sobota, 29 września 2012

Zayn

I znów któryś z chłopaków jest nie miły....
________________________________________
Przekręciła się lekko na prawy bok, ślamazarnie próbując przyzwyczaić oczy do wpadających promieni słonecznych. Wygrzebała jedną rękę z żelaznego uściska towarzysza, nie chcąc go zbudzić. Jednak nie wiedziała, że od kilku minut, wpatruję się w nią niczym w najcenniejsze dzieło sztuki. Odwróciła głowę w jego kierunku, od razu chowając ją w dłonie. 
-Nie patrz tak na mnie. –oznajmiła niedosłyszalnie, jeszcze bardziej zagrzebując się w pościeli. Zaśmiał się dźwięcznie pod nosem, rozbawiony jej widokiem, próbując tym samym odkryć choć skrawek ciała dziewczyny. 
-Lottie. –szepnął, zmniejszając dzielącą ich odległość. –Spójrz na mnie… -mruknął, na co dostała gęsiej skórki. Jego bliskość wywoływała u blondynki, nieustająca wariactwa wewnątrz jak i na zewnątrz organizmu. 
-Wczorajszej nocy w ogóle się nie wstydziłaś. 
Trafił w czuły punkt! 
W jednej sekundzie oblała się rumieńcem, chowając się w jego silnych ramionach.
-Zayn przestań. –poprosiła, czując, że dłużej nie wytrzyma. 
-W takim razie, spójrz na mnie. –powtórzył. Uniosła lekko głowę, patrząc w głęboką czerń jego tęczówek. Będąc niczym w transie przybliżyła się na tyle blisko, że stykali się czołami. Musnęła usta bruneta, jednocześnie przygryzając dolną wargę. Malik pogłębił pocałunek, przechylając jej drobne ciało na drugą stronę. Swe obie dłonie położył wzdłuż jej sylwetki, napierając jeszcze bardziej. 
-Zayn widziałeś gdzieś … -odskoczyli od siebie niczym porażeni prądem. 
-Lottie? –szepnął, niedowierzając. Zlustrował jej ubiór, poczynając od skąpych, męskich bokserek jak i zbyt dużej koszulki, które z pewnością nie były jej własnością. 
-Co tu … -przerwał w połowie, uświadamiając sobie, co tak właściwie przed chwilą miało miejsce. 
-Louis to nie tak jak myślisz. –zaczęła płaczliwym głosem, podchodząc do niego. Całe niedowierzanie, powoli przemieniało się w wściekłość, a nawet furię. 
-Wyjdź stąd! –syknął, próbując zapanować nad drżeniem rąk. Nie chciał jej zrobić krzywdę, choć tak bardzo nie mógł się powstrzymać. 
-Ale… 
-Powiedziałeś coś! –wrzasnął, łapiąc ją za nadgarstki i wyciągając z pokoju. 
-Puść ją. –szepnął spokojnie Zayn. 
Nie wytrzymał…
Obrócił się, zadając pierwszy cios…
Tak bardzo ich nienawidził…
-Louis! –pisnęła pod nosem, chcąc pomóc zwijającemu się z bólu Malikowi. Nic sobie z tego nie robiąc, zamknął jej drzwi przed nosem. Wiedziała, że sama nie da sobie rady, więc czym prędzej zbiegła do kuchni, zastając tam resztę zespołu.
-Pomóżcie…on…ja… -zapanowanie nad własnymi łzami, nie wychodziło jej najlepiej. 
-Co się dzieje? –lekko zdenerwowany zachowaniem blondynki Liam, potrząsnął jej ramionami. 
-Oni się pozabijają… -szepnęła ponownie, wybuchając płaczem. Nie zwlekając ani sekundy dłużej Harry i Niall pobiegli na górę. 
-Cii, wszystko będzie dobrze. –Payne jako jedyny zachował zimną krew, tuląc do siebie dygoczącą ze strachu dziewczynę. 
-Liam pomóż! –krzyk Stylesa, nie wróżył nic dobrego. 
To co zastali w pomieszczeniu, przeszło ich oczekiwania. 
Krew, krew, więcej krwi. 
Harry z Niallem trzymali Louisa, który pomimo rozciętego łuku brwiowego i najprawdopodobniej złamanego nosa, dalej pchał się do walki. Zayn wydawał się być mnie poturbowany na pierwszy rzut oka, jednak jego zakrwawione ubranie, mówiło same za siebie. 
-Oszaleliście?! –tatuś zespołu wkroczył do akcji, a cały pokój ogarnęła głucha cisza. 
-Tomlinson do reszty zgłupiałeś?! –syknął, podchodząc do niego.
-Nie wtrącaj się, należało mu się. –jego głos, pozostał bez zmian. Zimny, kompletnie wyprany z uczuć. 
-Cokolwiek zrobił, na pewno można było rozegrać to zupełnie inaczej. –Liam jak zwykle pozostał najspokojniejszym. 
-A to, że przeleciał moją młodszą siostrę, nic nie znaczy? –syknął, wyrywając się z uścisku chłopaków. Ostatni raz spojrzał z kpiną na Zayna, spluwając na niego. 
-Od dzisiaj dla mnie nie istniejesz. 
Wyminął Payne, trącając jego ramie. Nie zaszczycając blondynki nawet jednym spojrzeniem, pociągnął ją za nadgarstek do sypialni. 
-Co robisz? –szepnęła, spoglądając jak wrzuca do torby podróżnej, jej osobiste rzeczy. Nie odpowiadając, kontynuował swoją czynność. 
-Louis. –powtórzyła delikatnie.
-Zamknij się! –rzucił w kąt bagaż. –Zamknij się, po prostu się zamknij! Wracasz do domu! Teraz! Zaraz! –z każdym słowem, coraz bardziej wewnątrz jego ciała gotowała się niewidzialna siła. 
-Ale… 
-Skończyłem! –przerwał jej. –Za 10 minut widzę cię gotową na dole! –syknął, trzaskając drzwiami. 


