sobota, 29 września 2012

Liam

Aż łezka się kręci, liamek nie jest taki idealny jak się okazało.
__________________________________________________________

-Jesteś gotowa? –pukanie do drzwi, przerwało mój monolog z samą sobą. 
-Tak. –odkrzyknęłam, ostatni raz przeglądając się w lustrze. Krótkie, dżinsowe spodenki, bluzka z głębokim dekoltem i czarny kapelusz. Tak wyglądał mój codzienny strój w pracy. Nie, nie jestem dziwką. Pracuje dorywczo w weekendy jako tancerka na wieczorach kawalerskich. 
-Świetnie. –Mark zlustrował mnie wzrokiem, obejmując ramieniem. Był swego rodzaju szefem i jednocześnie moim przyjacielem. Jako jedyny zdobył moje zaufanie w tym całym gównie, w jakim obecnie się znajdowałam. –To naprawdę ważni klienci, oferują sporą kasę, więc się postaraj. –przytaknęłam posłusznie głową, wchodząc na główną salę naszego klubu. –Zażyczyli także sobie główny taniec dla przyszłego pana młodego, od razu pomyślałem o tobie. Dasz radę? 
-Jasne. –entuzjastycznie odparłam, dostrzegając z daleka grupę dość młodych chłopaków, w towarzystwie innych tancerek. 
-Powodzenia mała. –ucałował mój policzek, znikając za drzwiami. Westchnęłam ociężale pod nosem, niepostrzeżenie wchodząc na scenę. W głośnikach zaszumiały pierwsze dźwięki Press it Bruno Marsa, więc czas zacząć. Założyłam kapelusz, stojąc za metalowym krzesłem. Tak jak myślałam wszystkie spojrzenia skierowały się w moją stronę. 
Układ jak zwykle dopracowany do perfekcji, zrobił niemałe wrażenie na naszych gościach. Uśmiechnięta podeszłam do nich, pytając: -To gdzie mamy przyszłego pana młodego? –oparłam się kokieteryjnie o ramię mulata, który nie szczędził sobie gwałcenia wzrokiem mojego biustu. 
Skądś go znam …
-W toalecie. Niezła jesteś. –zaczął rozmowę, chcąc mi zaimponować.
Naiwniak.
To nie jego potrzebowałam, by zbić w ten wieczór spore pieniądze. Nie odpowiadając, ruszyłam w stronę baru, czując potrzebę wypicia czegoś mocniejszego. Oczywiście jak na niezdarę przystało, pijąc szampana, oblałam nim przechodzącą obok osobę. 
-Cholera. -zaklnęłam pod nosem, odkładając butelkę na barek. -Przepraszam ja …
-Elizabeth? –przerwał mi… no właśnie kto to jest. Podniosłam wzrok, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje. 
-Liam. 


To się nie dzieje naprawdę. 
Zamrugał kilkakrotnie powiekami, myśląc, że śni. 
-Hej. –szepnął głupio. Stała przed nim, jego słodka, niewinna Eli. 
Jest piękna. 
Długie, blond włosy, okalały jej nieskazitelną twarz, duże, niebieskie oczy zakończone lekko zawiniętymi rzęsami, jak i krwistoczerwone usta. Całość jej piękna dopełniało ciało niczym u modelki.
Nie taką ją zapamiętał.
-Cześć. –odsapnęła, spuszczając wzrok. 


