czwartek, 27 grudnia 2012

Liebster Award

Zostałam mianowana do tej nagrody przez http://a-tak-szczerze-mam-wyjebane.blogspot.com/





1.Jak się nazywasz?
Alicja XD
2.Ile masz lat?
Piękne 14 :D
3.Jak zaczeła się twoja przygoda z One Direction?
Początkowo ich nie lubiłam wyzywałam itd. ale potem włączyłam sobie ich piosenki, do dzisiaj pamiętam jak przy nich zasypiałam i nie zasnęłam dopóki nie zgadłam wszystkich imion. Pamiętam, że  według mnie mieli takie same głosy
4.Twój ulubieniec z 1D?
Hm... szczerze nie  mam ulubieńca jak dla mnie wszyscy są tacy sami,. może nie pod względem charakterów, ale kocham tych czubów tak samo XD
5.Co myślisz o Haylor?
Szczerze to za bardzo nie lubię Taylor, ale jeśli sprawia, że Hazz jest szczęśliwy to nic nam do tego prawda?
6.Z kąt pochodzisz?
Dolnośląskie górą!
7.Twoje hobby?
Rysowanie, pisanie opowiadań, czytanie, stylizacja np. dobieranie kompletów
8.Jak byś chciała żeby wyglądał twój pokój?
Przestronny z kanapą i stoliczkiem z beżowymi ścianami i ciemną, drewnianą podłogą. Łóżko wygodne i telewizorek z komputerkiem XD
9.Ulubiona piosenka(max 3)
They Don't know about us
The Script ft. Will.i.am - Hall of Fame
Demi Lovato - Fix a Heart
10.Za co kochasz One Direction?
Za to, że są takimi debilami, za ich muzykę dzięki której zło świata nie jest takie straszne i wiele wiele innych rzeczy
11.Jesteś...(dokończ zdanie)
Jestem nie śmiałą osobą, ale wśród bliskich przyjaciół potrafię być takim debilem jak chłopcy z 1D XD

A więc to były moje pytania ja nominuję wszystkich czytelników czy tego chcą czy nie, niestety nie wiem jakie macie blogi, więc wam tego nie wyślę, ale mam nadzieję, że to przeczytacie i mi odpowiecie XD

Wasze Pytania:

1. Jak się zwiesz?
2. Skąd pochodzisz?
3. Twoje Hobby?
4. Za co kochasz 1D?
5. Czy szanujesz ich dziewczyny i domniemaną dziewczynę? (Eleanor, Danielle, Perrie, Taylor)
6. Czy przeszkadza ci to, że Harry dużo ostatnio czasu spędził z Taylor, a mniej z chłopcami?
7. Czy gdyby 1D się rozpadło, czy bys znalazła innych idoli a o ich piosenkach zapomniała_
8. Co ci się w sobie najbardziej podoba, a co najmniej? Czemu?
9. Jakie są twoje trzy ulubione piosenki? 
10. Jesteś...?(dokończ zdanie) 

MAM NADZIEJĘ, ŻE ODPOWIECIE NA TO XD

sobota, 22 grudnia 2012

(same wymyślcie) +18

To jest imagin napisany, tak, że każda z was myśli o kimś innym.

Dla mnie taki trochę dziwny, bo ja bym nie chciała być zgwałcona (no prawie) przez któregoś z chłopaków, no ale trudno.
___________________________________________________


Jesteś już pełnoletnią osobą mieszkającą od 3 lat w Londynie. Mieszkasz sama rodzice zginęli w wypadku samochodowym, rodzeństwa nie miałaś a rodzina nie chciała się tobą zająć. Mieszkałaś w domu dziecka, później wszystko zaczęło się układać. Znalazłaś sobie małe mieszkanie na przedmieściach Londynu. Siedziałaś w kuchni i piłaś herbatę.Za oknem rozszalała się ogromna burza. W pewnym momencie wysadziło korki w domu. Strasznie się bałaś bo mieszkasz sama i może teraz ktoś do ciebie wejść niepostrzeżenie. Szłaś do salonu pomału aby nie wpaść na nic. Kiedy byłaś na środku salonu piorun strzelił tak mocno, że aż się wystraszyłaś. Stałaś tak sparaliżowana na środku pokoju  i nie mogłaś Wogle się ruszyć z miejsca. Kiedy tak stałaś poczułaś czyjeś zimne i mokre ręce które oplotły twoje biodra. Serce zaczęło ci bić mocniej tak jakbyś biegała sprintem na 1 km.
-Cii… spokojnie nic ci nie zrobię, no może tylko trochę się zabawię .
-Kim ty jesteś?
-Kochanie to jest moja słodka tajemnica. Nie dowiesz się dopóki noc nie minie.
Poczułaś jego ręce pod swoją bluzką. Juz wiedziałaś jak to się skończy, on ci nie da spokoju do końca nocy. A najgorsze jest to, że jest to twój pierwszy raz. Bałaś się bo nie wiedziałaś co on może ci zrobić. Zaczął całować twój kark i już od pierwszego dotyku jego ust przeszedł ciebie dreszcz. Stałaś cały czas w takiej samej pozie w jakiej on ciebie złapał. Naprawdę nie wiedziałaś co masz zrobić. Poczułaś jak wziął twoją rękę i przyłożył do swojego krocza. Kazał ci jeździć w górę i  w dół. Chociaż, że było ciemno czułaś ze  mu się to bardzo podoba. Obrócił ciebie w swoją stronę tak, że byliście na wprost swoich twarzy. Kazał ci klęknąć, rozpiąć jego spodnie i zdjąć bokserki. Zrobiłaś tak jak ci kazała bo bałaś się że jak tego nie wykonasz to coś ci zrobi. Kiedy zrobiłaś to co ci kazał złapał cię za włosy i kazał ci robić mu loda. Wzięłaś go niepewnie do ust. Najpierw robiłaś to nie śmiało ale mu się to nie podobało. Złapał ciebie za głowę i tak powiedzieć obcesowo zaczął wpychać ci go do ust. Ty pomału już się dławiłaś nim ale nie dałaś po sobie tego poznać. Kiedy czułaś, że już dochodzi chciałaś go wyjąć z ust ale on ci nie pozwolił mówił, żebyś połknęła wszystko. Kiedy to zrobiłaś myślałaś że zaraz zwymiotujesz. Po tym kazał ci wstać.
-Dziękuję ci, bardzo mi ulżyło. A teraz proszę ciebie zdejmij resztę swoich ubrań i zostań tylko w samej bieliźnie. Chcę ciebie trochę pooglądać i popieścić.
Tak jak mówił tak też zrobiłaś. Zdjęłaś spodnie, skarpetki ale bluzki nie chciałaś zdejmować bo dzisiaj akurat nie założyłaś stanika i nie chciałaś aby on ciebie oglądał nago.
-Czemu nie ściągasz bluzki.?
-Bo nie chcę.
-A dlaczego.?
-Bo się wstydzę.
-Nie wstydź się nikogo przecież tu więcej nie ma.
Nie chciałaś więcej z nim się o to kłócić więc zdjęłaś tą głupią bluzkę. Kiedy tylko zobaczył że nie masz stanika jego kolega stanął na baczność a gały wyszły mu na wierzch. Podszedł do ciebie  wolnym krokiem. Po drodze zdejmując resztę ubrań. Kiedy był już blisko mnie popatrzył się na Ciebie ze cwaniackim uśmieszkiem i zatopił swoje usta w twoich. Wasze języki  zaczęły namiętną wojnę. Z jednej strony tego nie chciałaś ale to było mocniejsze ode ciebie .Jego ręce znalazły się na moich pośladkach. Zaczął je ugniatać i pieścić coraz bardziej ci się to podobało.  Położył się na łóżku i kazał siąść mi na nim okrakiem. Poczułaś jego kolegę pnącego się do góry. Chciał już we ciebie wejść ale przeszkadzały mu twoje majtki które jeszcze miałaś na sobie. Jednym zwinnym ruchem zdarł je ze mnie. Potem role się odwróciły ty leżałaś na łóżku a on na tobie. Swoimi pocałunkami zaczął schodzić na twoje piersi. Lizał ssał i przygryzał twoje sutki aż stały się twarde jak kamyki . Jego ręka schodziła coraz niżej aż do twojej kobiecości. Kiedy tylko jej dotkną syknęłaś z zadowolenia. Zaczął całować twoją kobiecość a ty wiłam się pod nim jak wąż. Kiedy skończył popatrzył się na ciebie tymi swoimi ślicznymi oczkami i wszedł we ciebie bez żadnego uprzedzenia. Z twoich oczu zaczęły płynąć łzy ale nie przejmowałaś się nimi. Robił coraz bardziej mocniejsze i szybsze ruchy. Po jego minie widziałaś, że już dochodzi nie chciałaś aby w tobie się spuścił ale on miał inne plany. Doszliście w tym samym czasie. Jemu było jeszcze mało, poprosił ciebie żebyś podparła się na rękach. Chciał kochać się z tobą na pieska. On był cały czas w tobie. Myślałaś, że już nie wytrzymasz. Jego penis penetrował ciebie wszędzie gdzie się da. Jego ręce raz były na twoich piersiach a raz na twojej kobiecości. Doprowadzało ciebie to do szaleństwa. Po 5 min znudziło mu się i to i chciał wypróbować czegoś innego a mianowicie chciał swoim kolegą wejść w twój odbyt. Ty tego nie chciałaś bo wiedziałaś, że to strasznie będzie boleć. On nie uznawał twojego sprzeciwu. Wszedł szybko i mocno w ciebie. Po 2 godzinach upojnego sexu przestaliście bo byliście strasznie zmęczeni.
Na zajątrz obudzałaś się w jego silnych ramionach. Spaliście całkiem nadzy w salonie i nie mieliście, żadnej kołdry ani koca aby się przykryć. Spojrzałaś na jego twarz a potem na dół bo poczułaś jego kolegę wbijającego się w ciebie. Kiedy podniosłaś wzrok na jego twarz on już nie spał tylko się tobie przyglądał.
-To dowiem się kim jesteś.?
-Jasne jestem (imię dowolnego członka zespołu 1D)

Liam

Miłość przez dachówki XD #LOL

@Alice1SS

http://najaranaszczesciem-1d.blogspot.com
___________________________________


Siedziałaś na dachówkach i oglądałaś z góry światła budynków. Zawsze tylko tutaj miałaś spokój i ciszę. Nagle zauważyłaś bruneta. Robił dokładnie to co ty z wyjątkiem, że patrzał na ciebie i był w budynku naprzeciw. Spojrzałaś na niego a ten gwałtownie zszedł spowrotem do wnętra bloku. Siedziałaś jeszcze 10 minut gdy poczułaś na swoim ramieniu rękę. Wystraszyłaś się i poślizgnęłaś.... Spadłaś. 
Obudziło cię białe światło. Twój wzrok nie był przyzwyczajony do takiego koloru więc gwałtownie zamknęłaś i ponownie otwarłaś oczy.Kiedy już twój wzrok przyzwyczaił się do światła zobaczyłaś,że jesteś w jakimś nie znanym miejscu.Ściany były białe,wszędzie pusto i cicho.Ponownie przymknęłaś oczy i otworzyłaś. W rogu sali siedział chłopak. Nie pamiętałaś go. Nic nie pamiętałaś. Wpadłaś w panikę.Siedział skulony obok twojego łóżka.Rękę miał splecioną z tobą.Kiedy zabrałaś rękę z uścisku podniósł głowę i odetchną z ulgą. 
-Ki-kim jesteś ?- nie umiałaś pogodzić się ze swoją barwą głosu.
-Spokojnie.Nic ci nie zrobię.Jak siedziałaś na dachu zobaczyłem ciebie,potem do ciebie przyszedłem i dotknąłem tylko twojego ramienia a ty chyba się mnie wystraszyłaś i spadłaś z dachu. 
- E... nic nie pamiętam. Jak się nazywam ?
-E.... sam nie wiem bo nie zdążyłem się ciebie o to zapytać.
-Ekstra..... A ty tooo.....
-Ja nazywam się Liam.Liam Payne.  
- Więc Liamie... siedzisz tu cały czas ? 
-yyy... tak od kiedy leżysz tutaj.Nie mogłem przestać o tobie myśleć,bo to przeze mnie leżysz tutaj,taka bezbronna 
-Miło z twojej strony.- uśmiechnęłaś się.
 -Proszę...Jeszcze raz przepraszam, że przeze mnie prawie zginęłaś.
-Ale w końcu żyję. - zaśmiałaś się a do sali wszedł lekarz. 

 Lekarz zbadał ciebie i powiedział,że możesz wyjść za dwa dni.Przez te dwa dni ciągle przychodził do ciebie Liam.Zastanawiałaś się czy mu to się nie znudzi kiedyś.
-Wiesz, że nie musisz tutaj przychodzić ?- powiedziałaś podczas jednej z jego wizyty
 -Wiem ale nie chcę ciebie zostawiać samej.I nadal czuję się za to winny.
 Chłopak podszedł do ciebie i złożył pocałunek na twych ustach.
-Podobasz mi się pomimo tego, że dalej nie wiem jak mam na imię.- powiedziałaś ze śmiechem.
-(T.I) tak masz na imię...- ponownie cię pocałował.- Kocham cię.

Od tej pory Liam nie zmienił się. Codzinnie opiekował się tobą. Jesteście 15 lat po ślubie. Ale wciąż czujecie się jak w tedy na dachu.

