Ten imagin jest taki trochę smutny... Ale chyba trochę osób taki chciało prawda? Mam nadzieję, że spodoba wam sie równie mocno co mi XD
btw. link do oryginału: http://imagine-with-1d.blogspot.com/2012/09/tylko-ja-byem-w-stanie-pokochac-tak.html
PS.: PRZYPOMINAM O KONKURSIE!
Przysyłać można:
- opowiadanie
- one shot
- inne
Prace, linki przysyłać na alison123456798@gmail.com do 30 stycznia, jeśli wygracie to wam odpowiem i wstawie linka, jeślie się zgodzicie XD
1st: opublikowanie, dodanie linku w co najmniej 10 postach + dodawanie linka na mojego twittera i reszcie opowiadań XD
2nd: opublikowanie, dodanie linku w co najmniej 5 postach
3d: opublikowanie dodanie linku w co najmniej 3 postach.
Na razie mam parę prac, ale musi być co najmniej 10, żeby to miało jakikolwiek sens, mam nadzieję, że będziecie się zgłaszać. Link można też wysłać pod tym rozdziałem XD
_________________________________________________________________________
Zapach świeżej trawy roznosił się dosłownie wszędzie. Powiew ciepłego wiatru rozwiewał jej cienkie i słabe włosy na wszystkie strony. Siedzieliśmy pod ogromnym drzewem, którego gałęzie ubrane w tysiące zielonych liści, dawały cień. Gorące słońce świeciło nad naszymi głowami, a na niebie widniały małe, białe kłębki chmur. Uśmiechała się szeroko. Słyszałem bicie jej serca, które mimo wszystko biło, nie poddawało się. Błękitna, lekka sukienka, okrywała jej chude i blade ciało. Cieszyłem się, że znów może być blisko mnie. Chciałem ten czas wykorzystać jak najlepiej. Pragnąłem by były to najwspanialsze chwile spędzone ze mną, w jej życiu. Jej twarz wyglądała na osłabioną. Popękane, sine usta, na nadgarstkach pełno ran i ukłuć od przeróżnych zastrzyków. Chwyciłem jej szorstką dłoń i pocałowałem delikatnie. Pogładziła mnie po policzku cały czas unosząc kąciki ust ku górze. W jej oczach widziałem radość, ale zarazem ogromny strach. Pragnąłem temu zapobiec, ale nic już nie było w stanie jej pomóc. Objąłem ją mocno ramieniem i przytuliłem do siebie. Chciałem by czuła się bezpieczna. Mimo wszystko.
- Kocham cię. - wyszeptała.
- Je ciebie bardziej, [T.I]. - odpowiedziałem równie cicho jak ona. Tkwiliśmy tak przez długi czas, a ja wspominałem spędzone z nią chwilę. Dzień, w którym ją poznałem był najlepszym w moim życiu.
Wszedłem do wielkiego białego budynku i za bardzo nie wiedziałem gdzie mam się udać. Podszedłem do recepcji i spytałem niskiej kobiety przy kości, w krótkich, blond włosach, gdzie powinienem pójść. Wskazała mi palcem dość długi korytarz. W oddali zauważyłem znajomą mi kobietę, która kucała przed niebieskim krzesełkiem i mówiła do małej dziewczynki, jaką była moja młodsza siostra, Saffa. Mama widząc mnie uśmiechnęła się szeroko. Spojrzałem na małą, zapłakaną dziewczynkę z opatrzonym kolanem. Poczochrałem ją po włosach, po czym wziąłem na ręce i mocno przytuliłem do siebie. Rodzicielka poszła porozmawiać z lekarzem, a ja zająłem się siostrą. Zacząłem ją łaskotać co wywołało u niej ogromny śmiech. Wtedy zauważyłem dziewczynę, która wpatrywała się w nas z uśmiechem, opierając o framugę drzwi. Odpowiedziałem na jej uśmiech, po czym do niej podszedłem.
- Długo tak się nam przyglądasz? - spytałem unosząc brew i kąciki swoich ust.
- Chwilę. - odpowiedziała zachrypniętym głosem.
- Jestem Zayn. - wyciągnąłem do niej rękę. Zawahała się by podać mi swoją, lecz po chwili ściskałem ją już w dłoni. Zauważyłem rany i ukłucia na nadgarstkach, ale nie pytałem.
