolwiek. Wziął głęboki oddech i zaczął naciskać klawisze tak delikatnie, jakby od nich zależał jego los. "Być może zostawiłaś go, żeby móc mnie jeszcze zobaczyć? xx". Wysłano. Czuł się jak kretyn. Czy on naprawdę myślał, że ta dziewczyna zrobiła to specjalnie? Oczywiście, że nie. Chodziło mu jedynie o bezsensowną odpowiedź, która miała wymusić kolejną wiadomość. "Jesteś niepoprawnym marzycielem Harry. Chciałabym odzyskać swój telefon lub, jeśli spodobał Ci się mój, wziąć Twój. - C.". Był w lekkim szoku. Wymiana telefonami wydawała mu się swego rodzaju obietnicą następnego spotkania. Czuł, że zrobiłby to, jeśli obiecałaby, że użyje go jedynie do własnych celów. Nie potrzebował skandalu. Chciał tylko ją spotkać. Zobaczyć jej twarz, tym razem rozjaśnioną uśmiechem. Dać jej wszystko, o co go poprosi, ale wiedział, że ona nie jest z tych dziewczyn. Nie weźmie od niego nic, co nie należy do niej. "Jestem pewien, że zamiast mojego telefonu wolałabyś mnie samego. Twoja tapeta mówi wszystko. Jestem na niej. xx". Westchnął. Kolejna płytka wiadomość ukazująca jego narcyzm. Sława sprawiła, że stał się pewny siebie. Wiedział, że podoba się dziewczynom i łatwo to wykorzystywał. Nie czekał długo, aż telefon wskaże nową wiadomość. "Masz rację Harry. Codziennie, setki razy wpatrywałam się w nią uświadamiając sobie, że chłopak na ekranie jest tym, którego nie mogę mieć. Grzecznie proszę, zwróć mi moje sacrum. -C.". Był na siebie wściekły. Ściągnął z głowy czapkę i rzucił ją w kąt przedziału. Był jej marzeniem. Zignorował swoją cwaniacką maskę, która leżała obok. Stał się sobą. Szczery ze swoimi uczuciami. Szczery z nią. "Caroline, wariuję. Powiedz gdzie i kiedy, a będę tam. xx". Nerwowo przygryzł wargę widząc, że czeka go jeszcze minimum godzina drogi pociągiem. Dom, w tym wypadku londyński, znajdował się tak daleko tego rodzinnego. Nie rozumiał dlaczego wybrał pociąg. Przeczucie? Możliwe. Wstał z miejsca i oparł się o okno wpatrując się w mijające krajobrazy. Poczuł się inaczej. Poczuł się wolny mimo tego, że każdy jego ruch był monitorowany. Poczuł się sobą. Pierwszy raz od dłuższego czasu. "Dawniej szaleństwo coś znaczyło, dziś wszyscy są szaleni.* - C.". Ten cytat przypomniał mu pewien fragment, który jeszcze jakiś czas temu błądził w jego myślach. Nie zastanawiając się długo, chwycił telefon i odpisał. "A czymże jest prawdziwa męskość, jeśli nie wymieszanymi w odpowiednich proporcjach klasą i szaleństwem?**". Wysłano. Kto by pomyślał, że jemu, Harry'emu Stylesowi zbierze się na filozofie w pociągu. Pustka. Brak nowej wiadomości. Czy zrezygnowała z ich rozmowy? Nie chciał tego. Pragnął nadal udawać, że czytanie słów napisanych przez nią wcale go nie stresowało, a fakt, że są skierowane do niego wcale nie polepszał jego sytuacji. Minuta, dwie, dziesięć, wiadomość. "Nie znałam Cię z tej strony. Zresztą trudno powiedzieć, że znałam Cię z jakiejkolwiek strony.". Miała rację. Wizerunek medialny był jedną sprawą, ale jego prawdziwe oblicze wyglądało inaczej. Nie był puszczalski i nie rozbijał niczyich małżeństw. Po prostu pomagał ludziom, którzy go o to prosili. Zbyt łatwo dawał sobą manipulować. "Możemy o tym porozmawiać, ale nie sądzę, że chciałabyś mieć cokolwiek