Zayn

To jest takie romantic *.*

@Alice1SS
___________________________

Jesteś nastolatką,która od niedawna mieszka z One Direction.Twoim bratem jest Niall Horan.Tak sama w to nie możesz uwierzyć,że to właśnie on jest twoim bratem.Ponieważ ty mieszkałaś sama i miałaś już dosyć tej samotności postanowiliście zamieszkać razem.Codziennie coś zawsze się działo w waszym domu.Każdy dzień był inny.Pełen śmiechu i zabawy.Wszyscy w domu wiedzieli,że Hazza lubi chodzić nago,ale z powodu,że mieszkałaś z nimi musiał się od tego powstrzymywać.Od kilku dni a raczej od początku kiedy się poznaliście poczułaś jakieś uczucie,które było kierowane do Zayn.Tak właśnie Zayn to on tobie zawrócił w głowie.Nie Hazza,nie Liam,nie Lou ale właśnie on.Kiedy pierwszy raz go zobaczyłaś dla ciebie czas się zatrzymał.Nic więcej się nie liczyło poza nim.Pierwsze dni były dla ciebie jeszcze normalne i zachowywałaś się naturalnie wobec chłopaków.Ale kiedy chociaż na krótką chwilę zostawałaś z Malikiem nie wiedziałaś co masz ze sobą zrobić.Stawałaś się wtedy wstydliwa i nie odzywałaś się ani słowem może tylko jakieś pojedyncze ,,tak'' i nic więcej.Gdy pewnego razu przebierałaś się w pokoju do spania ktoś przez przypadek wszedł do ciebie,ale szybko z niego wyszedł ale i tak wiedziałaś kto to jest,bo stałaś odwrócona w stronę lustra.Był to oczywiście Zayn.Uśmiechnęłaś się pod nosem i zaczerwieniłaś.
Następnego dnia kiedy wstałaś nikogo nie było w domu.A tak przynajmniej ci się wydawało.Poszłaś do łazienki wziąć prysznic.I oczywiście zapomniałaś zabrać ze sobą ubrań na zmianę.Nie chciało ci się śpieszyć więc najpierw poszłaś do kuchni,nalałaś sobie soku i włączyłaś radio.Leciała akurat twoja ulubiona piosenka.Włączyłaś ją na full'a i zaczęłaś z tańczyć,z szklanką soku w ręce i podtrzymując ręcznik.Nie usłyszałaś jak chłopcy wrócili do domu.Kiedy piosenka się skończyła usłyszałaś brawa i śmiechy.Odwróciłaś się do nich przodem i nie wiedziałaś czy masz uciekać czy zostać.Jeszcze do tego byłaś przed nimi prawie naga bo w samym ręczniku.
-No no (T.I) nie wiedziałem,że umiesz aż tak się ruszać.-Niall
-Masz kocie ruchy.Dlaczego wcześniej nie pokazałaś nam,że tak świetnie tańczysz.-Hazza
-A ja tam widziałem tylko jedną część,która mnie urzekła.-Zayn
-Tak a niby co?-Louis
-No Louis nie wiesz co?-Zayn
-No nie oświeć mnie bo i ja też nie wiem.-Liam
-No jej mały,zgrabny tyłeczek.Sama rozkosz.-Zayn
Spuściłaś głowę a na twoich policzkach pojawiły się wielkie czerwone rumieńce.Szybko wyszłaś z kuchni i pobiegłaś do swojego pokoju.Kiedy już się ubrałaś zeszłaś jeszcze raz na dół bo strasznie chciało ci się jeść.Wyjęłaś z lodówki sok pomarańczowy i nutelle.Zrobiłaś sobie kilka kanapek i usiadłaś na blacie stołu.Lubiłaś tam siadać to było twoje ulubione miejsce.Siedziałaś tam i nawet nie zauważyłaś,że ktoś przyszedł do kuchni.Obudziłaś się z tego transu dopiero gdy ta osoba ciebie szturchnęła.
-Ej,(T.I)żyjesz?Wszystko w porządku?-Zayn
-Tak ,wszystko w porządku.Zamyśliłam się trochę.A teraz mogę zejść?-Ty
-Nie.-Zayn
-Ale jak to nie?-TY
-Normalnie.Chcę,żebyś mi coś wytłumaczyła coś.-Zayn
-Ale co chcesz wiedzieć?-Ty
-Chodzi mi o twoje zachowanie.Kiedy jesteśmy razem jesteś pełna wigoru i cały czas się śmiejesz ale kiedy zostajemy sami stajesz się nie dostępna tak jakbyś się czegoś bała a tak bardziej mnie.Możesz to wytłumaczyć?!-Zayn
-No bo ..... chodzi o to,że.......-Ty
-O co chodzi?Spokojnie nie denerwuj się,mamy czas.Chłopcy i tak nam nie będą przeszkadzać za bardzo zajęci są sobą.-Zayn
Powiedział ci to szeptem do twojego ucha.Jego głos i ciepło bijące od niego ...to tak jakby narkotyk który trzyma ciebie przy rzeczywistości.Złapał cie za rękę i splótł wasze palce razem.Teraz to wpadłaś,musiałaś mu w końcu powiedzieć co do niego czujesz bo już dłużej tak nie mogłaś wytrzymać.
-Dobrze powiem ci o co chodzi.Zayn'ie Maliku kocham ciebie do nieskończoności.Jesteś moim powietrzem całym moim życiem.-Ty
Powiedziałaś to na jednym wdechu i patrzyłaś co on zrobi.Patrzeliście w sobie prosto w oczy.Zatopiłaś się w jego czekoladowych tęczówkach.Po chwili zaczął do ciebie pomału się zbliżać.Kiedy był już wystarczająco blisko musnął delikatnie twoje usta.Chciał sprawdzić czy nie odrzucisz go.Kiedy nic nie zrobiłaś znowu ciebie pocałował ale tym razem dłużej i namiętniej.Oddawałaś mu pocałunki.Czułaś się jak w niebie.W końcu twoje marzenie się spełniło.Kiedy już brakło wam tchu oderwaliście się od siebie.
-A wiesz co ja o tym myślę?-Zayn
-Nie nie wiem.-Ty
-Wiedz,że ciebie kocham.I nie opuszczę cię nigdy.-Zayn
Pocałowaliście się znowu ale tym razem towarzyszyli wam Liam,Hazza,Niall i Lou którzy bili brawa i wam gratulowali.Od tego czasu jesteście razem a za jakieś kilka miesięcy przyjdzie na świat Junior Malik i weźmiecie ślub.

piątek, 14 grudnia 2012

Liam

Pewnie większość z was już to czytała, gdyż jest to imagine @cecesky  a wszyscy wiedza kim ona jest, więc może, nie będę się rozpisywała? XD

+ PAMIĘTACIE O KONKURSIE?

Mam taki fajny pomysł, może zrobic konkurs? taki na wasze prace, prześlecie mi je, może być:
  • opowiadanie
  • one shot
  • inne 
związane z 1D, i co piszecie się na to? nagrodą będzie opublikowanie na wszystkich moich blogach linku do opowiadania lub całego one shota, lub czegoś innego.
Prace, linki przysyłać na alison123456798@gmail.com do 30 stycznia, jeśli wyfracie to wam odpowiem i wstawie linka, jeślie się zgodzicie XD

1st: opublikowanie, dodanie linku w co najmniej 10 postach + dodawanie linka na mojego twittera i reszcie opowiadań XD
2nd: opublikowanie, dodanie linku w co najmniej 5 postach
3d: opublikowanie dodanie linku w co najmniej 3 postach.

Kto się piszę wysyłać prace i zgłaszać się pod postem XD

@Alice1SS
___________________________________________________________________________

Czytając słuchaj: Birdy - People Help The People
Leżeliśmy jak w każde czerwcowe popołudnie na szkolnych błoniach pod starą wierzbą płaczącą. Tak, uciekliśmy z chemii, ona miała do przeczytania Romea i Julię na teatr. Ro-me-a i Jul-ię.. zakazana miłość.. nie ważne.
Ja jak zwykle bawiłem się jej złocistymi falami, przepuszczając je między swoimi palcami. Kochałem te chwilę, gdy leżała na moich kolanach tak po prostu, wiedząc, że jest bezpieczna, wpatrywałem się w nią, czego była nieświadoma, upity błogą ciszą. Znaliśmy się na wylot. Ja ją, ona mnie. Wiedziała wszystko, od fobii dotyczącej łyżek aż po moją nieśmiałość co do dziewczyn, ale nie wiedziała jakich dziewczyn. Tak szczerze i z ręką na sercu, kochałem ją, jako przyjaciółkę, dziewczynę, osobę. Lepszej nie znałem. Nigdy nie poznałem i tak naprawdę żałuje, że nie otworzyłem się wcześniej, a po prostu uciekłem.
- Wiesz, dostałem pozycję w drużynie biegaczy w szkole..
Oboje byliśmy na ostatnim roku, szliśmy do college’u, planowaliśmy kontynuować edukacje wspólnie, później dopiero udać się na uczelnie, może oddzielnie, może dalej razem.
- O to fajnie, będę Ci kibicować, jak zacznie się sezon – nie odrywała wzroku od książki, po chwili czytając zamyślona na głos jej fragment.
- Londyńska szkoła..
Wygięła się delikatnie do tyłu spoglądając mi w oczy.
- I pojedziesz?
Nie wiedziałem jak jej to przekazać, biłem się sam ze sobą, nie mogłem powiedzieć jej tego patrząc prosto w oczy, przecież tak bardzo ją kochałem, nie chciałem krzywdzić. Zamknąłem oczy łapczywie łapiąc powietrze.
- Ojciec każę.
Ojciec każę, bo ojciec Cię nie lubił skarbie.. wiedziałem to, ona też. Głupio było mi po tych słowach, ale wolałem być szczery. Chyba za szczery..
Poczułem jak wstała. Nic nie powiedziała, ale wiedziałem o co jej chodziło. Odeszła tak po prostu, odeszła jak się okazało na wiele długich miesięcy. Wiele ciężkich miesięcy bez niej.
Wyjechałem do tej szkoły, spełniać chore ambicje ojca. Minął pierwszy rok, zaczął się kolejny i masa konkursów dla drugoroczniaków.
Na jednym z nich pojawiła się ona, zapalona historyczka. Początkowo jej nie zauważyłem, no jasne, wcale jej nie zauważyłem.
- Hey Astralu – zaśmiała się. Nikt do tamtego czasu nie nazwał mnie ‘Astralnym Liamem’, chyba tylko ona dalej pamiętała, że jestem fanem Toy Story. Reszta myślała, że mi przeszło, a ja ‘jarałem się’ nimi - mówiąc delikatnie – ciągle, co raz bardziej.
Odwróciłem się, mało co głowy mi nie urwało.
- Jeeej.. Jeeejej – odebrało mi głos. Zmieniła się, jej fale sięgały pasa, nogi były jakby do nieba, a jej uśmiech, uśmiech wciąż ten sam. Tak go kochałem, tak za nim tęskniłem.. – A Ty co tu robisz Robaczku?
Zaśmiała się kolejny raz. Ten dźwięk brzmiał jak najlepsza piosenka, jaką kiedykolwiek słyszałem.
Kiwnęła głową na plakat ogłaszający konkurs.
- No to bardzo mi przykro, bo też startuje – poruszyłem brwiami w swój charakterystyczny sposób, sposób który uwielbiała. Ujrzałem błysk w jej oku, nogi się pode mną ugięły, zapomniałem już, że jej oczy mienią się tyloma barwami na raz.
Po napisaniu testu poszliśmy na spacer Londyńskimi ulicami.
- Zgubiłabym się w tym mieście.
- Sam się w tym pogubiłem – uśmiechnąłem się blado, wcale nie myśląc o stolicy, a o swoich uczuciach. Miłość jest głupia i ślepa. Pokochałem przyjaciółkę, dziewczynę, która była mi zakazana nie tylko przez związek jaki nas łączył, a przez nastawienie do niej mojej rodziny. Dlaczego? Bo jej ojciec pracował w konkurencyjnej firmie? Bo ostatnie dwa lata to były pasma sukcesów, wielkich transakcji? Tak, dlatego. Mój nie lubił, gdy ktoś był lepszy, gdy go ‘wygryzał’, a ja byłem grzecznym synkiem.
- To może mógłbyś wrócić – spojrzałem na nią nieobecnie. – Tak wiem, głupi pomysł, przepraszam.
Nie odpowiedziałem. Chciałem wrócić, ale bałem się reakcji ojca. Gdybym był odważniejszy, rzuciłbym to wszystko i został z nią, byłaby moją dziewczyną, narzeczoną, matką moich dzieci.
- Liam obudź się – szturchnęła mnie w ramię. – Ty mnie nigdy nie słuchałeś i widzę, że się to nie zmieniło.
Spuściłem głowę zawstydzony, bojąc się, że może odczytać coś z mojej twarzy. Przecież oczy to odzwierciedlenie duszy, prawda?
Spędziliśmy kilka godzin odwiedzając różne miejsca, z którymi związałem się przez ponad rok. Widziałem, że ją to fascynuje, a mnie fascynowało jej zaangażowanie.
- Wiesz, firma ojca splajtowała – powiedziała na odchodnym, jakby chciała mi coś przekazać.
Nie zdążyłem wydusić słowa, kiedy ktoś z jej szkoły, najprawdopodobniej wychowawca zawołał ją do siebie. Odjechała…
Wiele tygodni biłem się sam ze sobą, przecież mogłem teraz wrócić, nie jest już z wrogiego stada, ojciec nie mógł mieć pretensji… jak się myliłem.
Kiedy pojawiłem się w rodzinnym domu siedział nad papierami w kuchni.
- Co ty tu robisz? – spojrzał zdziwiony znad swoich okularów przerywając pracę.
Zdobyłem się na szczerość, usiadłem naprzeciw niego chcąc przeprowadzić męską rozmowę, jak ojciec z synem. Nie przypuszczałem, że będzie tak trudno.
- Czy ty znów zamierzasz mieszać mi w głowie gadając o tej… o tej dziewczynie? – jego usta zsiniały. Zawsze siniały, gdy się denerwował.
- Ty nawet nie rozumiesz, że ją kocham!
Ojciec się zaśmiał. Wiedział o przyjaźni, a teraz, gdy mówiłem mu to, co leży mi na sercu, po prostu mnie wyśmiał.
- Ale ja rozumiem, po prostu nie zgadzam się na to, żebyś z nią był – powiedział stanowczo uderzając pięścią w stół.
- I tak o to zawalczę – wyrzuciłem z siebie słowa prosto w twarz ojca.
- Dziewczyna za parę miesięcy umrze, a ty chcesz o to walczyć?
Łzy stanęły mi w oczach. Nie zrozumiałem, a może nie chciałem zrozumieć co miał na myśli.
- Wypluj te słowa.
- Liam, chciałbym.. nie powiedziała Ci? – przełknął ślinę, chyba było mu ciężko. Jemu, temu, który był przeciwny tej znajomości.
Wybiegłem z domu, chciałem jak najszybciej znaleźć się pod drzwiami jej mieszkania. Jak mogła mi nie powiedzieć. A jeśli ojciec robił sobie żarty? Mówił tak tylko po to, bym odpuścił, bym po prostu dał sobie spokój z córką konkurenta. Nie, przecież ojcu zależało na mnie, nie mógł tak po prostu palnąć, że ona.. że ona umrze.
Zapukałem do drzwi ocierając rękawem policzki. Otworzyła jej matka wzdrygając się na sam mój widok.
- Pani mi musi wytłumaczyć – krzyknąłem na nią. Był to błagalny krzyk. Musiałem być żałosny, bo wpuściła mnie do środka nie wydając z siebie żadnego dźwięku.
- Wiedziałam, że tu przyjdziesz..
Wzięła z komody jakiś kuferek i wyciągnęła z niego papier. List?
Cześć Astralu,
Wiedziałam, że przyjdziesz. Pewnie zastanawiasz się teraz gdzie jestem? Wydaje mi się, że leżę właśnie po operacji w szpitalu. Nie martw się, ojciec jest ze mną, matka czekała na Ciebie, by przekazać Ci ten list. Nie jestem pewna czy go dostaniesz. Nie jestem też pewna czy szpik się przyjmie. Ojciec włożył strasznie dużo kasy, by znaleźć dawce.. Chciałabym się obudzić z tego pieprzonego koszmaru, by było jak dawniej, bym mogła leżeć na twoich kolanach nie przejmując się niczym. Liam.. Tak strasznie trudno mi o tym mówić. Płaczę pisząc ten list, nie wiem czy jeszcze się spotkamy. Ja tak cholernie żałuje, że wtedy odeszłam. Po co to ukrywałam? Nagięłam własne zasady, przecież mogłam Ci po prostu powiedzieć, że Cię kocham. Kocham tak jak kocha się chłopaka, a nie tylko przyjaciela. Czekam na Ciebie…
Robaczek.
Siedziałem zdezorientowany wpatrując się w pokreślony list. Przejechałem palcem w miejscu, gdzie kapnęła moja łza rozmazując atrament długopisu. Czyli oboje siebie oszukiwaliśmy? Czyli tak naprawdę czuła to samo co ja czułem do niej? I dlaczego nie powiedziała mi wtedy, gdy była w Londynie?
- Pojedzie Pani ze mną? – poprosiłem jej matkę.
Wiedziałem, że pojedzie. Została tu z woli umierającej córki. Umierającej córki…
Zaszlochałem upadając w ramiona kobiety. Pogładziła moje włosy trzęsącymi rękoma.
Po drodze zahaczyłem o jubilera i kwiaciarnie, biorąc coś ‘na szybkiego’. A na miejscu, w szpitalu.. stanąłem ubrany w odzież ochronną pod oknem. Przez szybę widziałem, że spała. Wyglądała jak siedmioletnie dziecko, a z jej ciała odchodziła masa rurek.
Zapukałem pierścionkiem w szybę, machając bukietem jej ulubionych kwiatów. Spojrzała w moją stronę i uśmiechnęła się słabo kiwając głową. Powstrzymałem szloch, spijając własne łzy.
Kolejnego dnia miał zapaść wyrok, szpik się przyjął, bądź organizm go odrzucił. Spędziłem całą noc na krzesełku pod salką, nie zmrużyłem oka przypatrując się temu, jak się męczy. I w końcu rano nadszedł lekarz z wynikami, wpuścił nas bez słowa do pomieszczenia, po chwili jednak się uśmiechając. Usiadłem obok niej wkładając na chude dłonie upragniony pierścionek. Mogliśmy zacząć od nowa…

niedziela, 9 grudnia 2012

Niall (moje XD)