- [T.I].
Otworzyłem drzwi do sali, w której leżała. Przychodziłem tutaj od dwóch miesięcy. Codziennie przy niej byłem. Stała się moim narkotykiem. Musiałem usłyszeć jej głos, zobaczyć piękny uśmiech na twarzy, który mimo wielkiego nieszczęścia gościł bardzo często, oczy, w których widziałem wiele emocji. Słodko spała. Przysiadłem obok łóżka, na małym krzesełku i wpatrywałem się w jej bladą twarz. Czerwone usta kontrastowały z jasną cerą. Długie, czarne rzęsy tworzyły wachlarz. Była przepiękna. Delikatnie musnąłem ustami jej zamknięte powieki. Nawet nie drgnęła. Uniosłem kąciki ust ku górze. Z każdą kolejną chwilą byłem coraz bardziej pewny, że ją kocham. Mimo iż wiedziałem co ją czeka... zakochałem się. Otworzyła oczy i była zdecydowanie zdziwiona moją obecnością.
- Co tutaj robisz? - spytała zaspanym głosem. - Przecież wczoraj mówiłeś, że masz sesję..
- Wolałem pobyć z tobą. - odpowiedziałem uradowany. Podniosła się do pozycji siedzącej i chwyciła moją dłoń, po czym pocałowała ją delikatnie. - Zabieram cię na wycieczkę. - spojrzała na mnie zaciekawiona. - Chodź. - wyszła z łóżka, a ja trzymałem ją mocno, by nie upadła. Pomogłem jej usiąść w wózek, gdyż była zbyt osłabiona by sama iść i wyruszyłem na korytarz szpitala.
- Gdzie jedziemy? - spytała.
- Jest tutaj pewna osoba, która strasznie chciałaby cię poznać. - odpowiedziałem i pchając wózek, doszedłem do pomieszczenia na końcu korytarza. Zauważyłem dziesięcioletnią dziewczynkę, która rysowała na białej kartce. Nie zauważyła nas, a [T.I] spojrzała na mnie pytająco. Podjechałem bliżej łóżka, na którym siedziała mała Lucy. Podniosła swój wzrok znad kartki i bardzo ucieszyła się na nasze przyjście.
- Lucy, to jest właśnie [T.I], o której ci opowiadałem. - wskazałem na siedemnastolatkę. Pomachała do dziewczynki i uśmiechnęła się. Zaczęła rozmawiać z małą blondynką o jej chorobie. Lucy miała białaczkę, ale wszystko było na dobrej drodze, mogła wrócić do zdrowia, nie to co [T.I]. Pragnąłem temu zapobiec każdego dnia, ale niestety nie potrafiłem, nie mogłem. Nikt nie mógł nic zrobić. Nawet największe pieniądze nie osiągnęłyby upragnionego celu. Wyszedłem po gorącą czekoladę do automatu i zostawiłem je same. Gdy wróciłem usłyszałem coś co mnie wzruszyło.
- Lucy, jesteś wspaniałą dziewczynką. Dzielną i odważną, musisz tylko uwierzyć, a na pewno wszystko będzie dobrze. Wiara i miłość to jedne z najsilniejszych mocy jakie w nas drzemią. Będę wierzyła razem z tobą, że wszystko się uda i wrócisz do zdrowia. A gdy już będzie po wszystkim zostaniesz najsłynniejszą artystką wszech czasów! - krzyknęła i obie się zaśmiały, po czym blondynka przytuliła siedemnastolatkę. Do moich oczu napłynęły łzy. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego tak wspaniali ludzie muszą tak bardzo cierpieć? Przechodzić przez tyle przykrych i bolesnych rzeczy? Gdybym tylko mógł temu zapobiec..
To już ponad dwa miesiące, gdy jestem w szpitalu prawie codziennie, gdyż czasami moja praca mi na to nie pozwala. Podszedłem pod salę z numerem sześćdziesiąt dwa, pociągnąłem klamkę i wszedłem do środka.
- Zayn.. - wyraźnie ucieszyła się na moją wizytę, zresztą jak za każdym razem. - Cieszę się, że przyszedłeś. - wyciągnęła ręce w moją stronę i przytuliła najmocniej jak mogła. - Moje ulubione perfumy. - wyszczerzyła się.