wspólnego z wielkim Harrym Stylesem, który nie potrafi docenić sztuki.". Starał się. Liczył, że odpisze mu dokładnie przeciwnie niż sobie wyobrażał. Chciał przeczytać, że tak naprawdę myśli inaczej i chętnie się z nim spotka, ale tak nie było. "Chciałabym jedynie, żeby Harry Styles oddał mi mój telefon i wrócił do swojego idealnego życia. Proszę Cię. Spotkajmy się jutro, najlepiej z samego rana. Miejsce podam Ci około ósmej, jeśli tylko nie rozładuje Ci się bateria. Skończmy ten teatr i zajmijmy się własnymi sprawami. Tak będzie lepiej Harry. Idź zmieniaj świat.". Zabolało. Jej obojętność go dotknęła. Czuł, że nie powinien się tak czuć. Była jedną z wielu. Nie. Skarcił się za tą myśl. Była inna. Była prawdziwa. Nie miał ochoty odpisywać. Wiedział, że jest pewna swojej decyzji i nie potrzebuje do szczęścia gwiazdora, który nie zrobił na niej dobrego pierwszego wrażenia. Nie zamierzał jej o nic prosić. Chciał jedynie potwierdzić, że wyraża zgodę, bo nie ma wyjścia. Tak też zrobił. Krótka wiadomość mówiąca wszystko. Nie chciał, żeby ich jutrzejsze spotkanie było ostatnim. Marzył jedynie o pozbyciu się cholernych wyrzutów sumienia powstałych w wyniku niemiłego incydentu z książką. Ta podróż była dla niego zbyt długa. Chciał zadzwonić do swojego kumpla, żeby wsiadł w auto i odebrał go z następnej stacji, ale wiedział, że zepsuje mu tym plany. Miał sobie poradzić sam. Bez chłopców, ochrony, rodziny. Walczył o zachowanie chociażby pozorów normalnego życia, więc mozolna podróż pociągiem wydawała się być dobrym początkiem. Niestety siedzenia, na których jeszcze jakiś czas temu siedziała, parzyły go piekielnie. Nie potrafił usiedzieć w tym przedziale. Czuł się źle. Wyciągnął z kieszeni białego iPhona i wybrał numer swojego najlepszego przyjaciela.
- Loueh, mam cholerny problem i liczę, że nie psuję ci planów prosząc, żebyś po mnie przyjechał bo podróż jest straszna. - powiedział na jednym wydechu.
- Za 45 minut będziesz w domu, czemu miałbym po ciebie jechać? Co jest aż tak straszne, że nie wtrzymasz tych trzech kwadransów w pociągu? - zaśmiał się, a Haz poczuł się zawiedziony. Liczył, że Lou znajdzie dla niego chwilkę, ale widocznie robił coś ważniejszego. - Oh Harry. - westchnął. - Napisz mi gdzie mam czekać to się zastanowię czy mi się chce.
- Za 45 minut będziesz w domu, czemu miałbym po ciebie jechać? Co jest aż tak straszne, że nie wtrzymasz tych trzech kwadransów w pociągu? - zaśmiał się, a Haz poczuł się zawiedziony. Liczył, że Lou znajdzie dla niego chwilkę, ale widocznie robił coś ważniejszego. - Oh Harry. - westchnął. - Napisz mi gdzie mam czekać to się zastanowię czy mi się chce.
- Dzięki Boo Bear. Kocham cię.
Połączenie zakończone. Miał najlepszych przyjaciół na świecie. Kiedy pociąg się zatrzymał niemal wybiegł na zewnątrz. Prawie zachłysnął się zimnym powietrzem. Stacja jak każda inna. No może trochę mniej zadbana, ale Harry czuł się tu dobrze. Usiadł na ławce pod dachem chcąc ochronić swoje ciało przed zanoszącym się deszczem. Październik. Taka pogoda panowała przez okrągły miesiąc. Chmury rzadko opuszczały niebo nad Anglią, a jeśli już to robiły, wracały bardzo szybko. Napisał wiadomość do Lou z konkretnymi informacjami. Teraz musiał tylko czekać.