Mój one-shot o Niallu, druga i pierwsza część XD Mam nadzieję, że się spodoba i skomentujecie XD

a jeśli chcecie trzecią to piszcie XDD

@Alice1SS
__________________________________________________________________
Cz. 1

Annabel to prześliczna dziewczyna, której wielkim marzeniem jest dojść do czegoś w życiu. Najodpowiedniejszą dla niej pracą okazała się praca tłumacza. Jest osobą językową, dzięki czemu szybko pojmuję języki. Zna wszystkie bardziej znane języki świata. Dzisiaj miała tłumaczyć wywiad dla polskiego radia. Przyjechała do studia z dużym wyprzedzeniem, wioząc ze sobą mnóstwo książek. Gdy się przyjrzało bliżej można było zauważyć, że są to słowniki. Weszła do środka, gdzie wiał lekki wiatr z klimatyzacji, przez co jej miętowa sukienka z wcięciem w talii rozwiała się, a blond włosy zasłoniły jej piękne szmaragdowe oczy. Co chwila z rąk wypadał jej jakiś przedmiot, tak i też było teraz, gdy chciała wejść do studia. Tylko tym razem nie musiała poradzić sobie z tym sama, jej lekko opalone palce spotkały się z rękoma blondyna, który się pochylał po tą samą rzecz - słownik. Wykrzywiła usta w promiennym uśmiechu i podziękowała. Nic dziwnego, że dziewczyna jest nadal nie śmiała, w końcy tak ogromny sukces osiągnęła w bardzo młodym wieku - zaledwie osiemnastu lat. Weszła do przestronnego pomieszczenie pełnego różnych urządzeń i krzeseł dla widowni. W każdym koncie stały rośliny, a na środku sali był wielki stół z krzesłami ułożonymi w kształcie półkola. Dziewczyna była pod wrażeniem ciepła, które zostało wywołane beżowymi ścianami, pooblepianymi różnymi dziełami sztuki oraz zdjęciami z podobiznami gwiazd. Można było zauważyć, że każde zdjęcie jest podpisane. Najprawdopodobniej przez przedstawioną gwiazdę. Pozostawiła swoje rzeczy przy krześle ze swoim imieniem i nazwiskiem. Przeszła przez pokój pachnący przepięknym zapachem - kawą oraz ciastem. Przeglądała wszystkie zdjęcia gwiazd, oglądała obrazy oraz różne dzieła sztuki. Nie wygląda to jak studio, a raczej pokój zamożnej rodziny - pomyślała.
- Nikogo jeszcze nie ma - spytał chłopak z kręconymi włosami. Miał na sobie białą, trochę spraną koszulkę, sprane levisy oraz białe conversy przed kostkę. Blondynka tylko zaprzeczyła jednym ruchem głowy i wróciła do swojego podziwiania sztuki. W pewnym momencie do pokoju wbiegło czterech chłopców mniej więcej w jej wieku. Jeden z czarnymi włosami i grzywą z blond lokiem miał na sobie dżinsową kurtkę, białą koszulę oraz zwykłe dżinsy i adidasy. Drugi zaś ,brunet, miał na sobie koszulkę w czarno białe paski, sprane mustangi oraz czarne vansy. Ścięty na "jeża" miał na sobie koszulkę dobrze opinającą jego klatkę piersiową, całą białą z niebieskimi rękawami 3/4. Dżinsy zwykłe proste, a co do butów conversy, podobnie co u loczka, białe, krótkie conversy. Ostatni to chłopak, który pomógł  jej podnieść książki. Blondyn o zniewalająco niebieskich oczach miał na sobie białą koszulkę z kwadratowym dekoltem, czarne, proste spodnie oraz białe adidasy za kostkę. Dało się wyczuć, targające pokojem, emocje. Każdy chłopak na sali zadawał sobie jedno i to samo pytanie, jak ma na imię tajemnicza, piękna nieznajoma. Bella przeszła przez pokój i po kolei przedstawiła się każdemu, a ci uczynili to samo. Jak się okazało chłopak w lokach ma na imię Harry, z postawionymi włosami - Zayn, mocno umięśniony - Liam, w koszulce w paski - Louis. Chłopak, którym od samego początku najbardziej zaintrygował blondynkę ma na imię Niall. Spodobało jej się to, takie inne od reszty pomyślała. Uśmiechnęła się do nich i w tym momencie wszedł do sali kamerzysta, dźwiękowiec i reszta ekipy, żeby ustawić wszystko do wywiadu. Cały czar w jednej chwili prysł, wszyscy młodzi skierowali  się do swoich miejsc i zaczęło się. Bella miała dzisiaj dość dużo do tłumaczenia, widownia nie była mała, od małych dziewczynek, po dorosłe kobiety, które zadawały pytania. Przydarzyło się też zauważyć jakiegoś przedstawiciela płci męskiej, ale było ich raczej mało. Po skończonym wywiadzie każda osoba zaczęła się zbierać. Blondynka spakowała jak najwięcej rzeczy do torby, przebrała buty na brązowe baleriny i wyszła z budynku. Na podwórzy ciepły wiatr otulał jej nagie, opalone ramiona. Przed wejściem rozciągały się najróżniejsze odmiany krzewów, kwiatów oraz drzew. Postanowiła przejść parkiem w stronę jej mieszkania. Zaczęła schodzić po schodach, ale uniemożliwił jej to dość mocny chwyt za ramię. Odwróciła się i ujrzała uśmiechającego się blondyna. Spoglądał na nią swoimi błękitnymi oczami i spytał.
- Annabel wiem, że dopiero mnie poznałaś i jestem dla ciebie nieznajomym, ale może dałabyś mi swój numer? Umówilibyśmy się kiedyś? - Dziewczyna stała jak postać woskowa, aż w końcu się ocknęła.
- Oczywiście - podała cyfry. Pożegnała się delikatnym pocałunkiem w polik i odeszła.


cz. 2
Dzisiaj miał być wielki dzień dla Annabell, po tym jak przetłumaczyła wywiad ze znanym zespołem One Direction, blondyn - Niall, co wieczór sms-ował z blondynką. Jej natomiast to nie przezkadzało, w końcu kto by nie chciał, by chłopak, przystojny chłopak, zainteresował się dziewczyną, która miała niskie mniemanie o swojej osobie. Po dwóch tygodniach spotkali się w kawiarni. Dziewczyna ubrana w białą zwiewną sukienkę, brązowe baleriny i w biżuterię weszła do środka. Po chwili dostrzegła chłopaka siedzącego samotnie w rogu restauracji Niall pomyślała. Był ubrany w dżinsowe spodnie do kolana, czarne krótkie conversy oraz Niebieską koszulkę z nadrukiem. Dziewczyna niepewnym krokiem podeszła do chłopaka, bała się, że w pewnym momencie Niall uzna, że nie jest warta jego wolnego czasy i tylko marnuje czas. Wyjdzie nawet bez głupiego muszę coś załatwić. 
- Cześć - powiedziała lekko się czerwieniąc.
- Część, proszę siadaj - powiedział wstając by odsunąć krzesło blondynce. W pierwszych chwilach nie wiedzieli jak mają zacząć rozmowę, obydwoje lekko zawstydzeni tym drugim. Dziewczyna patrząc na chłopaka zapominała jak się składa słowa, zdania. Nigdy nie widziała nikogo tak pięknego, zabawnego i interesującego. Chłopaka onieśmieliła jej niesamowita uroda. Blond włosy okalały lekko opaloną twarz z delikatnymi rysami, szmaragdowe oczy przyciągały uwagę i hipnotyzowały chłopaka. Był gotów nie jeść, nie pić, przestać śpiewać tylko po to, by móc widzieć je codziennie rano. Obydwoje przeżywali to równie mocno, gdyż nigdy nie czuli takich mocnych uczuć względem drugiej osoby, czy się zakochałem? cały czas pytał się w myślach farbowany blondyn. To samo pytanie zadawała sobie w kółko Bella. Żadne z nich nie powiedziało, jeszcze tego głośno, ale wiedzieli, że na pewno będą dla siebie bliscy. Po skończonej kawie, ruszyli spacerkiem do parku. Słońce już zachodziło i powoli stawało się zimno, ale im to nie przeszkadzało, woleli swoje towarzystwo, niż odczuwać bolesną rozłonkę. Dziewczyna zaczęła odczuwać lekkie zimno, lecz próbowała o tym nie myśleć po co? pomyślała żebym opóściła Nialla? Nigdy. Jednak wiecznie nie udało jej się tego ukrywać, chłopak w końcu to zauważył. Gdy usiedli na polanie objął ją ramieniem i lekko rękę przesuwał w górę i w dół, by ocieplić blondynkę. W pewnym momencie obydwoje postanowili coś do siebie powiedzieć, co spowodowało stuknięcie się głowami, zaczęli się śmiać z samych siebie, nie starczało im powietrza i położyli się na trawie.
- Wiesz co Niall? - spytała się dziewczyna, gdy zobaczyła jak Niall kręci przecząco głową kontynuowała - Od dawna nie spędziłam tak miło dnia, dziękuję ci za to.
- Nie ma sprawy, ale wiesz, mogę ci szybko go popsuć - powiedział. Blondynka stwierdziła, że jej obawy się sprawdziły. Chłopak uważał ja za nudną i postanowił ją opóścić. Lecz ta nie wiedziała co w zanadrzu ma farbowany blondyn. Lekko się podniósł i usiadł okratkiem na dziewczynie. Nie wiedział co nim kieruje, to było tak jakby jakaś niewidzialna siła pchała go to rzeczy, których by normalnie nie zrobił. 
- Nie, Nie i jeszcze raz NIE! - ale było już za późno, Niall zaczął gilgotać Belle. - Proszę, przestań zrobię wszysto tylko PRZESTAŃ! - dziewczyna nie wiedziała na co się piszę, ale chłopak zamiast powiedzieć, jej to co zamierzał, lekko się schylił i... lekko ją pocałował. To było coś magicznego, coś czego obydwoje pragnęli. Początkowo Annabell nie wiedziała co się dzieję, lecz po chwili odwzajemniła pocałunek. 
- Przepraszam - Powiedział Niall - Na prawdę mi przykro nie chciałem, może ... - Bella przerwała mu wywód kolejnym pocałunkiem. Niall, nie wiedział, że dziewczyna choć w pewnym stopniu może odczuwać to samo co on. Ich usta pasowały do siebie idealnie. - Dobra czegoś nie rozumiem - powiedział, gdy się od siebie odsunęli, by zaczerpnąć powietrza po gorącym pocałunku - ty mnie lubisz? Ale nie tak jak przyjaciela tylko...
- Tak lubię cię Niall, nawet sama nie zdawałam sobie sprawy, że tak bardzo. - Przerwała mu. Ostatnie słowo wypowiedziała patrząc na jego usta.
- Czy to znaczy...?
- Tak Niall, jeśli oczywiście tylko zechcesz... - Tłumaczka, nie była pewna do czego to zmierza, ale jednego była pewna, że nie wierzy w to co się przed chwilą stało. Niall James Horan, idol nastolatek, członek One Direction, zespołu, który ma za sobą dwa albumy, wygraną nagrodę VMA BRIT oraz wiele innych, chciał, by z nim chodziła. Dla takiej szarej myszki, był to wielki krok. Ledwo co się oswoiła z myślą, że została rozpoznawalna bardzo dobrze w swoim fachu, ale to... nie dało się tego opisać. Była wniebowzięta, że coś takiego się jej przytrafiło.