- [T.I].. Jutro wyjeżdżam.. - powiedziałem ze smutkiem, na jej twarzy też pojawił się na chwilę, ale szybko go ukryła pod sztucznym uśmiechem. - To tylko trzy dni, chociaż dla mnie to będzie jak cała wieczność. Jesteś dla mnie zbyt ważna. Nawet nie wiesz jak będę tęsknił.. Na samą myśl o tym wyjeździe tęsknie za tobą.
- Rozumiem. Chłopcy i fani cię potrzebują. Ale przez te trzy dni nie myśl o mnie tylko o tych wszystkich ludziach. Miliony fanów, którzy czekają właśnie na ciebie. Dzięki tobie na ich twarzach pojawia się szeroki uśmiech, a w brzuchu pojawia się stado motyli, które są teraz w moim brzuchu. - zaśmiała się i kolejny raz schowała moją dłoń w swoich. - Jesteś niesamowitym człowiekiem, zapewne nawet nie wiedząc jaką masz w sobie siłę i moc, jak wielu wspaniałym ludziom dzięki tobie odmieniło się patrzenie na świat. Zayn, to ty sprawiasz, że każdego dnia na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Jestem szczęśliwa. Uwierz, że ja też będę strasznie tęskniła za twoją osobą, uśmiechem, wspaniałym, głębokim i przenikającym mnie spojrzeniem twoich czekoladowych tęczówek, twojego aksamitnego głosu, który daje ukojenie moim uszom. Ale dam radę, wytrzymam, bo ty dajesz mi siłę. Jestem tutaj tylko i wyłącznie dzięki tobie. Gdyby nie ty, już dawno pewnie.. - zatrzymała się i spuściła wzrok.
- Nie mów tak. Jesteś tutaj i to jest teraz najważniejsze. - pogłaskałem jej policzek i uniosłem twarz, by mogła na mnie spojrzeć. - Jeszcze nikt nigdy nie powiedział mi tylu wspaniałych i pięknych rzeczy na mój temat, w dwie minuty. - uśmiechnęła się. - Gdybym tylko umiał powiedzieć ci jaka ty jesteś dla mnie ważna i jak bardzo zmieniło się moje życie dzięki tobie, zrobiłbym to i robiłbym przez cały czas, codziennie, co godzinę. Kocham cię, [T.I]. Kocham ciebie najprawdziwszą miłością jaką można darzyć drugiego człowieka. - po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, którą szybko otarłem. Przytuliłem ją do siebie i ten dzień spędziłem z nią, tylko w jej towarzystwie. Nie odzywając się, a będąc razem i wsłuchując się z bicie naszych serc, które tworzyły niesamowitą harmonię.
Trzy dni bez niej to był koszmar. Gdy tylko wróciłem pojechałem do szpitala. Musiałem ją zobaczyć. Musiałem jej dotknąć, poczuć, usłyszeć. Moje serce na samą myśl o niej, przyspieszało swojego bicia. Biegłem ile sił w nogach do sali, na drugim piętrze. Chciałem już być w środku i tulić ją do siebie. Otworzyłem drzwi, a obok jej łóżka siedział, poznany mi już wcześniej, ojciec [T.I]. Widząc mnie chyba nie był zbyt zadowolony. Przeprosiłem i posyłając dziewczynie krótki uśmiech, wyszedłem na korytarz. Te piętnaście minut było jeszcze gorsze niż całe trzy dni. Drzwi otworzyły się, a moim oczom ukazał się wysoki mężczyzna. Wstałem z krzesła i chciałem iść do [T.I], kiedy coś mnie zatrzymało. Odwróciłem głowę i zauważyłem pana [T.N].
- Zostaw ją w spokoju. Ona nie potrzebuje twojej łaski, ani pieniędzy. Idź bawić się do swoich bogatych kumpli, a jej daj spokój. - chwycił w dłoń moją koszulę i pociągnął. - Czytałem trochę o tobie i może uznasz, że nie jestem tolerancyjny, ale gówno mnie to obchodzi. Po prostu nie podoba mi się twoja religia, dlatego teraz wrócisz do domu i zostawisz moją córkę w spokoju, rozumiesz? - powiedział groźnym tonem, a ja miałem mętlik w głowie. Dlaczego tak bardzo przeszkadzało mu to w co wierzę? Dlaczego nie mógł traktować mnie jak równego człowieka? Kochałem jego córkę całym swoim sercem. To, że byłem muzułmaninem, nie znaczyło, że jestem jakimś złym człowiekiem.