~~*~~
Caroline czuła niepokój. Spotkanie z Harrym miało się odbyć za niecałą godzinę. Przez pół nocy zastanawiała się nad sensem jego czynów. Próbował zrobić na niej wrażenie, ale pytanie brzmi "po co?". Sprawił, że mimo złości, którą odczuwała po zostawieniu telefonu w pociągu, poczuła się wyjątkowo. Starał się, dla niej. Zdawała sobie sprawę, że może zbyt dużo sobie wyobrażać, ale odniosła wrażenie, że Harry nie chciał tak kończyć tej znajomości. Ona zresztą też. Telefon był ich jedynym powodem do rozmowy. Gdyby nie on, nic nie miałoby początku. Styles pojechałby w swoją stronę, a Caroline w swoją. Ich drogi rozeszłyby się i żadne z nich nie miałoby w tym momencie problemu. Wdech wydech. To tylko chłopak chcący grzecznie oddać znaleziony telefon. Bzdura. Nie chciał. Pragnął ją zobaczyć, zawstydzić swoją otwartością i uwieść promiennym uśmiechem, jak ona uwiodła jego. Styles był zbyt sprytny, żeby to skończyć w ten sposób. Musiałby naprawdę mocno uderzyć się w głowę, żeby odpuścić sobie wyznaczony cel. Nic z tych rzeczy, to nie w jego stylu.
~~*~~
Caroline czuła niepokój. Spotkanie z Harrym miało się odbyć za niecałą godzinę. Przez pół nocy zastanawiała się nad sensem jego czynów. Próbował zrobić na niej wrażenie, ale pytanie brzmi "po co?". Sprawił, że mimo złości, którą odczuwała po zostawieniu telefonu w pociągu, poczuła się wyjątkowo. Starał się, dla niej. Zdawała sobie sprawę, że może zbyt dużo sobie wyobrażać, ale odniosła wrażenie, że Harry nie chciał tak kończyć tej znajomości. Ona zresztą też. Telefon był ich jedynym powodem do rozmowy. Gdyby nie on, nic nie miałoby początku. Styles pojechałby w swoją stronę, a Caroline w swoją. Ich drogi rozeszłyby się i żadne z nich nie miałoby w tym momencie problemu. Wdech wydech. To tylko chłopak chcący grzecznie oddać znaleziony telefon. Bzdura. Nie chciał. Pragnął ją zobaczyć, zawstydzić swoją otwartością i uwieść promiennym uśmiechem, jak ona uwiodła jego. Styles był zbyt sprytny, żeby to skończyć w ten sposób. Musiałby naprawdę mocno uderzyć się w głowę, żeby odpuścić sobie wyznaczony cel. Nic z tych rzeczy, to nie w jego stylu.
Opuszczona, stara stacja za miastem wydawała się odpowiednim miejscem na spotkanie. Zero ludzi, zero aparatów. Harry stał oparty o ścianę, ubrany w granatowy płaszcz. Bujne loki powiewały na jesiennym wietrze. Wyglądał niesamowicie dobrze. Nie uszło to uwadze Caroline, która powoli kierowała się w jego kierunku. Kiedy była wystarczająco blisko, żeby rozpoznać jego wyraz twarzy, dostrzegła szeroki, cwaniacki uśmiech. Ciepło przeszyło jej ciało, ale nie dała tego po sobie poznać. Był w tym momencie idealny. Harry Styles bez całej otoczki. Wzięła głęboki oddech i postawiła ostatnie kroki stając kilkanaście centymetrów przed nim.
- Cześć. - posłał jej jeszcze piękniejszy uśmiech i poprawił swoje rozwiane włosy.
- Hej. - wsadziła ręce do kieszeni, żeby je ogrzać. Temperatura była wyjątkowo niska tego dnia.
- Zdaje się, że mam coś twojego. - mówił nie ściągając uśmiechu z twarzy.
- Harry przestań się zgrywać. Przyszłam tu tylko po jedną rzecz. Nie zamierzam czekać w nieskończoność. Nie jesteś moim jedynym zajęciem. - zmierzyła go spojrzeniem.
- Ktoś się chyba nie wyspał. Spokojnie, nie będę marnował twojego cennego czasu. Musisz iść do pracy, ugotować obiad, odebrać dzieci ze szkoły... - zakpił, ale ta wypowiedź wywołała lekki uśmiech na jej twarzy. Dostrzegł ten cień radości. - Od razu lepiej. Wyglądasz jeszcze bardziej uroczo, kiedy się uśmiechasz.