- Jak mógłbym nie chcieć? Jesteś najpięknięjszą, najzabawniejszą, najinteligentniejszą dziewczyną jaką kiedykolwiek spotkałem - na samym końcu złożył jej gorący pocałunek na ustach.
- Powiedzmy, że ci wierzę - zaśmiała się - a teraz może chciał być ze mnie zejść grubasie? - Zaśmiali się obydwoje na słowa dziewczyny. Gdy chłopak wstał i pomógł dziewczynie ruszyli w kierunku mieszkania chłopaka, by mogła lepiej poznać jego przyjaciół. Resztę dnia i nocy spędzili w swoim towarzystwie, a także osób trzecich.

piątek, 7 grudnia 2012

Liam (+18)

I co z konkursem? XD
______________________________

Właśnie wracałaś z Liam'em z zakupów. Chłopak niósł dwie pełne torby, a ty czytałaś jakiś katalog. Weszliście do budynku, w którym mieszkacie i skierowaliście się do windy. Nacisnęłaś guzik przywołujący ją i po chwili otworzyły się drzwi. Weszliście do windy i znowu zajęłaś się gazetką. Liam wcisnął dziesiątkę, bo na to piętro się kierowaliście i winda ruszyła.
- Co tam jest ciekawego ? - spytał.
- Nic, tak przeglądam, bo kończy mi się ten perfum od ciebie i muszę kupić sobie nowy. - uśmiechnęłaś się i znów zatopiłaś wzrok w katalogu.
Nagle winda stanęła. Przewróciłabyś się, ale na szczęście był tam Liam i wpadłaś na niego.
- W porządku ? - spytał.
- Ze mną tak, ale co jest z windą? - zaczęłaś dusić każdy guzik po kolei, ale winda ani drgnęła.
- No to chyba tutaj posiedzimy. - zrezygnowany usiadł na podłodze opierając plecy o ścianę.
- Nawet o tym nie myśl. Dzwoń do kogoś. Przecież nie będziemy tutaj siedzieć.
- Nie denerwuj się tak tylko siadaj obok. - poklepał ręką miejsce obok siebie.
- Liam proszę zadzwoń do chłopców. - w tym momencie chłopak wyjął telefon i wykręcił numer któregoś z chłopców. Po chwili jednak odłożył komórkę. - Co jest ?
- Nie ma zasięgu.
- Co ?! - zaczęłaś wzdychać zdenerwowana. - No, ale jak ? Może mówili, że winda nie działa ?
- Nic nie wiem. - skrzyżowałaś ręce na piersiach, zmarszczyłaś czoło i siedziałaś wściekła. Liam się uśmiechał. - Uwielbiam kiedy się denerwujesz.
- Liam ja nie mam ochoty na żarty.
- Ja też nie mam na żarty, ale mam na coś innego.
- Na co ? - spytałaś unosząc brew.
- Na ciebie.
- Oj ja też mam na ciebie ochotę, ale nie wejdziemy tak szybko do mieszkania.
- A kto powiedział, że mamy iść do mieszkania. Jesteśmy sami, uwięzieni w windzie. Nikt nam nie przeszkodzi.
- Chyba oszalałeś.
- Nie oszalałem. - zaczął całować cię po szyi.
- Liaś. - odsunęłaś się delikatnie. Spojrzałaś na niego, a on oczywiście zrobił tą swoją minę przy której ulegałaś zawsze. Kręciłaś przecząco głową, bo nabierałaś się zawsze. Tym razem chciałaś wygrać, ale on niestety był w tym za dobry. Usiadłaś na niego okrakiem. W swoje aksamitne dłonie ujęłaś jego policzki i pocałowałaś go. Pocałunek był czuły. Wargi idealnie do siebie pasowały, a języki dopełniały się w wolnym tańcu. Czułaś jego ręce na swoich pośladkach, a później na plecach. Zaczął odpinać guziczki twojej koszuli w kratkę. Uśmiechał się. W jego oczach widać było iskierki. Dotykałaś jego twarzy jakbyś chciała odkrywać ją na nowo. Obrysowywałaś kontury wilgotnych ust. Rozpiął koszulę. Odchylił ją by móc zobaczyć twój brzuch i piersi, które schowane były pod stanikiem. Składał krótkie pocałunki w okolicach dekoltu. Masował piersi przez stanik. Uwielbiałaś kiedy je dotykał. Włożyłaś ręce pod koszulkę. Dotykałaś jego wyrzeźbionego torsu. Ramion i barków. Spoglądałaś na niego. Uśmiechał się cwaniacko. Pierwszy raz robiłaś to w takim miejscu. Na szczęście ubrałaś stanik z zapięciem z przodu więc Liam nie miał żadnych problemów z jego odpięciem. Dotykał twoich piersi. Pieścił językiem. Ssał. Przygryzał je. Twardniały. Były jak małe kamyki. Rozpiął twoje spodenki. Delikatnie się uniosłaś i pomogłaś im opaść. Następnie ty zrobiłaś to samo z jego spodniami. Liam wstał z tobą na rękach. Przyparł cię do ściany. Nogi miałaś owinięte wokół jego bioder. Całował szyję. Przygryzałaś dolną wargę, a palce zatopiłaś w jego włosach. Dotykał twojej kobiecości przez majtki. Robiłaś się wilgotna. Wzdychałaś. Pozbył się twoich majtek i nadal cię pieścił. Najpierw pobudzał dłonią wzgórek łonowy, potem palcem łechtaczkę. Pragnęłaś by już w ciebie wszedł, ale on miał ochotę się jeszcze zabawić. Złożył kolejne pocałunki na twojej szyi. Zdjął swoje bokserki i wszedł w ciebie delikatnie. Poruszał się w przód i w tył. Jęczeliście oboje. Zacisnęłaś palce na jego plecach. Poruszał się szybciej, bardziej dynamicznie. Wasze oddechy były niespokojne. Pocałował cię namiętnie. Czuł, że dochodzi więc z ciebie wyszedł. Ubraliście bieliznę i nagle winda się otworzyła. Strasznie się wystraszyłaś. Na szczęście miałaś na sobie koszulę. Szybko zapięłaś guziki i włożyłaś spodnie. Liam też się spieszył. Śmialiście się z siebie. Wzięliście zakupy i wróciliście do domu.
- Wiesz co chyba nie czuje się spełniona. Chodźmy to dokończyć. - powiedziałaś i pociągnęłaś go za koszulkę, ciągnąć do sypialni. Dokończyliście to co zaczęliście w windzie. 

Harry (+18) + konkurs

Mam taki fajny pomysł, może zrobic konkurs? taki na wasze prace, prześlecie mi je, może być:


  • opowiadanie
  • one shot
  • inne 
związane z 1D, i co piszecie się na to? nagrodą będzie opublikowanie na wszystkich moich blogach linku do opowiadania lub całego one shota, lub czegoś innego.
Prace, linki przysyłać na alison123456798@gmail.com do 30 stycznia, jeśli wyfracie to wam odpowiem i wstawie linka, jeślie się zgodzicie XD

1st: opublikowanie, dodanie linku w co najmniej 10 postach + dodawanie linka na mojego twittera i reszcie opowiadań XD
2nd: opublikowanie, dodanie linku w co najmniej 5 postach
3d: opublikowanie dodanie linku w co najmniej 3 postach.

Kto się piszę wysyłać prace i zgłaszać się pod postem XD

@Alice1SS
__________________________________________________________________

- Przejdź w końcu do rzeczy. - powiedziałam wstając z kanapy i patrzyłam na mojego przyjaciela.
- Dzisiaj jest ta impreza u moich kumpli, mówiłem ci o niej jakieś dwa dni temu. Do dzisiaj sam nie wiedziałem czy tam pójdę. W końcu Alexis też tam będzie. Pomyślałem sobie, że może poszłabyś ze mną jako osoba towarzysząca?
- Ja? - spytałam wskazując na siebie palcem.
- No ty. Proszę.
- Mam być po to by wzbudzić w niej zazdrość co? - uśmiechnęłam się.
- Nie, chciałem.. no dobra, ale wiesz, że i tak cię uwielbiam nie..?
- Oj głupku mój. Dobrze pójdę. Kiedy to jest?
- No dzisiaj.
- To już mówiłeś. O której ?
- O ósmej po ciebie będę. - spojrzałam na zegarek miałam trzy godziny. Na zakupy już żadne nie pójdę, ale coś się wymyśli.
- Okej. To czekam. - ucieszył się jak małe dziecko i pocałował mnie w policzek.
Poszłam na górę wybrać strój na wieczór. Nie przepadałam za sukienkami dlatego wybrałam krótkie ciemne spodenki, czarną bluzkę, która była ozdobiona cekinami przy dekolcie i krótką, skórzaną, czarną kurteczkę z rękawem do łokci. Wysokie, czarne szpilki i makijaż. Włoży spięłam w kok. Kolczyki, bransoletka na lewą rękę i byłam gotowa do wyjścia. Czekałam chwilę na Max'a, ale zjawił się na czas. Szliśmy jakieś piętnaście minut. Moim oczom ukazał się wielki dom.
- To tutaj?! - zdziwiłam się.
- Tak. Chodźmy. - nie ukrywałam swojego zdziwienia. Z kim on się zadawał? Kto normalny mieszka w takim domu? Otworzył drzwi i pozwolił wejść mi pierwszej. Podszedł do nas jakiś ciemny chłopak.
- Siema stary. -przybili sobie piątkę.
- To jest [twoje imię]. - powiedział Max wskazując na mnie.
- Miło mi cię poznać. Ja jestem Zayn. - podał mi rękę.
- Mi również miło.
Impreza najwidoczniej już trochę trwała, bo "parkiet" był zapełniony tańczącymi, młodymi ludźmi. Zayn wprowadził nas bliżej. Szatyn z którym przyszłam wypatrywał swojej byłej. Czułam się trochę nieswojo, nie znałam tutaj nikogo, a tak naprawdę jestem tylko po to, by Alexis zobaczyła mnie z Max'em. Mulat podał mi kieliszek, a ja bez zastanowienia wypiłam wszystko co się tam znajdowało. Pomyślałam, że lepiej się zabawić. Nie zawsze jest się młodym, a mi dobra impreza się przyda. Wypiłam jeszcze dwa drinki i poszłam z Max'em na parkiet. Tańcząc zauważyłam jak z niedawno poznanym przeze mnie Zayn'em rozmawiał chłopak z burzą ciemnych loków. Był nieziemsko przystojny. Ale oczywiście na pewno zajęty. Tacy nigdy nie są wolni, albo nigdy nie są dostępni dla mnie. Max przybliżył mnie do siebie.
- Alexis patrzy. Udawaj, że dobrze się bawisz. - powiedział do mojego ucha.
- Max ja nie muszę udawać. Bawię się dobrze. Patrzy? -spytałam. Pokiwał głową. Wzięłam jego dłonie na swoje pośladki i zaczęłam kręcić biodrami w rytm znanej mi piosenki. Widziałam, że chłopak zdziwił się moim zachowaniem, ale skoro chciał, żeby jego eks była zazdrosna to był to świetny pomysł.
- Idzie tutaj. - usłyszałam jakby wystraszony głos szatyna.
- Co? - spytałam, ale już wiedziałam, że usłyszałam dobrze.
- Cześć. Mogłabym zrobić odbijanego? - spytała mierząc mnie od góry do dołu. Wiedziałam, że mój przyjaciel tego pragnie no więc odeszłam. Poklepałam go jeszcze po ramieniu. Poprosiłam jakiegoś blondyna, by zrobił mi mocnego drinka. Uśmiechnął się słodko i podał szklankę. Kolejnego drinka wypiłam duszkiem i poszłam do łazienki. Oparłam się o blat przy umywalce. Spojrzałam w lustro. Przymknęłam na chwilę oczy. Kręciło mi się w głowie.
Nagle poczułam na swoich pośladkach czyiś dotyk. Otworzyłam szybko oczy i w odbiciu w lustrze zauważyłam chłopaka. Tego samego, który rozmawiał z Mulatem. Z burzą ciemnych loków. Miał piękne zielone oczy. Dotykał moich bioder. Nie wiedziałam co on wyprawia przecież nawet go nie znam.
- Odkąd przyszłaś nie mogę oderwać od ciebie wzroku. - wyszeptał do ucha. Jego prawa dłoń szła coraz wyżej. A językiem bawił się muszelką ucha. Nie wiem dlaczego, ale nie chciałam żeby przestawał. Uśmiechał się w taki sposób, że gdyby nie on i blat pewnie bym upadła, bo nogi miałam jak z waty.
- Zaszalejemy? - patrzył w nasze odbicie, bo tam spotykały się nasze spojrzenia.
Nie odpowiedziałam. Wziął to chyba jako znak, że mam na niego taką samą ochotę jak on na mnie. Delikatnie ustami muskał szyję. Jego ciepły oddech sprawił, że aż się wzdrygnęłam. Dłonie krążyły po moim ciele. Czułam dotyk na biodrach. Zdjął delikatnie moją kurteczkę. Pozwolił opaść ramiączkom od bluzki i stanika. Całował ramiona. Dotykał rąk. Zamykałam powieki. Oddychałam szybciej. Dreszcze przechodziły przez ciało. Zdjął bluzkę. Patrzył przez chwilę na moje piersi, które były jeszcze schowane pod stanikiem. Dotykał brzucha i skóry dekoltu. Gęsia skórka pojawiła się na ciele. Jeździł po plecach. Odpiął stanik i rzucił go na podłogę. Ujął w dłonie moje piersi. Dotykał i ugniatał delikatnie. Sutki robiły się coraz twardsze. Jego prawa dłoń powędrowała pomiędzy moje uda. Dotykał mnie przez materiał, a ja delikatnie się unosiłam i przygryzałam wargę. Uśmiechnął się cwaniacko widząc moją reakcje. Odpiął spodenki i pomógł im opaść. Kolejny raz mnie dotykał. Teraz dotyk był bardziej odczuwalny i bardziej podniecający. Robiłam się wilgotna. Biodra zaczynały tańczyć. Kolejny raz penetrował całe moje ciało. Wszystkie wypukłości. Był taki delikatny. Odwrócił mnie w swoją stronę. Zdjął moje majtki. Patrzył na mnie pożądliwym wzrokiem. Obrysowałam palcem kontury jego rozpalonych ust i wpiłam się w nie. Całowałam zachłannie. On odpowiadał jeszcze bardziej niegrzecznie. Przygryzaliśmy wargi, a języki ze sobą walczyły. Włożyłam ręce pod jego koszulkę. Zdjęłam ją. Dotykałam jego nagiego ciała. Wyrzeźbionego torsu, barków i ramion. Uniósł mnie za pośladki i usadowił na blacie. Odpiął pasek od spodni i zdjął je zostając w czarnych bokserkach. Rozszerzył moje uda. Stanął pomiędzy nogami. Dotykał mojej nagiej kobiecości. Patrzył mi w oczy, a ja nie odwracałam wzroku. Oboje mięliśmy iskierki w oczach. Wzdychałam z podniecenia. Zbliżył swoją twarz. Przygryzł moją dolną wargę. Zachichotałam. Chciałam by już we mnie wszedł. Sięgnął jeszcze na chwilę do spodni. Przyglądałam się jego ruchom. Wyjął prezerwatywę. Zdjął bokserki i ubrał swojego przyjaciela. Wszedł we mnie gwałtownie i głęboko. Poruszał się szybko i dynamicznie. Brunet pogłębiał ruchy biodrami. Jęczeliśmy oboje. Z rozkoszy odpływałam w inny świat. Wszystko nagle przestało mieć znaczenie. Liczyła się tylko ta chwila. Nasze ciała które tworzyły jedność. Poruszał się coraz mocniej. Szczyt był już bardzo bliski do osiągnięcia. Potężny fale orgazmu przeszły przez nasze ciała. Krzyknęliśmy oboje. Wyszedł ze mnie. Zaczął się ubierać. Ja siedziałam tak jak mnie pozostawił i przyglądałam się jemu. Uśmiechał się uroczo. Podszedł do mnie i wsadził język pomiędzy spełnione wargi. Stykał się z moim.
- Czekam na parkiecie. - puścił do mnie oczko, po czym wyszedł z łazienki. Ubrałam się i wyszłam z pomieszczenia  cała w emocjach. Nie potrafiłam opisać swojego stanu, ale na pewno niczego nie żałowała. Zauważyłam go na parkiecie. Patrzył jak się do niego zbliżam. Zarzuciłam ręce na jego kark, a on ułożył swoje na moich pośladkach i tak przetańczyliśmy całą imprezę. Następnie całe życie.. 