- Dlaczego miałbym zostawić ją w spokoju? - odpowiedziałem, chociaż nie wiedziałem czy był to dobry pomysł, by wchodzić z nim w jakiekolwiek dyskusje, chociaż wiedziałem, że muszę walczyć o miłość i o [T.I]. - Kocham [T.I]. Jest dla mnie najważniejsza. - wyśmiał tylko moje słowa.
- Kochasz? Przecież ona zaraz umrze. Zresztą... ja już swoje powiedziałem. Wynosisz się stąd i jeśli jeszcze raz zobaczę cię przy mojej córce, pożałujesz! - krzyknął. Usłyszałem tylko jak ktoś upada, szybko odwróciłem głowę i w ostatnim momencie zdążyłem złapać siedemnastolatkę, która zapewne słyszała całą naszą rozmowę.
- Niech pan wezwie lekarza. - powiedziałem przejęty.
- Lekarz! Gdzie jest, lekarz?! - wydzierał się mężczyzna, a po chwili dwoje lekarzy zajęło się nastolatką. Czekałem razem z jej ojcem na korytarzu. Nie zamierzałem zrezygnować z [T.I], nigdy. Była najważniejszą osobą w moim życiu. Chociaż z jednej strony rozumiałem jej ojca, gdyż on się o nią martwił, ale ja nie chciałem dla niej źle, a wręcz przeciwnie. Pragnąłem by była najszczęśliwszą osobą na świecie. Po chwili lekarz wyszedł z sali, a my podeszliśmy do niego pytając co z siedemnastolatką.
- Wszystko w porządku. Zemdlała, najwyraźniej coś ją zdenerwowało. Na szczęście już jest dobrze, ale jeśli będzie się to powtarzało to po prostu przyspieszycie państwo cały ten przebieg. Dlatego proszę jej teraz nie denerwować. - nakazał, a my pokiwaliśmy głowami. Pan [T.N], wskazał mi drzwi do sali, pozwolił mi do niej wejść. Ucieszyłem się i od razu wszedłem do pokoju. Wyglądała na osłabioną, ale co się dziwić, przed chwilą zemdlała. Położyłem się obok niej i zgarnąłem jej włosy, za ucho. Była taka piękna,nawet, gdy jej twarz wyglądała na zmęczoną, a usta były sine i wyschnięte. Pocałowałem ją w czoło i wyszeptałem jak bardzo ją kocham.
Wychodząc z budynku, usłyszałem jak ktoś mnie woła. Zauważyłem biegnącego w moją stronę ojca [T.I].
- Przepraszam Zayn. Nie wiem co mnie napadło, źle się zachowałem. Ja po prostu.. ta cała sytuacja mnie przerasta.. chyba sam rozumiesz. Przepraszam. - ucieszyły mnie jego słowa. Uśmiechnąłem się i podałem mu dłoń w geście pokoju. Uścisnął ją mocno, po czym wrócił do budynku.
Jechaliśmy już ponad godzinę, a jej mina i zaciekawienie widokiem za szybą, była niesamowita. Patrzyłem na nią i bardziej skupiałem się na jej pięknej twarzy, niż na drodze, za co karciłem się w myślach. [T.I] wyszła ze szpitala na jakiś czas, gdyż od kilku dni czuła się już naprawdę dobrze, a wyniki badań wykazały, że może, a nawet wskazane jest by spędziła trochę czasu w gronie najbliższych. Jej marzeniem było mieszkać w domu na wsi. Wiedziałem, że w wieku siedemnastu lat, nie będzie mogła w nim ze mną zamieszkać, ale chociaż pobyć w nim kilka dni. Kupiłem go niedawno, tylko dlatego by spełnić jej największe marzenie. Gdy dojechaliśmy na miejsce, przyglądała się dość dużemu budynkowi, z werandą, ozdobionemu kolorowymi kwiatami. Drewniane okiennice idealnie kontrastowały z jasno żółtym kolorem ścian.
- Kto tutaj mieszka? - spytała po chwili dziwienia się wszystkim dookoła.