Zawstydził ją. Czuła jak rumieniec pojawia się na jej twarzy. Odwróciła wzrok, żeby nie patrzyć mu w oczy. Nerwowo przygryzła wargę. Usłyszała jego barwny śmiech. Wiedziała, że Styles zdecydowanie za bardzo lubi się z niej nabijać.
- Jesteś okropny. - powiedziała naburmuszona.
Harry tylko ujął jej podbródek zmuszając ją, by na niego spojrzała.
- Przecież wiem, że tak nie myślisz. - puścił jej oko.
- Przestań! Oddaj mi telefon, a więcej nie będziesz musiał się ze mną użerać. - znów się zezłościła.
- Co jeśli chcę się z tobą użerać? - spojrzał na nią zalotnie, ale starała się to ignorować.
- Liczy się też to, czego chcę ja, a w tym momencie chcę tylko odzyskać telefon.
- W porządku. - wsadził dłoń do kieszeni poszukując przedmiotu, który nie należał do niego. - Proszę. - wręczył jej biały, zadbany, najnowszy iPhone.
- To jest jakiś żart, prawda? - zapytała zrezygnowana.
- Napisałaś, że jeśli spodobał mi się twój, to mam ci oddać swój. W takim razie proszę, weź go. Tamten zostawiłem w domu. - uśmiechnął się. Brzmiał na naprawdę pewnego siebie.
- Nie chcę niczego, co należy do ciebie. Jestem wściekła, więc lepiej powiedz, że to jeden z twoich kiepskich żartów i skończ ten cyrk.
Harry tylko chwycił jej dłoń i umieścił w niej swojego białego iPhone'a. Nie mówił nic więcej. Oddalił się jedynie, odwracając się w pewnym momencie.
- Zadzwoń! - uśmiechnął się i zniknął za zakrętem.
~~*~~
Caroline przez resztę dnia jak gdyby nigdy nic realizowała swoje plany. Dopiero wieczór wprawił ją w melancholijny nastrój. Wpatrywała się w telefon, który należał do niego. Nie miała odwagi zrobić z niego pożytku. Leżała na łóżku nie mogąc przestać przywoływać w myślach jego obrazu. Ten prowokujący uśmiech, zachrypnięty głos, rozwiane loki. Tak naprawdę nie przeszkadzała jej jego pewność siebie. Lubiła kiedy do czegoś dążył. Był wtedy zdeterminowany i stawiał wszystko na jedną kartę. Czuła się wyjątkowo. Harry Styles przedrzeźniał ją, nie żadną inną. Westchnęła. Chwyciła jego telefon i wykręciła swój numer. Chciała tylko znów pokłócić się z nim o cokolwiek. Wyobrazić sobie jak szeroko się uśmiecha ukazując rozkoszne dołeczki w policzkach. Nic więcej.
~~*~~
Caroline przez resztę dnia jak gdyby nigdy nic realizowała swoje plany. Dopiero wieczór wprawił ją w melancholijny nastrój. Wpatrywała się w telefon, który należał do niego. Nie miała odwagi zrobić z niego pożytku. Leżała na łóżku nie mogąc przestać przywoływać w myślach jego obrazu. Ten prowokujący uśmiech, zachrypnięty głos, rozwiane loki. Tak naprawdę nie przeszkadzała jej jego pewność siebie. Lubiła kiedy do czegoś dążył. Był wtedy zdeterminowany i stawiał wszystko na jedną kartę. Czuła się wyjątkowo. Harry Styles przedrzeźniał ją, nie żadną inną. Westchnęła. Chwyciła jego telefon i wykręciła swój numer. Chciała tylko znów pokłócić się z nim o cokolwiek. Wyobrazić sobie jak szeroko się uśmiecha ukazując rozkoszne dołeczki w policzkach. Nic więcej.
- Stęskniłaś się? - zapytał na wstępie, a Caroline pożałowała, że zdecydowała się zadzwonić. Brzmiał na rozbawionego tą całą sytuacją.
- Za moim telefonem? Owszem. - starała się brzmieć zdecydowanie, ale nie wyszło. - To jest kradzież.
- Ty też masz coś, co należy do mnie.
- Sam mi go dałeś, nie zabrałam go w przeciwieństwie do ciebie.