Harry

Piękne, o miłości i wgl. ja czytałam przy tym  CeCe Frey - Because of You  i dało to niesamowity efekt, więc radzę byście też to włączyli, gdy będziecie czytać :')
________________________________________________________

Zadzwoniła i powiedziała, że potrzebuje rozmowy. Ze mną. Dawno jej nie widziałem. Odeszła tak zwyczajnie bez słowa, a teraz chciała się spotkać?
Czekałem w kawiarni. Oprócz mnie było jeszcze dwóch klientów. Dokładniej para. Cała kawiarnia była ciemna, a nad stolikami świeciły się tylko małe światełka, które nadawały klimat temu miejscu. Za oknem okropna ulewa. Bałem się, że nie dotrze na spotkanie. Często się nie zjawiała. Czekałem już pół godziny. Serce mi biło jak opętane. Myślałem o niej. Tak bardzo za nią tęskniłem. Patrzyłem w filiżankę z kawą. Nagle usłyszałem dzwonek, który wisiał nad drzwiami i obwieszczał przyjście nowego klienta. Wejrzałem w górę. Stała tam. Wyglądała niesamowicie. Mimo iż miała na sobie smutny, czarny jak dzisiejsza pogoda płaszcz. Rozglądała się przez chwilę. Jej wzrok zatrzymał się na mnie. Pomachałem do niej delikatnie. Szła z lekkim uśmiechem. Wstałem z krzesła i gdy tylko podeszła mocno wtuliłem ją w swoje ramiona. Miała cały mokry płaszcz od kropli deszczu. Parasol nie pomógł. W oczach czułem zbierające się łzy. Leciutko się ode mnie oderwała by spojrzeć w moje oczy. Usiedliśmy do stolika. Podeszła do nas młoda kelnerka i zamówiłem dwie kawy. Kolejna dla mnie i dla [twoje imię]. Nie potrafiłem niczego powiedzieć. Przyglądałem się jej twarzy. Tego jak bardzo się zmieniła przez ostatnie miesiące. Jej oczy nadal były takie same. Skrywały w sobie wielką tajemnicę. Poczułem jak palcem przejechała po mojej dłoni. Spojrzałem na prawą rękę, a potem znowu na nią.
- Tak bardzo za tobą tęskniłam.. - wyszeptała.
- Dlaczego odeszłaś? - spytałem półgłosem.
- Nigdy tego nie zrozumiesz..
- Spróbuje.
- Nie.. - wypuściła oddech. Przymknęła na chwileczkę powieki i po policzku spłynęła ledwo widzialna łezka. Chciałem otrzeć policzek, ale nie pozwoliła.
- Obiecałaś. - tym razem ja szepnąłem.
- To zbyt trudne Harry. - miała taką smutną twarz. - Gdyby to wszystko inaczej się potoczyło nigdy bym cię nie zostawiła. Zawsze cię kochałam i kocham. Będę kochała Harry. Rozumiesz? - ścisnęła mocniej moją dłoń.
- Obiecaj, że teraz już nie odejdziesz. Zawsze będziesz przy mnie. - patrzyłem w jej oczy. Dostrzegałem tam tylko ogromny ból i strach. Przez chwilę milczała.
- Lepiej nie obiecać czegoś.. co i tak się złamie.
- Znowu odejdziesz? Zostawisz mnie bez słowa?
- Gdybyś był na moim miejscu zrobiłbyś to samo.
- To pozwól mi być na twoim miejscu. - uniosłem delikatnie ton. - No pozwól! Chcę wiedzieć jak się czujesz! - krzyknąłem. Ludzie, mimo iż było ich mało, spojrzeli na mnie, a mi zrobiło się trochę niezręcznie. Kolejne łzy spłynęły po jej policzkach. Czułem jak uścisk na moich dłoniach słabnie. Bałem się, że zaraz ją stracę. - Nie pozwolę byś odeszła. Nie pozwolę ci na to. - odwróciła wzrok.
- Harry to koniec. Ja.. muszę odejść. - teraz już w ogóle nie czułem jej delikatnych dłoni na swoich. - Rozumiesz? Odchodzę. - wypowiedziała i wstała z krzesła.
- Nie możesz. Za dużo przeżyliśmy. Nie możesz. - głos mi się łamał. Również uniosłem się z krzesła i chciałem ją zatrzymać. Jej dłonie dotknęły mojej twarzy. Błądziły po niej jakby były prowadzone przez ślepca.
- Zawsze będziesz wszystkim. Całym światem, sercem, celem, sensem mojego życia. Będziesz tutaj. - wskazała swoje serduszko. - Nigdy, przenigdy nikt nie zajmie twojego miejsca. Teraz pozwól mi odejść. - musnęła delikatnie swoimi wargami moje i odeszła. Serce mi stanęło. Stałem i patrzyłem jak odchodzi. Po poliku spłynęła słona kropla. Nawet kilka. Przełknąłem głośno ślinę. Z bezsilności usiadłem na krześle. Schowałem twarz w dłoniach, a z oczu spływały łzy.. Nawet nie próbowałem ich zatrzymać.

" Drogi Harry,
Gdybyś tylko wiedział jak bardzo cierpię. Jak bardzo cierpię nie móc być przy Tobie. Tak cholernie Cię kocham. Zawsze będziesz wszystkim. Nigdy Ciebie nie zapomnę, a Ty proszę byś nie zapomniał mnie. Nasze ostatnie spotkanie było dla mnie bardzo bolesne, ale uwierz, że nie mogłam Tobie o niczym powiedzieć. Wiedziałam, że wtedy nie pozwoliłbyś mi odejść. Choroba wszystko zniszczyła. Zniszczyła całe moje życie. Gdybym mogła zrobiłabym wszystko, żeby nie odczuwać tego cholernego bólu. Cierpienia jak i bólu jaki zadaje mi białaczka. Zrobiłam to by było ci łatwiej. By było łatwiej pogodzić ci się z moją śmiercią. 
Gdy to czytasz mnie już nie ma, ale uśmiecham się tam z góry patrząc na ciebie i wspierając. Będę zawsze gdy będziesz mnie potrzebował. Nie łam się. Idź przez życie dalej. Dąż do celu. Spełniaj marzenia. Dla mnie.. Nigdy się nie poddawaj. Nigdy. Ja się poddałam. Przegrałam. Przegrałam wszystko i Ciebie.. Przepraszam. Zawsze będę Cię kochała.


[Twoje imię]"

poniedziałek, 26 listopada 2012

Harry

Gejowska GENIALNA opowieść z Harrym, od razu mówię, że to nie jest o Larry, ani o innym z bromanców, to jesy zwykły one-shot... tylko gejowski XD