-Zayn, co ty tu robisz? –szepnęła zdziwiona. Nie odpowiadając, pocałował ją, niemal brutalnie. 
-Wiesz, że to samobójstwo, prawda? –oderwała się od niego, dotykając posiniaczonego policzka. 
-Nie dbam o to. –ponownie cmoknął jej usta, prowadząc do samochodu. 
-Co ty robisz? –krzyknęła. –Przecież zaraz będzie tu Louis, on cię zabije. –lamentowała. 
-Spokojnie, mamy czas, wsiadaj. –ponaglił ją, odpalając pojazd. 
-Gdzie jedziemy? Zayn, co się dzieje? –delikatnie złapała jego dłoń. 
-Wyjeżdżamy stąd. –widząc jej przerażoną minę, kontynuował. –Spokojnie, chłopcy wszystko przekażą twojemu bratu, musimy mu dać trochę czasu, rozumiesz? –kiwnęła niepewnie głową, spoglądając za okno. 
-Dokąd? 
-Jak najdalej stąd, najważniejsze, że razem. –uśmiechnął się szeroko, nachylając w jej stronę. 
-Uważaj! –wrzasnęła, widząc jak zjeżdża na sąsiedni pas ruchu, prosto pod koła nadjeżdżającego autobusu. 
Za późno… 


WŁĄCZ PODKŁAD http://www.youtube.com/watch?v=5anLPw0Efmo&ob=av2e


-Zayn. –próbowała krzyknąć, jednak specyficzny zapach unoszący się w powietrzu, nie pozwalał jej na wiele. –Zayn! –pisnęła przerażona, otwierając oczy. Z pewnością samochód wylądował na dachu, co wywnioskowała po spadających na jej oczy, włosach. 
-Spokojnie. –usłyszała obok, cichy głos. 
-O boże! –zakryła twarz dłońmi, nie chcąc dłużej patrzeć na przygniecione nogi chłopaka.
-Cii, nie płacz. –mruknął cichutko, nie pozwalając sobie na chwilę słabości. 
Nie teraz…
Nie przy niej…
-Widzisz zaraz nam pomogą, spokojnie. –wyszukał jej dłoni, delikatnie ją ściskając. Słysząc parkujące obok pogotowie, odetchnął z ulgą. Miał coraz poważniejsze kłopoty ze złapaniem oddechu, nie mówiąc o znużeniu jakie co chwila go dopadało. 
-Słyszy nas pan? –obok niego pojawił się sanitariusz, klękając na jezdni. –Nie, proszę się nie ruszać. –oznajmił, widząc jak próbuję przekręcić głowę. 
-Najpierw ona. –mruknął, krztusząc się zapachem benzyny. 
-Zajmiemy się panem, potem wrócimy po dziewczynę. –już chciał wstać, gdy Malik złapał go za rękę. -Masz ją uratować, rozumiesz? –syknął, pomimo bólu. 
-Ale…
-Ja nie mam szans na przeżycie, prawda? –szepnął tak, by Lottie niczego nie słyszała. Widząc przerażoną minę, znał odpowiedź. –Proszę. –dodał. 
-Najpierw dziewczyna! –krzyknął do innych, przechodząc na drugą stronę. 
-Co? Nie! Ratujcie jego! –wykrztusiła przez łzy, nie puszczając dłoni bruneta.
-Uspokój się, ja będę zaraz po tobie, rozumiesz? 
-Nie, nie! –nic do niej nie docierało, chciała tylko uratować Zayna, o sobie nawet nie pomyślała. 
-Lottie! Kocham cię, słyszysz?! –momentalnie przestała się wiercić, patrząc na jego pokrytą bólem twarz. 
-Nie pozwolę ci umrzeć w taki sposób. Zestarzejesz się, będziesz mieć gromadkę dzieci, ale na pewno nie zginiesz! 
-Nie rób mi tego, proszę. –ciche łkanie, przerywały jedynie rozmowy na zewnątrz. 
-Wyciągamy! –krzyknął sanitariusz. 
-Nieeee! –zagłębiła się bardziej w siedzeniu, co na nic się nie zdało. Jej osłabiony organizm od razu się poddał sile z jaką mężczyźni ją wyciągnęli. 
-Teraz on! Ratujcie go! –wrzasnęła, ostatnimi siłami. Wszyscy głusi na te słowa, zaczęli się oddalać od samochodu. –Na co czekacie? –szepnęła, czując jak powieki stają się coraz cięższe. 
-Uciekajcie! 
Potem był tylko wybuch… 
Płacz…
Ból…
Ciemność…


Lottie nigdy nie otrząsnęła się z tak wielkiej straty, aż do dnia, w którym postanowiła dołączyć do ukochanego. Bo przecież bez powietrza nie da się żyć, prawda? 
A Louis? 
Po kilku latach ból minął, wyrzuty sumienia połączone z poczuciem winy, nie zniknęły nigdy. 

3 komentarze:

  1. Zajebsite !!! :c I wzruszające :C

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebiste... :/ :c wciąż i wciąż płacze... że ja jeszcze mam czym... :(
    Wspaniałe...
    M. ♥

    OdpowiedzUsuń