- Oh przestań. Nie mówię o telefonie. Zabrałaś ze sobą moją możliwość racjonalnego myślenia. Odpowiadasz za wszystko co zrobię. Jestem chwilowo niepoczytalny. - kolejny śmiech.
- Nie zrobiłam tego specjalnie. Wybacz, że tracisz dla mnie zmysły, ale szaleńcy są bardziej pociągający niż pewni siebie idioci.
- Czy powinienem czuć się urażony?
- Nie sądzę. Właśnie powiedziałam, że kręci mnie twoja niepoczytalność. To źle?
- Sam nie wiem. Mogę mieć kłopoty, kiedy ktoś się dowie, że oddałem swój telefon dziewczynie poznanej w pociągu.
- No tak, jesteś gwiazdą. Nie powinieneś.
- Ale to zrobiłem. Nie żałuję. Przyzwyczaiłem się do twojego. Masz tu wiele ciekawych rzeczy. Fajnie jest oglądać kilkaset swoich zdjęć.
- Możesz nasycić swój narcyzm. Śmiało.
- Wyglądam na nich kusząco, nie dziwię się, że ci się podobam. - śmiech.
- Harry?
- Tak?
- Chcę się spotkać, odzyskać telefon i wiesz... Zapomnieć.
- Teraz? Leżę w łóżku w samej bieliźnie, patrzę na padający za oknem deszcz i rozmawiam z tobą przez telefon, a ty chcesz się spotkać?
- Harry Styles w bieliźnie, kto by nie chciał?
- Ale to się wyklucza. Tego tak łatwo nie zapomnisz.
- Zaryzykuję.
~~*~~
Ulewa. Niemal oberwanie chmury. Ulice zalane wodą, pełno kałuż na drodze. Szła. Zdeterminowana, chcąc dotrzeć do swojego celu. Miejsce, do którego adres podał jej Harry było niedaleko. Zamówienie taksówki byłoby dobrym wyjściem, ale wolała się przejść. Parasol chronił ją w bardzo małym stopniu. Czuła jak mokre jeansy ciasno przylegają do jej nóg. Jeszcze tylko kawałek. Dotarła. Biała kamienica miała przyjemne wnętrze. Mimo grubych, starych murów, biło od niej ciepło. Caroline była przemarznięta. Pragnęła znaleźć się wewnątrz mieszkania Harry'ego, spojrzeć w te radosne oczy i rozgrzać się. Tak naprawdę nie szła tu po telefon. Bzdura. Szła, żeby go zobaczyć. Żeby wykorzystać szansę, którą dostała. Kilkanaście schodków. Brązowe drzwi. Zapukała. Usłyszała jego kroki i wzięła głęboki oddech. Zdawała sobie sprawę z tego, że wyglądała okropnie. Rozmazany makijaż, mokre od deszczu włosy, wilgotne ubrania. Charakterystyczny odgłos przekręcającego się zamka. Otwarte drzwi. On. Dokładnie taki, jak opisywał. Stał w samej bieliźnie wpatrując się w nią z zaciekawieniem. Posłał jej ciepły uśmiech, który sprawił, że poczuła się we właściwym miejscu i czasie.
~~*~~
Ulewa. Niemal oberwanie chmury. Ulice zalane wodą, pełno kałuż na drodze. Szła. Zdeterminowana, chcąc dotrzeć do swojego celu. Miejsce, do którego adres podał jej Harry było niedaleko. Zamówienie taksówki byłoby dobrym wyjściem, ale wolała się przejść. Parasol chronił ją w bardzo małym stopniu. Czuła jak mokre jeansy ciasno przylegają do jej nóg. Jeszcze tylko kawałek. Dotarła. Biała kamienica miała przyjemne wnętrze. Mimo grubych, starych murów, biło od niej ciepło. Caroline była przemarznięta. Pragnęła znaleźć się wewnątrz mieszkania Harry'ego, spojrzeć w te radosne oczy i rozgrzać się. Tak naprawdę nie szła tu po telefon. Bzdura. Szła, żeby go zobaczyć. Żeby wykorzystać szansę, którą dostała. Kilkanaście schodków. Brązowe drzwi. Zapukała. Usłyszała jego kroki i wzięła głęboki oddech. Zdawała sobie sprawę z tego, że wyglądała okropnie. Rozmazany makijaż, mokre od deszczu włosy, wilgotne ubrania. Charakterystyczny odgłos przekręcającego się zamka. Otwarte drzwi. On. Dokładnie taki, jak opisywał. Stał w samej bieliźnie wpatrując się w nią z zaciekawieniem. Posłał jej ciepły uśmiech, który sprawił, że poczuła się we właściwym miejscu i czasie.