link do oryginału: http://emma-oneshots.blogspot.com/

_______________________________________________________________



  Wtorek, 18:37- Oj nie przesadzaj, Harry… nie wychodziłeś przez całe dwa tygodnie! – jęczał mi nad uchem mój najlepszy przyjaciel, Louis Tomlinson, stojąc w progu mojego małego i zagraconego mieszkania, które dzieliłem z współlokatorem, Niallem; obydwoje wprost ubóstwialiśmy bałagan, Niall lepiej się nawet w nim odnajdywał niż ja. – Nie możesz od czasu do czasu się rozerwać?Spojrzałem na niego z politowaniem, wzdychając głośno i trochę zbyt ostentacyjnie, poprawiając loki, które opadły  mi na czoło. Louis przytupywał nogą, czekając na jakąkolwiek odpowiedź z mojej strony, a ja czułem się osaczony, pod ostrzałem jego niebieskich oczu, które narzucały mi, co mam powiedzieć. Najchętniej zignorowałbym Louis’ego i rzucił się na kanapę, przykrywając kocem. Nie chciało mi się nigdzie wychodzić, a szczególnie do jakiegoś miejsca publicznego. Klubu, na przykład. Wystarczająco dużo godzin spędziłem w swoim życiu na pijaństwie, które dodawało animuszu i pewności siebie. Zatapiałem się w alkoholu. Chciałem przestać, ale… nie potrafiłem.Gdy piłem, zapominałem. Gdy wypalałem już drugą połowę paczki (chociaż obiecywałem sobie wcześniej, że zapalę maksymalnie dziesięć papierosów), zapominałem. Wszystko wydawało się być ucieczką… od życia, tak myślę. Tego okrutnego i cierniowego życia, które kuło mnie tak mocno, że krwawiłem. Nie miałem pojęcia, jak powinienem do rozegrać. Nie chciałem się starać. Po co to robić, skoro i tak się stoczę? To bezsensowne, jak większość rzeczy, które się robi w życiu.Everything is pointless.Może dlatego wtedy, zamiast odmówić Louis’emu powiedziałem „tak”? Kto wie. Ważne, że podjąłem decyzję, dziesięć minut potem zakładając na siebie swoją skórzaną kurtkę i zamykając mieszkanie na klucz, zostawiając Niallowi wiadomość, że będę w nocy albo nad ranem. Bo skoro był środek tygodnia… to mogłem wrócić później, by wymigać się do pójścia na wykłady następnego dnia. W końcu kac sam się nie wyleczy.Jednak tamtego wieczora byłem na granicy szaleństwa, na granicy wytrzymałości. Czułem, że jeśli czegoś nie zrobię, to kompletnie zwariuję, ale nie miałem pojęcia, co to powinno być. Może mam skoczyć z dachu? Albo zalać się w trupa? W każdym razie, miałem dosyć siebie, dosyć otaczającego mnie świata i dosyć czegokolwiek wokół mnie. Najchętniej wymazałbym to wszystko ogromną gumką. I może przy okazji wymazałbym także siebie.Małą, pozorną, nic nie znaczącą istotkę. Tak malutką, że aż mikroskopijną. Wyglądającą na olbrzyma, ale tak naprawdę skrywającą popękaną duszę, której nie da się już posklejać. Rozpadła się na kawałki po rozwodzie rodziców. Dawno temu, miałem może jakieś siedem lat. Nie potrafiłem się z tym pogodzić, obarczałem siebie winą. Bo byłem w jakimś stopniu winny; nikt mi nigdy nie powiedział, że nie. Moja siostra, Gemma zamknęła się we własnym świecie, ale jakoś się pozbierała. Lecz nikt nie zainteresował się… mną. Bo udawałem za maską, że wszystko jest w porządku. Chyba nie muszę mówić, że nie było?Stałem się upadłym aniołem, pozornie wesołym, w głębi umierającym, czekającym na dobijający cios. Czekałem na niego, jak na błogosławieństwo, ale nie nadchodził. Powoli zaczynałem wątpić, dlatego wziąłem sprawy w swoje ręce.Może dlatego wtedy, gdy poszliśmy z Louis’m do klubu, piłem wszystko, co mi oferowano. Pod koniec nie przeszkadzała mi nawet duchota, panująca w klubie, ani napalone i niezaspokojone laski ocierające się o mnie. Nie chciałem ich, wolałem chłopaków, ale taktownie udawałem, że interesuje mnie i pochłania taniec z nimi. Jestem czymś, czego nigdy nie zasmakują. Jakby zakazanym owocem, opierającym się nogami i rękami. Te dziewczyny nigdy nie będą tym, czy chciałem, by były.Zdusiłem w sobie odruch wymiotny, gdy jedna z nich chwyciła lekko mój pośladek. Nie mogłem już wytrzymać, to było ponad moje siły. Z siłą odepchnąłem ten harem i rzuciłem się pędem do łazienki, potykając się o własne nogi. Nigdzie nie widziałem Lou, ale moim celem było dotarcie do kabiny i wyrzucenie z siebie wszystkiego, co niepotrzebne. Dławiłem się tym. W końcu, gdy chwyciłem się lewą ręką muszli klozetowej, klęcząc przed nią na kolanach w zamkniętej kabinie, wszystkie mdłości przeszły mi jak ręką odjąć.Oddychając szybko, dotknąłem czołem zimnego gipsu, czując pulsujący ból w skroniach. Zmarszczyłem mocno brwi, ale to nie pomogło. Chwiejnie wstałem, czując, jakby moje nogi ważyły z tonę. Poczłapałem na zewnątrz łazienki, rozglądając się za Louis’m, ale nigdzie go nie było. W moim umyśle odzywał się instynkt zabójcy. O, nie, nie miałem zamiaru zabić nikogo innego oprócz… siebie. I teraz nikt nie był w stanie mi przeszkodzić.W mojej kieszeni grzechotało opakowanie bardzo silnych tabletek przeciwbólowych, potrafiących zabić ludzi, którzy mają chociaż śladowe ilości alkoholu we krwi. Więc mi starczyła tylko jena tabletka. Taka mała i niepozorna tabletka, zupełnie jak ja. A tyle potrafiła zdziałać.Miała wielką moc.Nie do końca wiedząc, co zamierzam zrobić ani gdzie się udać, zacząłem się pchać pomiędzy pijanymi ludźmi. W tym szaleństwie jest metoda.
Noc była czarna, tak samo jak chodnik, po którym stąpałem. Kostka zlewała się w jedno. Usiadłem gdzieś na krawężniku, nie przejmując się krzywo patrzącymi na mnie ludźmi i wyjąłem z kieszeni opakowanie i wysunąłem na środek ręki jedną, białą pigułkę. Przyglądałem się jej, ślizgając ją pomiędzy palcami, kciukiem i wskazującym, wpatrując się w nią, jak zahipnotyzowany. To miał być koniec. Nawet z nikim się nie pożegnałem. Nikt nie wiedział, jaki czeka mnie los. Lou pewnie się martwi, gdzie jestem.Powoli włożyłem ją do ust i czując słodkawy posmak otoczki, połknąłem bez popijania. Teraz wystarczy czekać na efekty. Naprawdę, dużo czasu nie minęło, gdy obraz zaczął mi się rozmazywać. Ach, jak błogo, nic nie czuć w kończynach. Jak błogo uderzyć policzkiem o beton i nie czuć nawet jego zimna. To wszystko jest takie…. Inne.A myślałem, że umieranie boli. Głupi ja.  Środa, 01:50Wisiałem na ramieniu JJ’a i Josha, podśmiechując się cały czas jak szalony. Dobrze wiedziałem, że to niezbyt odpowiedni czas, na tego typu imprezy, ale nie potrafiłem odmówić moim najlepszym kumplom. Szczególnie, że oblewaliśmy zdanie przeze mnie prawa jazdy. Jakoś wcześniej nie potrafiłem się na to zebrać, ale kiedy przeprowadziłem się z Bristolu do Londynu musiałem zacząć być niezależny. Mieszkałem z nimi, ale zarabiałem już na swój własny rachunek. Czas stać się dorosłym.Tylko, że nikt nie zapytał mnie, czy chcę być dorosły. Rodzice po prostu dali mi znać, że mam zapełnione konto i mam się wyprowadzić, bo ich młodszy, lepszy syn musi mieć więcej miejsca do rozwoju. Czasami nienawidziłem go za to, że skupiał na sobie całą ich uwagę. Od kiedy się urodził, stałem się nikim. Nie, żebym przedtem był kimś. Przedtem też byłem nikim, ale bardziej kimś. Wiem, skomplikowane. I chyba tylko ja to zrozumiem.JJ i Josh poniekąd zastępowali mi prawdziwą rodzinę, której nigdy nie miałem. Byli dla mnie jak bracia, ale nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że mimo wszystko z mojej strony jest jakiś dystans. Ale oni zachowywali się jak na braci przystało – nadal trwali u mojego boku. I świetnie dogadywaliśmy się mimo różnicy wieku. Ja byłem tym najmłodszym. Jak zwykle…Czknąłem cicho (a przynajmniej miałem nadzieję, że cicho), a JJ i Josh zaczęli się śmiać, chwytając się za brzuchy. Starałem się zachować powagę, ale nie mogłem. Po chwili razem z nimi zataczałem się ze śmiechu po opustoszałej ulicy Londynu.Nagle, gdy skręciliśmy w lewo, zauważyłem, jak ktoś leży, może jakieś dwieście metrów przed nami; jednak tylko ja widziałem tą nienaturalnie przekrzywioną sylwetkę. Zatrzymałem się, a JJ i Josh zaprotestowali pijacko. Zmarszczyłem brwi i zmrużyłem oczy, próbując wyostrzyć obraz.- Ktoś… ktoś tam jest - mruknąłem, a JJ przerwał mi:- Pewnie jakiś pijak, nie przejmuj się nim, George!Zobaczyłem, jak postać przewraca się na plecy, a następnie zamiera. Może JJ miał rację i to był tylko włóczęga zamroczony wódką. Jak gdyby nigdy nic ruszyliśmy dalej ulicą, coraz bardziej zbliżając się do tego człowieka. Gdy przeszliśmy obok niego, zauważyłem, że wcale się nie rusza. To mnie zaalarmowało.- Ej, chłopaki, z nim naprawdę chyba jest coś nie tak – powiedziałem, a język nadal plątał mi się lekko przez alkohol. – Zobaczcie… nie wygląda na bezdomnego.Pomimo protestów Josh’a i JJ’a kucnąłem, chwiejąc się, przy chłopaku. Wyglądał na mniej więcej tyle samo lat, co ja. Jego kręcone, brązowe włosy opadały mu lekko na twarz, a oczy były zamknięte. Oddychał szybko, a w ręce trzymał opakowanie tabletek. Otworzyłem szerzej oczy ze zdziwienia, nie mogąc pokojarzyć aktów przez promile, ale gdy dotarła do mnie powaga sytuacji, od razu sięgnąłem po telefon.Pogotowie ratunkowe, w czym mogę pomóc? – usłyszałem kobietę po drugiej stronie.- Znalazłem nieprzytomnego chłopaka na rogu Greater London i Bateman Street. – zacząłem mówić, a serce waliło mi jak szalone.Wiadomo, dlaczego stracił przytomność? – gdybym mógł, to chyba walnąłbym tą kobietę.- Nie wiem, przecież go znalazłem, tak? – warknąłem, trochę niegrzecznie, a za mną JJ zachichotał.Karetka jest w drodze, a w tym czasie, proszę mi powiedzieć, czy czuć u poszkodowanego puls? – chwyciłem niezdarnie przedramię chłopaka i chwyciłem go dwoma palcami za nadgarstek; jeszcze żył…- Tak, wyczuwam puls – odpowiedziałem, odkładając rękę na brzuch nieznajomego.Proszę ułożyć go w pozycji na plecach i jeśli można, proszę trzymać nogi poszkodowanego w górze – przywołałem JJ’a gestem ręki, nakazując mu, by trzymał nogi chłopaka; Josh ukucnął obok mnie, podkładając mu swoją kurtkę pod głowę. – Oraz rozluźnić odzienie wierzchnie przy szyi. –rozpiąłem mu kilka guzików koszuli. – I zapewnić mu dostęp do świeżego powietrza.Miałem ochotę krzyknąć, że jesteśmy na dworze, ale zamiast tego westchnąłem, trąc skroń. Kto wpuścił tą kobietę na to stanowisko i czy ona kiedykolwiek słucha, co się do niej mówi? Para wyleciał z moich ust. Było już trochę zimno. Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłem? Gdzieś z daleka zaczął dochodzić odgłos karetki. Nareszcie!- Josh, weź na nich pomachaj, bo jeszcze nie dotrą – praktycznie już trzeźwy, nakazałem kumplowi, który kiwnął głową i powoli opuścił nogi „poszkodowanego”, jak to ujęła pani z centrali i zaczął wymachiwać do karetki, która wjechała na naszą ulicę, robiąc dużo hałasu.Od razu wyleciało z niej kilkoro ludzi i kazali nam się do niego odsunąć, co też z niechęcią zrobiliśmy. Krzątali się przy nim, a ja stałem jak kłoda, nie wiedząc, co powinienem zrobić. Czy się ruszyć, czy im pomóc, czy co… oddychałem szybko, nie mogąc poradzić sobie z tak skrajnymi emocjami, gdy nagle…- Tracimy go! – krzyknął głośno lekarz w czerwonym kombinezonie, pochylając się nad bezwładnym ciałem chłopaka – Dajcie defibrylator! Szybko!Zaczął mu robić masaż serca, podczas, gdy pielęgniarze przynieśli jakąś skrzynkę. I wtuliłem się w ramię JJ’a, nie mogąc patrzeć jak będą go reanimować. To było ponad moje siły. Chyba należę do tego typu ludzi, którzy nie wytrzymują zbyt wiele. Słyszałem wstrząsy elektryczne i do mojej wyobraźni zakradła się wizja wstrząsanego impulsami ciała chłopaka. Drgnąłem, gdy ktoś położył mi rękę na ramieniu. Był to jeden z pielęgniarzy.- Mamy go! – ryknął do personelu lekarz – Szybko, nosze i podajcie mu kroplówkę oczyszczającą, chyba nałykał się leków.Ten, który stał przy mnie, zignorował polecenia przełożonego i zanim niechętnie powlókł się do zadań, rzekł do mnie:- Jeden z panów musi z nami jechać, by wypełnić papiery.Spojrzeliśmy po sobie z chłopakami. Wiedziałem, że to ja powinienem pojechać. Nie dlatego, że czułem się winny czy coś. Po prostu, tak podpowiadał mi mój głos wewnętrzny. Westchnąłem i wyswobodziłem się z uścisku przyjaciela, zawiadamiając ich, że to ja jadę. Nie protestowali, byli nie mniej zszokowani niż ja, ale wiedziałem, że do niczego się raczej nie przydadzą w tym stanie – nawet gorszym od mojego. Dlatego też wsiadłem do karetki, przy kierowcy i marzyłem, by ten koszmar się skończył, albo by okazał się tylko złym snem.
Drżącą ręką wypełniałem jakiś dokument, wpisując swoje dane. Mimo alkoholu we krwi, niemiła przygoda miała na mnie bardzo dobry wpływ i prawie całkowicie wytrzeźwiałem, ze stresu. Do tego stopnia się denerwowałem, że chcieli podać mi jakieś leki, ale nie mogli ze względu na ten durny alkohol. Długopis wyślizgiwał mi się z ręki raz za razem, a ja nie mogłem nic na to poradzić. Uparcie nadal wypełniałem rubryczki, a gdy skończyłem, oddałem papierek do recepcji.Zawahałem się przez chwilę, po czym poprosiłem recepcjonistkę (bo na pielęgniarkę nie wyglądała)czy może mi dać czystą kartkę papieru. I zapytałem się, czy mogę odwiedzić tego chłopaka, którego uratowałem – bo tak stwierdził lekarz – a ona poszła zapytać się oddziałowej.Po jakiś piętnastu minutach czekania pozwolono mi pójść do jego sali. Z racji tego, że nie należałem do jego bliskich ani rodziny, nie powiadomiono mnie o stanie jego zdrowia w szczegółach – poza tym, że jego stan jest stabilny -, ale wpuszczono na jakieś kilka minut do jego „klitki”. Leżał pod białą kołdrą, z mnóstwem dziwnych rurek, przypiętych do rąk - oraz nosa by ułatwić mu oddychanie. Usiadłem sobie na plastikowym, składanym krześle przy jego łóżku i podsunąłem sobie stoliczek na kółkach, by mieć podparcie. I zacząłem pisać.Po mojej głowie przelatywało tyle myśli. Dlaczego to zrobił? Czy może też był taksamotny jak ja? Czy może był inny? Czy ktoś go do tego namówił? Jakiekolwiek były przyczyny nieudanego samobójstwa, chłopak – a dokładnie Harry Styles, jak przeczytałem z tabliczki przy łóżku (pewnie musiał mieć przy sobie jakieś dokumenty) – ewidentnie został wyniszczony przez życie.Zaśmiałem się gorzko do samego siebie.Zupełnie jak ja, przeszło mi przez myśl, gdy pochylałem się nad kartką papieru, by zacząć pisać; tylko co powinienem napisać?Hej, to ja ( i moi koledzy) cię znalazłem, gdy umierałeś…To musiałoby być dołujące, coś takiego czytać. Skreśliłem te słowa i zacząłem od nowa.Hej, mam na imię George Shelley i tak jak ty…A potem słowa popłynęły same. Tydzień później,  wtorek, 10:12Mruknąłem niezadowolony, gdy ktoś trzasnął mocno drzwiami, wybudzając mnie ze stanu pół-snu, albo raczej czymś pomiędzy snem, a jawą, gdzie dryfowałem, jednocześnie świadom otaczającego mnie świata, ale również żyłem czymś nierealnym i czysto fantastycznym. Minął równo tydzień od kiedy próbowałem się zabić. Z marnym skutkiem, jak