Bawiłam się nerwowo palcami, nie mogąc dłużej patrzeć na twarz chłopaka, co za bardzo bolało. Staliśmy tak przez dłuższą chwilę, nie wiedząc co robić. W końcu odważyłam się ją przerwać.
-Co tutaj robisz? –skarciłam się w myślach za moją głupotę. Przecież to oczywiste, że jest wśród zaproszonych gości. 
-Bawię się na wieczorze kawalerskim, a ty? –jeszcze bardziej spuściłam wzrok, płonąc rumieńcem. –Pracujesz tu? 
Brawo Payne za spostrzegawczość. 
-Jak widać. –warknęłam, chcąc mu dać do zrozumienia, że chce skończyć ten temat. 
-Dlaczego? To znaczy…sprzedajesz…ja… -wiedziałam doskonale o co mu chodzi.
-To nie twoja sprawa! –odpyskowałam, doszczętnie wyprowadzona z równowagi. Szybkim krokiem, wyminęłam szatyna, chwytając po drodze wcześniej opuszczoną butelkę alkoholu. 
-Nie uciekaj. –szarpnął moim nadgarstkiem, zatrzymując mnie. –Porozmawiajmy. 
-Nie mamy o czym. –próbowałam się wyrwać, jednak na marne. Moje kościste dłonie, były niczym w porównaniu z umięśnionym ciałem Liama. 
-Proszę… -nalegał dalej, nie puszczając mnie. 
-Dobra. –uległam, wiedząc, że tak łatwo nie odpuści. –Ale nie tutaj. –pociągnęłam go do mojej garderoby, zamykając drzwi. 
-Masz 5 minut. 
-Hmm okej. –zakłopotany, podrapał się po karku, mierzwiąc swoje włosy w dłoniach. –Dlaczego tu pracujesz? 
-Znowu zaczynasz. –westchnęłam zmęczona jego oskarżeniami. 
-Po prostu chce wiedzieć. 
-Czemu? –wkurzona, założyłam ręce na klatce piersiowej, niczym obrażone dziecko. 
-Bo jesteś zbyt dobra na tańce w jakimś obskurnym lokalu. Nie zasługujesz na to! –po raz pierwszy podniósł głos, zajmując miejsce obok mnie. 
-A czy zastanowiłeś się, że nie mam innego wyjścia? 
-Bzdura. –prychnął, doszczętnie mnie rozwścieczając. 
-Potrzebuje tych pieniędzy, bo moja mama ma raka! Umiera, rozumiesz? –otworzył szeroko oczy, więc postanowiłam jeszcze bardziej go dobić. –Nie każdy ma to szczęście zarabiać kilka milionów w przeciągu miesiąca niczym słynny Liam Payne! Musisz być świadomy, że cię nienawidzę! Nienawidzę cię za to, że zostawiłeś mnie, gdy najbardziej cię potrzebowałam! Nienawidzę cię, za moje cierpienia i łzy! Po prostu cię nienawidzę! –pierwsze łzy oblały moją twarz, więc musiałam to skończyć. 
Nie mógł zobaczyć jak płacze. 
-A teraz wyjdź. –wykrztusiłam, stojąc w progu. Posłusznie wstał z miejsca, kierując się do wyjścia, jednak nie zrobił tego, o co prosiłam. Jednym ruchem zamknął drzwi, przygniatając mnie do nich i namiętnie całując. 
Nie odwzajemniłam pocałunku. 
Ani trochę.
Do czasu. 
Uległam. 
Nawet nie zorientowałam się, kiedy pojedyncze części naszej garderoby, lądowały na ziemi, tylko po to, byśmy mogli uprawiać najlepszy sex w całym moim dotychczasowym życiu. 

-Co to było? –spytałam, zakładając spodenki. 
-Najlepszy dzień w moim życiu. –złożył delikatny pocałunek na mojej szyi, łapiąc moje biodra. 
-Co nie zmienia faktu, że z pewnością Mark mnie zwolni. Przecież miałam się zająć panem młodym. 
-Spokojnie porozmawiam z nim. –zapewnił chłopak z uśmiechem, zapinając swoją koszulę. 
-Jak dobrze go znasz? 
-Kogo? 
-Tego, który jutro się żeni. Myśl Payne. –zaśmiałam się z jego miny, czekając aż do końca się ubierze. 
-Jest spoko. –uciął krótko. 
-Aha. –podsumowałam, dostrzegając dziwne zachowanie towarzysza. –A ty… masz kogoś? –wykrztusiłam, zmieniając temat. 
-Nie. –nie zabrzmiał zbyt szczerze, ale niby czemu miałby kłamać? 
No właśnie. 
Byłam pod jego urokiem i kompletnie nie dostrzegałam tego, co było praktycznie przejrzyste. 



Następnego dnia… 
-Nie ma mowy! –wrzasnęłam kolejny raz na przyjaciela. 
-Ale Eli proszę… 
-Nie! 
-Uratujesz mi życie. –padł na kolana przede mną, udając płacz. 
-Paul w tej chwili wstań! –jednak nie odpuścił. –Ugh no dobrze, pójdę z tobą na ślub twojej kuzynki. 
-Aaa! - zapiszczał pod nosem, unosząc mnie do góry i okręcając kilka razy wokół własnej osi. –Jesteś najlepsza. –postawił mnie na ziemi, całując moje czoło. –Na dole masz sukienkę, ubieraj się mamy godzinę. 
-Ile?! –krzyknęłam. –Zabiję cię! –dokończyłam, zbiegając po schodach. 
Od rana miałam wspaniały humor, jednakże w jednej sekundzie zepsuł mi go mój najlepszy przyjaciel gej – Paul. Jego partnerka się rozchorowała, więc traktując mnie jak ostatnią deskę ratunku, bym towarzyszyła mu na weselu jego kuzynki. Nie miałam zamiaru tam iść, ponieważ planowałam spotkać się z Liamem, który od rana nie odbiera moich telefonów, jednakże miałam nadzieje, że go jakoś złapie. 