- Mogę wejść? - zapytała zachrypnięta.
- Pewnie, nie będziesz przecież stać na korytarzu. - wpuścił ją do środka.
Wnętrze mieszkania było przyjemne. Stonowane kolory, drewniane meble, kominek. Czuła się tu dobrze. Zastanawiała się, dlaczego Harry po prostu nie kupił apartamentu w bogatej dzielnicy, tylko wybrał normalne mieszkanko w kamienicy. Zaimponował jej tym. Styles bez słowa poszedł do kuchni nastawiając wodę na herbatę. Wrócił z ręcznikiem i suchą koszulką.
- Masz. Jeszcze się przeziębisz i będę miał wyrzuty sumienia, że po ciebie nie pojechałem. - obdarował ją radosnym spojrzeniem.
- Nie musisz, nie zostanę długo. W zasadzie to swego rodzaju pożegnanie. Ja oddam ci to, co należy do ciebie, a ty oddasz mi moją własność. Pójdziemy każdy w swoją stronę i...
Nie skończyła. Jego ciepłe dłonie ujęły jej twarz, a malinowe wargi przerwały potok wypływających z jej ust bzdur. Marzył o tym od kiedy pierwszy raz ją zobaczył. Wiedział, że telefon, w którego posiadanie wszedł przez przypadek, doprowadzi go do niej. Smakowała jeszcze lepiej niż sobie wyobrażał. Nigdy wcześniej nie kosztował tak słodkich ust. Czuł, że pasuje do niego idealnie. Jej zimne ciało przy jego. Wiedział, że chciała tego samego. Zawładnął nią w takim samym stopniu jak ona nim. Nie chciał przerywać tej cudownej pieszczoty, ale czajnik zasygnalizował, że woda już się zagotowała. Chciał to zignorować, ale Caroline powoli odsunęła się od niego.
- Zostań. - wyszeptał błagalnie.
Caroline nie była pewna, co powinna zrobić, ale postanowiła zaryzykować. Chwyciła koszulkę i ręcznik w swoje zgrabne dłonie i posłała mu lekki uśmiech.
- Gdzie mogę się przebrać? - zapytała lekko zachrypniętym głosem.
- Pierwsze drzwi po prawej.
- Dziękuję.
Wątpliwości. Mnóstwo wątpliwości. Harry czuł, że drżą mu ręce, kiedy ona jest w pobliżu. Jeszcze nigdy nie zachowywał się tak w towarzystwie nowopoznanej dziewczyny. Poszedł do kuchni parząc dwie herbaty. Zaniósł je do salonu stawiając na stoliku tuż przed kominkiem. Rozsiadł się na kanapie wpatrując się w tańczące płomienie. Po chwili usłyszał odgłos otwierających się drzwi. Nie odwrócił się. Czekał aż usiądzie obok niego i zacznie tłumaczyć, że przyszła tu tylko odzyskać telefon. Dostrzegł ją siadającą na fotelu, który był bliżej kominka. Drżała. Wiedział, że zmarzła. Miał ochotę ją ogrzać, ale najzwyczajniej w świecie bał się. Bez słowa poszedł do swojej sypialni i chwycił ciepły, bordowy koc. Podszedł do fotela i okrył nim dziewczynę. Spojrzała na niego wdzięcznym wzrokiem.
- Dziękuję. - wyszeptała.
- A ja przepraszam. - usiadł na oparciu siedzenia. Nie patrzył na nią. Ogień wydawał mu się niesamowicie interesujący w tym momencie.
- Za przywłaszczenie sobie mojego telefonu?
- Nie, za pocałunek.
- Ah... - nerwowo przygryzła wargę. - Nie masz za co przepraszać. Nie codziennie całuje mnie Harry Styles. - zaśmiała się krótko.
- Chciałbym to zmienić. - odważył się na nią spojrzeć.
Ich twarze znalazły się niesamowicie blisko siebie. Caroline wstrzymała oddech na chwilę.
- Harry... - zaczęła.