widać.Moje ciało odparło atak, ale wycieńczone walką, kompletnie padło. Więc byłem słaby jak mucha, niemogący nawet podnieść swojej szanownej pupci do toalety. Marny jest los niedoszłych self-zabójców. Ale chyba sobie na to zasłużyłem.Gdy się obudziłem, przy moim łóżku siedzieli jak trusie Niall i Louis, wypłakując się cicho w rękawy, objęci, ale milczący, przepełnieni emocjami. Ich pierwszą reakcją był szok, potem płacz, a następnie krzyk, że „jak ja mogłem im to zrobić i że co sobie myślałem, że moja śmierć rozwiąże wszystkie problemy tego świata?!”, czy jakoś tak. Teoretycznie mieli racje – moja śmierć wiele by rozwiązała, ale że mi się nie udało… będzie inny raz.Znalazłem także na szafce jakiś świstek papieru, ale ani kumple ani pielęgniarka nie mieli pojęcia, co to, więc wziąłem do ręki i zacząłem przeglądać. Zdziwiłem się co niemiara, gdy okazało się, że jest to… list. Najzwyczajniejszy na świecie list. Napisany drobnym, lekko pochyłym pismem, kompletnie mnie zszokował.Hej,Nazywam się George Shelley tak jak ty mam dosyć tego wszystkiego.Tak, brzmi to trochę banalnie, nie uważasz? Jednak, gdy zastanowisz się nad tym głębiej, widzisz tyle, co ja… czyli wiele. Tak jak ty, myślałem nad tym, by się zabić, ale po zobaczeniu cię bezwładnego na tym chodniku… nie potrafię już sobie odebrać życia. Czy też bym tak wyglądał, z bladą skórą, z różnymi urządzeniami, trzymającymi mnie przy życiu, gdyby znaleziono mnie dostatecznie szybko? Pewnie tak. Czy chcę tak wyglądać? Cóż… już nie. Możesz być z siebie dumny, gdyż właśnie, narażając własne życie, uratowałeś jedno istnienie… moje.Może to niewiele, ale liczy się tryumf jednostek, nie uważasz?Mam nadzieję, że jednak wyjdziesz z tego i przeżyjesz. Jeśli nie, to ciekawe, kto czyta ten list teraz. Czuję się w niewytłumaczalny sposób z tobą związany – łączy nas niechęć do tego świata. Może będzie prościej, jeśli po krótce przedstawię ci moją historię, nie jest długa, obiecuję, wiesz nie zanudzisz się, czytając ją. To zaledwie kilka zdań.Jestem dzieckiem, które zawsze było stawiane na drugim miejscu. Niekochane, wyśmiewane, poniżane. To takie trudne, wstawać i wiedzieć, że nie ma się w nikim oparcia, wiesz? Nikogo nie obchodziłem, nikt nawet nie znał mojego imienia, a jeśli je poznawał, to szybko wypadało mu z głowy. Jestem nikim. Znaczy, byłem, do póki nie poznałem moich kumpli Josh’a i JJ’a, kompletnych wariatów. Oni pokazali mi, że mam na tym świecie kogoś, kto mnie akceptuje… ale to nie to samo, co miłość do kogoś. Jeśli wiesz, co mam na myśli.Szukam kogoś na stałe, chociaż mam dopiero dziewiętnaście lat. Ty wyglądasz mi na jeszcze starszego, ale to może przez to, że jesteś taki wysoki. Nie wiem. Mam nadzieję, że dożyjesz setki. Na świecie brakuje ludzi takich jak ja i ty; albo inaczej – brakuje czegoś, co by ich zrzeszało, albo zespalało. By mogli dowiedzieć się, że nie są sami, ze swoją nijakością i krzywdą. Że są tacy, którzy chcą ich wysłuchać.Nikt nie wie, co we mnie naprawdę drzemie… chociaż, nie, teraz ty wiesz. Podzieliłem się z tobą moim sekretem. Mam nadzieję, że nikomu nie powiesz. Pewnie i tak się nie spotkamy, więc może powiem ci coś jeszcze.Jestem gejem. Ja pierdole, zrobiłem to.Nie wierzę, że to napisałem. Trochę mi ulżyło, nie powiem. To trudne, przyznać się komukolwiek. Ale nawet jeśli mnie teraz oceniasz, to tego nie widzę i pewnie nie dowiem się, jakie jest twoje zdanie.Jednak mimo wszystko, chciałbym cię lepiej poznaćMoże kiedyś się jeszcze przez przypadek spotkamy, oby w bardziej „sprzyjającej” okoliczności.George xxNie mogłem mógł uwierzyć, że dostałem list od chłopaka, który mnie uratował. Co jakiś czas wpatrywałem się w litery i wąchałem papier, jakby to miało utworzyć obraz mojego wybawiciela w trochę zszarganym umyśle. Jednak nic takiego się nie stało, a jedyne, co pamiętałem z tamtego wieczora, była para bardzo ciemnych, brązowych oczu. A potem chyba straciłem przytomność na dobre. Bo ocknąłem się tutaj. W tym więzieniu,patrolowanym przez nadopiekuńcze pielęgniarki.Jakby tego było za mało, o moim „wybryku” dowiedziała się także moja rodzina, która przyjechała jakoś w połowie tygodnia, by mi po nawtykać, ale także, by się rozpłakać i załamać  ręce nad moim stanem, jednocześnie chwaląc boga, że żyję. Nie wiedzieli, jak bardzo chciałem mieć to za sobą. Bo gdy zamilkli, nagle zapanowała pomiędzy nami cisza. Nienawidziłem tej ciszy. Kochali mnie, ale ja chyba nie potrafiłem kochać ich. To takie smutne.Im bliżej byłem wyjścia ze szpitala, tym bardziej chciałem się dowiedzieć, kim był tajemniczy George Shelley, lat dziewiętnaście; bo już wiedziałem, że był wyniszczony przez życie, zupełnie jak ja. Przynajmniej w jednym się zgadzaliśmy.Piątek, 12:01Wypisali mnie nareszcie ze szpitala. Gdy podszedłem do lady i zapytałem recepcjonistkę o dane mojego wybawcy. Na początku nie chciała mi ich dać, patrząc na mnie  podejrzanie, ale gdy ochłonąłem i spojrzałem na nią moimi szczenięcymi oczkami rozpłynęła się momentalnie. Walnąłem jej mowę o tym, że trzeba podziękować, za uratowanie życia, bo choć to tylko jedno życie pośród wielu, to jest ważne, bla bla bla i inne duperele. Ale grunt, że to łyknęła.Drżącą ręką chwyciłem podany mi ukradkiem świstek papieru i schowałem go do kieszeni spodni. Czułem się tak, jakby właśnie została mi przekazana cząstka tamtego chłopaka. Ale także uświadomiłem sobie, że chyba zaczyna mi zależeć na tym, by podziękować mu za to, że… żyję.Sobota, 14:25- Błagam cię, JJ, ścisz tooo! – wydarłem się z salonu, oglądając jakiś talk-show, bo nic ciekawego nie leciało w telewizji, czując, jak moja głowa pulsuje od beatów piosenki puszczanej przez mojego współlokatora.Jednak basy wydawały się dudnić coraz mocniej. Byłem poddenerwowany, bo nie potrafiłem jakoś zdystansować się do zdarzenia sprzed tygodnia. Obraz Harry’ego wypełniał mi głowę i nie mogłem dobrze się wyspać. Ciągle zamiast tego widziałem siebie, to było straszne. On natomiast był tym, który mnie uratował. Nasze role się odwracały… nie miałem pojęcia, co to może oznaczać, ale pewnie nic ważnego. W końcu to tylko sen… powtarzający się od tygodnia ten sam sen. To było męczące.Byłem na granicy wytrzymałości. Muzyka coraz bardziej mnie denerwowała, aż w końcu, wkurzony udałem się do pokoju JJ’a i odłączyłem mu te pieprzone głośniki od wieży.- Ej! – oburzył się JJ, leżąc w spodniach od dresu i t-shircie z napisem „Love Is Equal” – Co jest?- Krzyczę przez cały dom, byś ściszył to gówno! – ryknąłem, nie panując nad sobą.W drzwiach do pokoju JJ’a stanął Josh z telefonem komórkowym w ręce.- Whoa, panowie, co tu się dzieje?Westchnąłem, starając się znowu nie krzyknąć:- Mówiłem mu, żeby ściszył, ale to nic nie pomagało, więc odłączyłem mu głośniki.Od razu odezwał się JJ:- To może trzeba było grzecznie poprosić, zamiast wydzierać się na mnie?- To może trzeba było ściszyć muzykę, byś chociaż mnie słyszał, co?! – ponownie traciłem kontrolę, ściskając ręce w pięści.- Okej, okej, chłopcy, spokojnie – Josh starał się załagodzić napięcie pomiędzy nami; włożyłem ręce do kieszeni bluzy – JJ, ścisz muzykę, a ty George idź na zakupy, dobrze?Co?! Znowu miałem się ruszyć, bo im się nie chciało? Teoretycznie powinienem odmówić, ale potrzebowałem wyrwać się z tego wariatkowa. I to jak najszybciej. Wziąłem do Josha zwinięte banknoty, które trzymał w ręce i byle jak nałożyłem na siebie buty oraz jasną, jeansową kurtkę i trzasnąwszy drzwiami, wyszedłem z mieszkania, sprawdzając uprzednio czy mam klucze w kieszeni.Jakąś przecznicę dalej mieliśmy małe Tesco, więc ruszyłem w tamtą stronę, wkładając ręce do kieszeni spodni. Nagle zatrzymałem się. Coś mi tu nie pasowało. Nie obracałem się, tylko stałem, jak kołek, bojąc się spojrzeć na range rovera, zaparkowanego na parkingu. A dokładniej bałem się spojrzeć na osobę, która w nim siedziała.Po chwili otrząsnąłem się. Nie, to nie mógł być on. Przecież pewnie nadal leży w szpitalu. Co ja wyprawiam? Przecież jedna przygoda nie mogła do końca mojego życia mnie prześladować. Cóż…Widocznie ta mogła. I będzie.Wcisnąwszy ręce głębiej, zgarbiłem się i ruszyłem do Tesco.Nie wiedząc, że wzrokiem odprowadza mnie posiadacz cudownych, hipnotyzujących szmaragdowozielonych oczu.Poniedziałek, 19:14Sterczałem pod mieszkaniem Georga już trzeci dzień, ale jakoś nie odważyłem się zapukać do jego drzwi, ani nic. Co bym niby miał mu powiedzieć?„Hej, jestem Harry, wiesz, tego co uratowałeś do śmierci i chciałem ci podziękować za to, że żyję.”Oklepane, pomyślałem, opierając czoło o zimną, skórzaną kierownicę mojego range rovera; nie miałem żadnego pomysłu na jakiekolwiek sensowne zdanie.Gdy zobaczyłem w sobotę, jak ktoś wychodzi z domu, od razu wiedziałem, że to ON. Nie miałem pojęcia, dlaczego, ale po prostu wiedziałem. Te brązowe włosy i oczy… oczy tak ciemne, że nie mogłem się na nie napatrzeć, mimo, że spojrzał na mnie tylko przez sekundę. Już myślałem, że wtedy mnie rozpoznał, prawie umarłem na atak serca… ale on się odwrócił. Czy byłem rozczarowany? Częściowo może tak.George naprawdę mnie zaintrygował. Miałem w końcu szansę poznać kogoś podobnego do mnie… i nie wykorzystałem tej szansy. Uciekałem przed nią. Może dlatego, że się po prostu… bałem.Czego? To proste.Że mogę go pokochać.Siedząc w moim aucie, nawet nie zauważyłem, że ktoś pojawił się na ulicy. Momentalnie moje serce zamarło. To był ON. Z tym czarującym uśmiechem, topiącym lody i nonszalancją, której mogłem mu pozazdrościć. Ale uśmiech zachował tylko na chwilę. Gdy skończył rozmawiać przez telefon, na jego twarz wstąpił smutek, powracając na należne mu miejsce.Wiedziałem, czym jest ta pustka w jego oczach. Błaganiem o pomoc.George włożył ręce do kieszeni bluzy, szukając kluczy. Widziałem, jak wyjmuje je i wkłada, przekręcając w dziurce. Pchnął drzwi, które otworzyły się i wszedł do środka. Teraz albo nigdy.Poszperałem w aucie i znalazłem kawałek jakiejś kartki i ołówek. Idealne. Szybko nabazgrałem słowa i truchtem podszedłem do budynku, zostawiając otwarte auto. Wsunąłem kartkę przez otwór na pocztę i zadzwoniłem. Uciekając, miałem nadzieję, że mnie nie widać. Z prędkością światła wsiadłem do auta, odpaliłem silnik i ruszyłem przez siebie.Byłem tchórzem.***Wkurzony, rzuciłem się do drzwi, chcąc je otworzyć, gdy nagle zauważyłem, że na podłodze leży mała, zgięta w połowie karteczka. Nachyliłem się i podniosłem ją, czując, jak strzyka mi w kręgosłupie. Przyglądałem się świstkowi, zastanawiając się, jak to się tu znalazło. Otworzyłem drzwi, ale nikogo przed nimi nie zastałem. Pewnie jakiś żart.Chcąc zobaczyć, co jest napisane na kartce, rozwinąłem ją.I myślałem, że będę musiał usiąść, bo zaraz zemdleję.To był ON.Dziękuję za uratowanie życia. Jutro w „Grenade” o 21:00? Harry xxOparłem się plecami o ścianę i zjechałem na podłogę, trzymając karteczkę z drobnym pismem Harry’ego w dłoni. To się nie działo, to się nie działo… a jednak. Harry Styles zaprosił mnie na spotkanie, do tego do klubu. Pewnie i tak to nic nie znaczy, ale… „Grenade” nie jest zwykłym klubem. Jest klubem dla gejów. A to mogło oznaczać tylko jedno.Musiał  też być gejem.Wtorek, 20:59Czekałem na niego przed klubem, nie mając nawet cienia nadziei, że rzeczywiście może się zjawić. Było zimno i zaciskałem zimne ręce ze zdenerwowania tak mocno, że pobielały mi knykcie. A jego nadal nie było. Za to kolejka rosła. Wyciągnąłem odliczone pieniądze za wstęp i skierowałem się do ochroniarza, który znał mnie już na tyle dobrze, że obdarzył mnie uśmiechem. Powiedziałem mu tylko, po tym, jak wpisał mnie na listę gości, że przybędzie mój tu kolega George Shelley i żeby go wpuścić, gdy tylko się pojawi.Nie zostawiałem kurtki w szatni, tylko od razu ruszyłem do baru, prosząc o coś najmocniejszego. Po chwili dostałem od barmana szklankę. Gdy tylko powąchałem ją, dotarło do mnie, że może mnie to ściąć bardziej niż kociołek Panoramixa, ale zdecydowałem, że zaryzykuję. Szczególnie, że miałem plan na dzisiejszą noc, gdyby George stwierdził, że jednak warto się zjawić.Duszkiem pozbyłem się alkoholu ze szklanki, który palił mi przełyk i ruszyłem na parkiet, by rozruszać go w moich żyłach. Przyczepiłem się do jakiejś dziwnej grupki i tak minęło mi piętnaście minut. Czułem, że mam coraz mniejsze panowanie nad swoimi ruchami, które stały się nie tyle, nieskoordynowane, co… hm, zastanawiające.Aż nagle poczułem, jak ktoś chwyta mnie za przegub i odwraca do siebie przodem. Na początku byłem lekko zły, że ktoś przerwał mi zabawę, a potem cała krew odpłynęła mi z twarzy.George stał przede mną, lustrując moją sylwetkę nieodgadnionym wzrokiem.- Zabieram cię stąd. Nie chcę, bym musiał cię jeszcze raz ratować! – starał się przekrzyczeć głośną muzykę i pociągnął mnie w stronę wyjścia.Nie stawiałem oporu, byłem jak jagnię idące posłusznie za swoją matką. Jak marionetka poruszająca się w sposób, o który prosi ją lalkarz. W miejscu, w którym nasze dłonie stykały się, czułem ciepło. Przyjemne, ale trochę odpychające. Kojarzyło mi się z duchotą nocy przetańczonej w klubie.Wyszliśmy na zewnątrz, a George kazał mi usiąść na schodkach, prowadzących do jakiegoś domu. Nie opierałem się, chociaż z łatwością mogłem się mu postawić – był przecież z głowę ode mnie niższy. Zamrugałem, gdy obraz na chwilę mi się rozmazał pod wpływem wypitego alkoholu i z ulgą stwierdziłem, że to tylko przejściowe, bo po chwili karcący wzrok Georga był bardzo wyraźnie widoczny. Uśmiechnąłem się do niego; mogłem śmiało stwierdzić, że stęskniłem się za jego widokiem. Pomijając fakt, że praktycznie go nie znałem.- Masz, wypij – George podał mi odkręconą butelkę wody, którą z wahaniem przyjąłem – Idziemy do apteki, kupić ci coś, żeby alkohol zaraz nie wyżarł ci mózgu.- Chyba nie ma takiego leku, jest tylko na kaca – rzekłem tonem znawcy, po wypiciu całej butelki duszkiem, po czym zachichotałem. – Możemy iść do mnie do domu. Hahaha, jeśli wiesz, co mam na myśli!George zarumienił się, po czym pomógł mi wstać; lekko zacząłem się kiwać na lewo i prawo, a nogi plątały się bardziej, niż kilka minut wcześniej.- JJ i Josh mnie zabiją – mruknął George, ale mnie nie bardzo obchodziło, kim byli JJ i Josh – Chodź, idziemy do mnie.- Chyba tak dobrze się nie znamy, byś od razu zapraszał mnie do siebie – mówiłem, co mi ślina na język przyniosła, czując jak George chwyta mnie w talii – Ale jestem otwarty na propozycje.Brązowe oczy George’a pociemniały na kilka sekund, a następnie pokręcił głową, jakby chciał pozbyć się jakiejś namolnej myśli. Wziął ode mnie wodę i wyrzucił opakowanie do stojącego nieopodal kosza na śmieci. Powoli ruszył ze mną ulicą; nie patrzył na mnie, ale wiedziałem, że jego serce musi bić nie szybciej od mojego – które galopowało jak szalone.Zaśmiałem się gorzko pod nosem, zwracając tym uwagę George’a, który spojrzał na mnie pytająco.