-Ja tam nie wyjdę. 
-Eli, nie zachowuj się jak dziecko. –wysiadł z samochodu, podbiegając do moich drzwi i pomagając mi wysiąść. Czułam się strasznie dziwnie, widząc te wszystkie obce mi osoby. Przygładziłam delikatnie, idealnie leżącą na mnie błękitną sukienkę, podążając za chłopakiem. 
Po chwili pod kościół podjechała czarna limuzyna, ozdobiona kwiatami. Paul objął mnie ramieniem, dodając otuchy. Delikatnie się uśmiechnęłam widząc jak panna młoda wysiada z samochodu. Była naprawdę piękną kobietą. Doszedł do niej muskularny mężczyzna, podając kwiaty. Gdy się odwrócił, zamarłam …

PODKŁAD http://www.youtube.com/watch?v=pGknIr7Zxas&feature=player_embedded

Przyszłym mężem niejakiej Danielle okazał się nie kto inny niż Liam Payne. Odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku, nie mogąc patrzeć na ich szczęście. 
Jak mogłam mu znowu uwierzyć? 
-Wszystko w porządku? –spytał Paul. 
-Tak- przytaknęłam, posyłając mu sztuczny uśmiech, ruszając za tłumem w głąb świątyni. 
Cała msza okazała się jedną, wielką porażką, ale kiedy nadszedł czas na życzenia nie mogłam wytrzymać. 
-Proszę nie rób cyrków, tylko złóż im życzenia. 
-Ale ja nawet ich nie znam. –próbowałam za wszelką cenę, ukrywać przed Liamem swoją obecność. 
-Jak chcesz… -przyjaciel zostawił mnie samą, stając w kolejce zaraz za starszym małżeństwem. Bawiłam się nerwowo palcami, chcąc jak najszybciej wypłakać się w domu. Nie mogłam dłużej zostać w tym miejscu. 
Po kilkunastu minutach przyszedł czas na świętowanie. Wręcz błagałam Paula, by pozwolił mi wrócić, jednak był nieugięty. 
-Nienawidzę cię. –szepnęłam, gdy zasiedliśmy za stołem, jak na złość, zbyt blisko pary młodej. 
-Do usług Eli, do usług. –odpyskował. 
Z czasem wszystko potoczyło się z górki…
100 lat…
Śpiewy… 
Pierwszy taniec… 
Zabawa…
Gdy wybiła 23, postanowiłam się wymknąć. Miałam naprawdę dość tego dnia. Jednak mój pech się nie skończył, chwila nieuwagi sprawiła, że zmieniło się wszystko. 
-Przepraszam nie zauważyłem pani. 
Wszędzie poznam ten głos. 
Nie podnosząc głowy, wyminęłam go, powstrzymując napływające do oczy łzy. 
-Nic pani nie jest? –dogonił mnie, łapiąc delikatnie za ramie. 
Zawsze musiał być tym cholernym wrażliwcem. 
-Cześć Liam. –rzekłam, patrząc w jego tęczówki. Mogłam z nich wyczytać absolutnie wszystko, ale nie miałam na to ochoty. 
-Eli, posłuchaj…
-Zamknij się! –przerwałam mu. –Wczorajszej nocy bez żadnych ceregieli mnie przeleciałeś, a dzisiaj wyszedłeś za mąż! 
-Ciszej. –upomniał mnie, łapiąc za dłoń. 
Zaśmiałam się ironicznie pod nosem, kontynuując. –No tak, bo wszyscy wokół mają cię za tego świętego. –prychnęłam pod nosem, wyrywając się z jego uścisku. 
-Naprawdę nie chciałem cię zranić. 
-Jesteś żałosny. –sprostowałam. Przywołując ruchem ręki taksówkę. 
-Daj mi wytłumaczyć. –szepnął łamiącym głosem, próbując zatarasować mi drogę. 
-Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia. –zironizowałam, zatrzaskując za sobą drzwi. Tylko po to, by po chwili zobaczyć jego zapłakaną sylwetkę zsuwającą się po jednym z filarów i wybuchnąć rześkim płaczem. 
Nie ułatwiłeś mi zadania, ale już postanowiłam. 
To koniec…
Bo bez ciebie kochanie umieram…


Żałował, cholernie żałował. Gdyby mógł cofnąć czas, nigdy by jej nie zostawił. Wyrzuty sumienia nigdy nie dały mu spokoju, wręcz się nasiliły, szczególnie teraz gdy stał nad jej grobem. 
Ponieważ godzinę, bo zakończonej imprezie, dostał telefon o moim samobójstwie. 

2 komentarze:

  1. Boski ♥.♥ Mam nadzieje, że napiszesz drugą cześć. A tak jeszcze do całości to ta piosenka świetnie pasuje do tej końcówk, normalinie.......nie mam słów!
    Bardzo prosze o drugą cześć chce się dowiedzieć co dalej z Liamem !!!. Błagam

    OdpowiedzUsuń