- Ciiiii... Nic nie mów. Po prostu pozwól mi przez chwilę być normalnym, zakochanym chłopakiem.
Kiedy zobaczył w jej oczach akceptację, lekko chwycił ją za podróbek i złożył na jej ustach drugi tego dnia pocałunek. Pieszczota z początku delikatna zaczęła przeradzać się w coś namiętnego. Caroline nie opierała mu się. Poddała się. Harry zaczął całować linie jej żuchwy po czym przeniósł się z pieszczotami na jej szyję. Silne ręce chwyciły jej biodra i posadził ją na swoich kolanach sam zajmując miejsce, na którym przed chwilą siedziała. Jej aksamitne dłonie badały każdy centymetr jego placów. Długie paznokcie zadały mu ból, kiedy całował zagłębienie jej obojczyka. Pragnął jej. Powędrował ręką pod koszulkę, którą miała na sobie. Jej skóra była zimna, więc westchnęła gdy jego ciepłe dłonie jej dotknęły. Harry błądził pocałunkami po jej delikatnej skórze gdzieniegdzie zostawiając po sobie ślad. Caroline była całkowicie rozluźniona, nie miała siły się bronić. Oboje pragnęli tego równie mocno. Haz nie pytał jej o zgodę. Zaniósł ją do swojej sypialni i ułożył wygodnie na królewskim łożu.
- Po prostu daj się ponieść.
~~*~~
Westchnienia, jęki, urywane oddechy. Sypialnia. Ona i on. Dwa ciała idealnie do siebie pasujące. Rozładowanie napięcia było im potrzebne. Śmiało dotykali swoich ciał i obdarowywali się pieszczotami. Czuli, że tak powinno być. Caroline zapomniała na moment, że chłopak, z którym przeżywa jedną z najlepszych nocy w swoim życiu, jest gwiazdą. Nie dbała o to. Chciała tylko poczuć go bardziej. Wdech, wydech. Rozkosz. Harry wiedział jak postępować z kobietami. Wiedział jak postąpić z nią. Był delikatny, czuły. Dokładnie taki, jaki powinien być od początku. Zdjął przed nią swoją maskę. Leżeli obok siebie oddychając głęboko. Nadzy, naturalni. Otoczeni jedynie sobą.
- Powinienem przeprosić. – powiedział Harry bawiąc się włosami dziewczyny, która leżała wtulona w niego.
- Możemy martwić się wyrzutami sumienia jutro? – poprosiła składając na jego ustach kolejny krótki pocałunek.
- Wcale nie musimy się nimi martwić. Jesteśmy tylko ludźmi, prawda? – splótł ich ręce razem. – Po prostu zostań ze mną. Zostań i nie odchodź.
- Zostanę.
~~*~~
Przypadek zabawił się nimi jak marionetkami na sznurkach. Raz, drugi, trzeci. Zbliżył ich do siebie, bo nie potrafili zrobić tego sami. Ona pragnąca jego, on szukający ideału. Dla niego była idealna. Miała wszystko, czego szukał w każdej spotkanej na swojej drodze dziewczynie. Miłość od pierwszego wejrzenia? Na pewno. Długotrwałe, gorące uczucie? Możliwe. On był pewien. Ona przerażona. Obiecał jej, że się nią zajmie. Obiecał jej, że nie pozwoli nikomu jej skrzywdzić. Obiecał jej, że już na zawsze.
Ona? Uwierzyła. Oddała mu swoje serce razem z wszystkim innym. Przestała się bać bliskości. Dopóki był przy niej nic innego się nie liczyło. Była pewna, że będą już zawsze razem. Od teraz, aż do końca…
„Każdy przecież początek
to tylko ciąg dalszy,
a księga zdarzeń
zawsze otwarta w połowie..”***
* David Letterman
** Andrzej Sapkowski
*** Wisława Szymborska
Jejku on jest przecudny . Poplakalam sie , szkoda ze to tylko opowiadanie a taka milisc sie nie zdarza :) xxx
OdpowiedzUsuńTo jest przepiękne . <3 Moi rodzice też poznali się w pociągu. :D
OdpowiedzUsuńOMG to jest niesamowite!!!! Kocham cię <333 piękne, jesteś stworzona do tego!!! Cudo ;**** *.*
OdpowiedzUsuń