- My. - odpowiedziałam, a ona ze zdumieniem spojrzała na mnie i wyczekiwała wyjaśnień. - Zawsze mówiłaś, że pragniesz mieszkać w domu na wsi, dlatego postanowiłem, że spełnię to marzenie. - nagle wybuchnęła płaczem, a ja wystraszyłem się, ze zrobiłem coś źle. Podszedłem do niej przejęty i przytuliłem. - Wszystko w porządku? Zrobiłem coś nie tak? - pokręciła głową.
- Kupiłeś dom specjalnie dla mnie, żeby spełnić marzenie chorej dziewczyny, która niedługo i tak odejdzie z tego świata, zostawiając ciebie samego. Tak bardzo chciałabym być z tobą jak najdłużej, zestarzeć się w tym domu, w bujanym fotelu. Czytać bajki wnukom, lub opowiadać jak ciebie poznałam. Tylko, że to niemożliwe.. Mój los jest już przesądzony, ale gdyby nie ty, to wszystko wokół mnie nie miałoby sensu. Pragnę żyć jak najdłużej i cieszyć się tym. Kocham cię. - przytuliłem ją mocniej, a po moich policzkach również spłynęły łzy. Myśl, że dzień, w którym ona odejdzie jest coraz bliżej, zabijała mnie od środka, chociaż starałem się o tym nie myśleć.
Wstała i wyciągnęła do mnie rękę. Chwyciłem ją i poszedłem za nią, obejmując ją w biodrach. Słońce odbijało swoje promienie, o soczyście zieloną trawę, która w ich blasku wyglądała jeszcze piękniej i żywiej.
- Mam ochotę tańczyć, skakać, śmiać się. Sprawiasz, że czuję się piękna i szczęśliwa, Zayn. Nikt jeszcze nie zrobił dla mnie tyle wspaniałych rzeczy. - odwróciła się do mnie, chwyciła moją twarz w swoje szorstkie dłonie i pocałowała. Poczułem jej smak. Najwspanialszy smak, jakiego mogłem kiedykolwiek spróbować. Zaczęła skakać i biegać ciągnąc mnie za sobą. Śmiała się głośno. Czułem jakby świat na chwilę się zatrzymał i pozwolił nam cieszyć się tym co jest wokół nas. Po chwili ujrzała kolorowego motyla, za którym zaczęła biegać dosłownie jak malutka dziewczynka. Kochałem ją, a ona z każdym dniem zbliżała się do wyroku jaki postawiło przed nią życie. Gdy już się trochę zmęczyła, przytuliła do mnie i szliśmy w stronę naszego, wspólnego domu. Usiadłem na bujanym fotelu na werandzie, a ona na moich kolanach. Wtuliła się w moją szyję i wdychała moje perfumy. - Zayn. - zaczęła, a ja spojrzałem na nią wyczekując kontynuacji. - Obiecaj mi, że jeśli odejdę nie będziesz płakał. - patrzyła prosto w moje oczy. Nie wiedziałem czy mogę jej to obiecać, bo przecież to chyba niemożliwe. - Obiecaj mi. Jesteś taki piękny, a jeśli zobaczę łzy na twoich policzkach i zaszklone oczy to poczuję się jeszcze gorzej, a przecież wiesz, że będę na ciebie patrzyła z góry. Zawsze przy tobie będę nie ważne co by się działo.
- Obiecuję ci.
- Obiecaj, że gdy odejdę to zadedykujesz mi 'Moments' na koncercie. - jej oczy się zeszkliły, ale nie pozwoliła im spłynąć.
- Obiecuję.
- I obiecaj, że twoje życie nie zakończy się na mnie. Że znajdziesz wspaniałą dziewczynę, która później będzie twoją żoną, a następnie będziecie mięli gromadkę dzieci. Zabierzesz ją tutaj i powiesz jej, że była kiedyś taka dziewczyna jak ja i spełniłeś jej wszystkie marzenia, sprawiłeś, że się uśmiechała, że mimo wszystko była szczęśliwa, że to dla niej kupiłeś ten dom... - nie dokończyła, gdyż zaczęła płakać.
- Obiecuję. Obiecuję, że zrobię wszystko co tylko zechcesz [T.I], ale pamiętaj, że nigdy nie pokocham nikogo tak bardzo jak ciebie. Nigdy nie przestanę ciebie kochać.