- Wychodzi na to, że znowu mnie ratujesz. Znowu – wychrypiałem, uśmiechając się lekko, a George cicho się zaśmiał.- Na to wychodzi – odpowiedział, poprawiając sobie moją rękę, przerzuconą przez jego szyję – A to podobno ja potrzebuję ratunku.- Nie – rzekłem, prawie się potykając, próbując skupić się na myśleniu – ty nie potrzebujesz ratunku, George – rozkoszowałem się przez chwilę brzmieniem jego imienia, które wypowiedziałem, a następnie wróciłem do wyjaśniania – Właśnie, dzięki swojej głupocie, prawie dwa tygodnie temu, uratowałem cię. Nie pamiętasz?George pokręcił z niedowierzaniem głową.- Nie, Harry – głos mu drżał, gdy mówił moje imię, jakby było największą świętością – tylko odroczyłeś mój wyrok. Tak przynajmniej mi się wydaje. Prędzej czy później i tak się zabije. Przecież… kto będzie się mną przejmował? Mną, małą, drugoplanową istotką…- Ja – zareagowałem od razu, aż George spojrzał na mnie zdziwiony; odchrząknąłem – Ja się będę przejmował.- Dlaczego? Nie znasz mnie – stwierdził George, skręcając w prawo i moim oczom ukazało się nadziemne wejście do stacji metra.Wzruszyłem lekko ramionami. Nie miałem pojęcia, dlaczego bym tęsknił za nim i dlaczego bym się przejmował. To był tylko George. Albo raczej aż George. Podobny do mnie, zniszczony przez świat, przez ludzi i życie.Gdy znaleźliśmy się przed jego domem, od razu w głowie wykiełkował mi dziwny, trochę trudny do zrealizowania plan. I nie, nie miałem zamiaru go do niczego zmuszać. Chodziło raczej o naprawienie nas obu. By poczuć się choć trochę potrzebnymi. Patrzyłem, oparty o framugę drzwi, jak George otwiera je ze skupieniem. Bez mrugania obserwowałem, jak koniuszek jego języka dotyka pełnej i kształtnej wargi i gdy tylko George podniósł głowę, by coś do mnie powiedzieć, zaatakowałem go…A dokładnie zaatakowałem te jego różowe, cudowne wargi pocałunkiem tak łapczywym, że musiałem chwycić się drzwi, byśmy obydwoje nie upadli. Chociaż nie, jakoupadłe anioły, chyba nie mogliśmy po prostu „upaść”.Moje usta otarły się o jego, prawie je miażdżąc; nigdy nie należałem do delikatnych i ociągających się. Byłem dosyć… bezpośredni. Tak, to dobre określenie. Na początku tylko dotykały się; nie chciałem działać bez jego zgody, więc lekko uchyliłem swoje wargi, chcąc zobaczyć, czy on także otworzy swoje, byśmy mogli w pełni zaznać rozkoszy płynącej z pocałunku… jakie było moje zdziwienie, gdy nie tylko je otworzył, ale także natarł na mnie, pogłębiając go.Jęknąłem gardłowo, nie mogąc zapanować nad tym dziwnym uczuciem, rozlewającym się po moim ciele; nad tym ciepłem, tą gorączką… przyciągnąłem go do siebie, za włosy, zatapiając w nich palce, pragnąc go jak wygłodniałe zwierzę.I gówno mnie obchodziło, czy w środku są jego przyjaciele. Dla mnie istniał w tamtym momencie tylko George. I jego skóra. Jego usta. Jego włosy.Tylko on.***Pchnąłem stopą drzwi, zamykając je za nami. Teoretycznie nie powinienem mu pozwalać na coś takiego… ale nie mogłem mu się oprzeć. Pachniał tak zniewalająco, że zapomniałem prawie jak się nazywam i po co tam jestem. Ale to był Harry; już od samego widoku można było dostać zawału. A do tego on mnie jeszcze całował. I nie w sposób natarczywy, ani brutalny, o nie. Bardziej wyczekiwany, namiętny i zmysłowy. Gdy tyko na chwilę oderwałem się od niego, by sprawdzić, by chłopaków nie ma ani w korytarzu ani w salonie i ze spokojem możemy przejść do mojego pokoju, Harry świdrował mnie spojrzeniem swoich zielonych oczu, dając mi jasno do zrozumienia, że chce więcej.A ja chciałem mu dać to więcej.I to jeszcze jak.Po raz pierwszy byłem w takiej sytuacji i wiedziałem, że nieprędko może się ona powtórzyć. Szczególnie, że tyle homoseksualnych lub biseksualnych chłopaków kryje się ze swoją orientacją. A ja mogłem przez jedną noc zasmakować nie zwykłej rodzynki, ale wisienki na samym czubku tortu. O tak, Harry Styles był wisienką wśród innych. Nie dlatego, że był taki pociągający, ale że był taki, jak ja.Szybkim krokiem przeszliśmy przez korytarz i gdy zatrzasnąłem za nami drzwi mojego pokoju, od razu poczułem, jak zimne ręce Harry’ego ściągają ze mnie kurtkę. W jego ustach dało się wyczuć alkohol, który przeszedł także na mnie. Posmakowałem go jedynie, przez pocałunki.Moja kurtka opadła na podłogę, tak samo jak jego. Tors opinał mu biały, lekko prześwitujący podkoszulek. Bardzo seksowny podkoszulek, nawiasem mówiąc.Z cichym piskiem opadłem na łóżko; Harry przygniótł mnie swoim ciałem i otarł się o mnie prowokacyjnie, mając na ustach ten uśmieszek chochlika. Dokładnie mogłem poczuć, jak bardzo był podniecony, nie mniej ode mnie. Taka sytuacja była dla mnie nowością – może dlatego nie mogłem się opanować i chciałem mieć Harry’ego tu i teraz? Otworzyłem szerzej oczy, podczas naszego pocałunku, uświadamiając sobie, że w każdej chwili ktoś może wejść. Nie zamknęliśmy drzwi na klucz.- Czekaj – odsunąłem lekko Harry’ego od siebie, widząc jak marszczy brwi, nie wiedząc o co chodzi – muszę zamknąć drzwi.Harry przytaknął w odpowiedzi i zaczął zdejmować sobie spodnie, podczas, gdy ja drżącą ręką przekręcałem klucz w zamku. Z bijącym sercem obserwowałem, jak odpina rozporek i ześlizguje obcisłe rurki ze swoich zgrabnych, długich nóg. O tak, miał naprawdę seksowne nogi. Szczupłe, ale idealnie – nie za nadto – umięśnione. Przejechałem po nich wzrokiem od dużych stóp po wąskie biodra. I wtedy to zobaczyłem.Bardzo odznaczające się miejsce.W jego bokserkach.Przełknąłem ślinę, czując jak w moim gardle formuje się duża gula. Harry widząc, że mu się przyglądam, nadal nie przestając się uśmiechać, gestem poprosił, bym się do niego zbliżył. Powoli, krok za krokiem, zmniejszałem odległość między nami, a serce wybijało mi rytm, jakby zamieniło się nagle w galopującego konia. Chwycił mnie za rąbek bluzki, podwijając ją nieznacznie. Wpatrywaliśmy się w siebie z pożądaniem, oddychając ciężko, a jego bierność powoli zaczęła mi ciążyć.Otworzyłem szerzej oczy, gdy poczułem, jak palce u jego drugiej ręki powoli suną przez moje przyrodzenie do paska od spodni. Westchnąłem, gdy jego duża ręka potarłamnie przez gruby materiał jeansów. To było bardzo… intensywne. I na pewno inne niż sprawianie sobie samemu przyjemności. Takie… lepsze?Guzik puścił bardzo łatwo. Nawet nazbyt łatwo, jak dla mnie. Moje ciał pokryło się gęsią skórką, gdy zimne palce Harry’ego delikatnie przemieszczały się po gumce moich bokserek, kreśląc niewidzialną linię przyjemności, od której świat rozmazywał mi się przed oczami. Najchętniej to dawno usiadłbym na nim i widział te cudowne usteczka, pieprzące mnie do końca.Otrząsnąłem się z dziwnych myśli. Naprawdę to przeszło mi przez głowę? Kto by pomyślał…Zimno.Harry jednym ruchem zdjął mi bokserki i spodnie, które wisiały mi przy kostkach. Nie zdążyłem nawet zaprotestować, a już w dolnych partiach zawiało chłodem. Przeciwieństwem do tego były moje usta, które Harry zaatakował, przyciągając mnie do siebie tak, że tym razem to ja górowałem nad nim. Przeciągnąłem się, złączając nasze ciała w jedno, a nasze jęki także zmieszały się w jeden, chrapliwy dźwięk.Hipnotyzujący dźwięk, oddziaływujący na wszystkie zmysły.Zanurzyłem dłonie w jego miękkie loki, rozkoszując się gorącem naszych ciał i kontrastującym do tego chłodem rąk Harry’ego, które błądziły gdzieś po mojej talii i plecach. Było w nich coś dziewczęcego – może ta delikatność - , ale jednocześnie bardzo męskiego.- O kurwa – zakląłem, gdy Harry wygiął się, przyciągając mnie do siebie jeszcze mocniej niż kiedykolwiek; zacisnąłem mocno usta, czując jak dreszcz przyjemności przebiega po całej długości mojego ciała.Wydałem z siebie coś pomiędzy piskiem, a zaskoczonym sapnięciem, gdy zdecydowana dłoń Harry’ego otoczyła moją długość, a następnie poruszyła się po niej stanowczo. Przymknąłem oczy. Byłem jego.  Tym jednym, zdecydowanym pchnięciem mnie zdobył.Spijając alkoholowe pocałunki z jego warg, odwzajemniłem jego pieszczotę sprawiając, że drżał pode mną, głośno oddychając. Co chwilę jego oczy znikały za kurtyną z długich rzęs, by pojawić się, jeszcze bardziej zamglone niż poprzednio. Przygryzł wargę, gdy obdarowałem go mocnym pchnięciem, dusząc w sobie jęk.W napalonym Harrym Stylesie było coś bardzo… naturalnego. Jakby jego twarz została stworzona do tego typu uniesień. Jakby jego usta zostały stworzone do pocałunków, ciało do pieszczot, a głos do artykułowania przeciągłych, pełnych pasji jęków.Tym bardziej zdziwiłem się, gdy to ja, a nie on wymamrotałem coś, co zaskoczyło nas obu:Pieprz mnie.Nie wiedziałem, dlaczego takie, a nie inne słowa wypłynęły z pomiędzy moich spierzchniętych – od namiętnych pocałunków - warg, ale zarumieniłem się jak nastoletnia dziewczyna i spuściłem wzrok. Pewnie moje policzki przypominały kolorem piwonię, ale nie miałem jak tego sprawdzić. Poczułem, jak dłoń Harry’ego unosi moją twarz tak, bym spojrzał mu w oczy.- Jesteś tak cholernie słodki, wiesz? Szczególne, jeśli prosisz, bym cię wypieprzył – wyszeptał Harry, sunąc palcami po zarysowaniu mojej szczęki; wydawało mi się, że jego oczy nagle pociemniały, a źrenice rozszerzyły się kusząco – Ale czy na pewno tego chcesz? Czy jesteś gotów, by razem ze mną się stoczyć… George?- Zawsze – wychrypiałem, wyciskając na jego wargach pocałunek; powolny i gorzko-słodki.-Więc przygotuj się – odpowiedział Harry, chwytając mnie za przedramiona; w jednej chwili górowałem nad nim, a w drugiej leżałem już przygniatany przez jego półnagieciało.Jednym ruchem pozbawiłem go koszulki, ostatniej części garderoby, a następnie pozwoliłem, by ocierał o siebie nasze podbrzusza w niespiesznym rytmie. Czekałem, cały drżąc z podekscytowania, na to, co zaraz miało nastąpić. Czyli ostateczne złączenie naszych ciał w jedno.- Nie masz lubrykantu, prawda, chłopczyku? – normalnie obruszyłbym się, gdyby ktoś nazwał mnie „chłopczykiem”, ale w ustach Harry’ego brzmiało to tak… podniecająco.Pokręciłem przecząco głową, by w następnej chwili zassać skórę na obojczyku Harry’ego.- Cóż – zamruczał, wyciągając język i sunąc nim po moim brzuchu; sapnąłem, targany rozkoszą – trzeba będzie sobie poradzić bez niego.I bez ostrzeżenia wbił we mnie swój palec. Prawie krzyknąłem z oślepiającego bólu, ale Harry zatkał moje usta pocałunkiem. Trzymał palec dopóki w miarę się nie rozluźniłem i mógł kontynuować.  Był delikatny i doskonale wiedział, jakie kąty doprowadzają do szaleństwa. Szybkimi pocałunkami zgarnął łzy, które zaczęły spływać mi z kącików oczu i uśmiechnął się do mnie łagodnie, jakby mówiąc „Wszystko będzie dobrze, zaufaj mi”.To dziwne, ale ufałem mu. Bardziej niż komukolwiek.Moment, w którym zaczął ze mnie wchodzić mogłem określić jednym słowem: chaos.Kompletnie sprzeczne odczucia i uczucia kłębiły się we mnie, sprawiając, że nie tylko ból, ale także przyjemność narastały mniej więcej w tym samym tempie. A potem ból zniknął.To, czym obdarowywał mnie Harry, kradnąc moje „gejowskie dziewictwo”, było nie do opisania. Nie mogłem wybrać sobie lepszego chłopaka, na przeżycie swojego pierwszego razu. Beztroskiego, ale także rozhulanego. Zimnego lecz delikatnego.Tak, Harry Styles był idealny. Nie chciał tylko zaspokoić swoich rządz. Chciał, by także  mi było przyjemnie. Dbał, bym przeżywał jak najlepiej ten stosunek. I chociaż obydwoje mieliśmy zapewne o nim trochę inne wyobrażenie, to ja nigdy go nie zapomnę.Poczułem, że nareszcie jestem dla kogoś ważny, że ktoś mnie potrzebuje. I nawet, gdybym miał więcej nie spotkać Harry’ego, śmiało mógłbym uznać go za mojegospawacza. Naprawiał i scalał ze sobą kawałki mojej rozbitej duszy. A ja sklejałem jego serce. Obopólna korzyść.Gdy oślepiła mnie orgazmowa rozkosz, moje ciało wygięło się w łuk i poczułem, jak coś ciepłego rozlewa się tam, gdzie normalnie nie powinno, ogarnęło mnie pewnego rodzaju dopełnienie. Jakby to miało zapieczętować mój los. Mój krzyk rozdarł ciszę, mieszając się z jękami Harry’ego.Stanowiliśmy idealną jedność.Dwa tygodnie później, Niedziela, 16:45Siedziałem na drewnianej ławce przy Tamizie, patrząc jak przez most przechodzą ludzie, rozmawiając ze sobą żywo o wszystkim: co ich spotkało, co usłyszeli, co było w wiadomościach i gazetach; co ich zasmuciło, rozbawiło lub pocieszyło. A gdzieś za nimi stałem ja, wrak człowieka.Harry Demolka Styles.Przepełniony pustką, ziejącą na kilometr, dziś miałem spotkać się z moim przeznaczeniem. I tak, to przeznaczenie miało na imię George. I tak, nadal jakoś rozmawialiśmy po naszej… hm.. upojnej nocy. Za każdym razem, gdy ją rozpamiętywałem, na moich ustach majaczył dziwny uśmiech, którego nie potrafiłem rozszyfrować. I dlatego też postanowiłem, że dziś rozprawię się ze wszystkimi nurtującymi mnie sprawami.Ciemnowłosa postać usiadła obok mnie; doskonale wiedziałem, że to ON, ale bałem się na niego spojrzeć. Chyba wiedział, co chcę mu powiedzieć, mogłem to wyczuć w jego przyspieszonym oddechu.- Dlaczego chciałeś się ze mną spotkać? – zapytał, mierzwiąc włosy; był zdenerwowany. To było dopiero nasze piąte spotkanie ( czy można je nazwać randkami?) od TAMTEJ nocy.- Muszę ci coś powiedzieć – odrzekłem, nadal na niego nie patrząc.Zapanowała pomiędzy nami ciężka cisza; słowa nie chciały przejść mi przez gardło, ale wiedziałem, że w końcu będą musiały. Kiedyś…- Słucham – George zmarszczył brwi, przymykając oczy, gdy snop światła oświetlił dokładnie naszą ławkę.Westchnąłem, wyginając palce pod nienaturalnym kątem, zastanawiając się, jak ubrać moje myśli w słowa; wychodząc z domu starałem się je uporządkować, niestety, bez skutku.- Nie wiem, dokąd to wszystko zmierza… - zacząłem, krzywiąc się, jakby słowa sprawiały mi fizyczny ból – ale muszę wiedzieć, co do mnie czujesz.George spojrzał na mnie, z szeroko otworzonymi oczami, pełnymi zdziwienia.- Bo jeśli mnie kochasz – dodałem, nie czekając na jego odpowiedź – to nie mówi tego. Proszę.- Więc co mam powiedzieć? – spytał George, a w jego głosie mogłem usłyszeć smutek.- Skłam, ten jedyny raz skłam dla mnie – poprosiłem go, czując, jak do moich oczu zbierają się łzy.- Dobrze – westchnął George, pociągając nosem – Chcesz, żebym skłamał, więc to robię. Nie kocham cię.Następne co zrobił, to stał i wkładając ręce do kieszeni, odszedł; tak po prostu, jak odeszli ode mnie wszyscy inni, z rozpaczą wypisaną na twarzy, z zaczerwienionymi oczami. Odprowadziłem go wzrokiem, aż nie stał się jedynie małą plamką i zanurzyłem twarz w zimnych dłoniach, nawet nie powstrzymując płynących po policzkach łez.Just another broken angel has fallen.