- Wiem. Wiem Zayn. - przytuliła mnie z całych sił i starała się uspokoić emocje.
[Klik] Następnego dnia obudziło nas słońce wpadające przez ogromne okna do sypialni. Leżeliśmy na wielkim łóżku, wtuleni w siebie. Była przykryta pościelą, która ukazywała jej chude, blade ramiona. Pocałowałem ją w czoło i poszedłem przygotować śniadanie. Po chwili była już obok mnie w bosych nogach i krótkim szlafroku.
- Wiesz.. Najbardziej cieszy mnie fakt, że umrę ze świadomością, że był ktoś kto mnie kochał i jestem pewna, że zrobiłby dla mnie wszystko. - uniosła kąciki ust, po czym pocałowała mnie w policzek. Fakt, że śmierć nadejdzie lada chwila, nie przerażał już jej tak bardzo jak siedem miesięcy temu, kiedy ją poznałem. Teraz była zupełnie inną osobą niż wtedy. Teraz pragnęła wykorzystać ten czas jak najlepiej. Nie załamała się, mimo iż miała ku temu ogromny powód.
- Kocham cię. Kocham cię jak nikogo innego. Wariuje na twoim punkcie, wiesz? - zaśmiała się i wtuliła w moje ramiona. Stanęła przy szafce kuchennej, a ja dokończyłem jajecznicę. Postawiłem danie na stół i zaczęliśmy się karmić, śmiejąc się i żartując. [T.I] poszła na górę, a ja pozmywałem naczynia. Po kilku minutach była już obok mnie. Chciała wyjść na zewnątrz, a ja postanowiłem iść na górę by się ubrać. Odwróciłem głowę w jej stronę i zobaczyłem tylko jak upada. Wiedziałem, że to już koniec...
Obiecałem, że nie będę płakał. Stojąc na pogrzebie obok tych wszystkich ludzi, dla których była jedną z najważniejszych i najwspanialszych osób na świecie, którzy płakali jak opętani było to strasznie trudne. Oczy miałem szklane, ale dla niej nie pozwoliłem im narysować ścieżki na moim policzku.
Obiecałem, że zadedykuje jej 'Moments' na koncercie, tak też zrobiłem.
Obiecałem, że moje życie nie zakończy się tylko na niej. Że znajdę wspaniałą dziewczynę, która później będzie moją żoną, a następnie będziemy mięli gromadkę dzieci. Zabiorę ją do domku na wieś i powiem jej, że była kiedyś taka dziewczyna jak [T.I] i spełniłem jej wszystkie marzenia, sprawiłem, że się uśmiechała, że mimo wszystko była szczęśliwa, że to dla niej kupiłem ten dom... Obiecałem, ale jeszcze tego nie zrobiłem. Wydaje mi się, że wystarczy poczekać. Chociaż i tak wiem, że tylko ją byłem w stanie pokochać tak mocno i tak prawdziwie..
Super imagin.. zapraszam do mnie http://boonedirection.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńsuper te imaginy. ; - ))) Zapraszam do mnie . http://na-zawsze-z-one-direction.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZostałaś przeze mnie nominowana do Liebster Awards . Więcej dowiesz się na moim blogu :
OdpowiedzUsuńhttp://polish-one-directioners.blogspot.com/
Z góry przepraszam za spam:
UsuńZapraszam na blog o 1D, jest on niezwykły gdyż tutaj to nie redaktorki, ale czytelniczki piszą imaginy:
http://myimaginewithonedirection.blogspot.com/
jedno pytanie. skąd dokładnie pochodzisz? Organizujemy zlot w Opolu. :)
OdpowiedzUsuńHej ;) super imaginy, zapraszam również do mnie: http://we-love-imagines.blogspot.com/ PRZEPRASZAM ZA SPAM :)
OdpowiedzUsuńprzepiękne opowiadanie ... czytałam i płakałam aż do końca ;((
OdpowiedzUsuńgratuluje ja bym nie umiała napisać czegoś tak pięknego <33
O.M.G Poryczałam sie gdy to czytałam Świetne ^^ T-T
OdpowiedzUsuńJa też :'( ŚWIETNY imagin !
UsuńCudowne ;"( *.*
OdpowiedzUsuń