link do oryginału: http://wecantfightthis.tumblr.com/post/26619224847/01-larry-psycho-love_
ps.: Zaczynam teraz spam przeczytanymi bromancami XD
_________________________________________________________________
Larry || Psycho Love
Tytuł: Psycho Love (Obsesyjna miłość)Bohaterowie: Louis Tomlinson i Harry Styles oraz Niall Horan, Liam Payne i Zayn Malik - postacie drugoplanowe
Gatunek: bromance
Ilość słów: 3511
Opis: Louis zostaje zmuszony do pójścia do psychologa przez Simon’a, który jako jedyny wie o odmienności chłopaka i fakcie, że przez to ma on problemy sam ze sobą. Po kilku wizytach Lou dostrzega, że nie umie powstrzymać uczucia, jakim darzy jednego z członków zespołu. Wtedy zauważa, że ograniczenia jakie sobie postawił, zostaną złamane pewnego dnia i to już niedługo.
Inspiracja: Super Psycho Love : Simon Curtis
„Kiedy zauważyłeś, że jesteś w nim zakochany?”
„Uh… Trudne pytanie. Tak naprawdę to nie jestem pewien. To chyba była miłość od pierwszego wejrzenia, ale nie rozmawialiśmy dłużej niż kilka minut, więc myślałem, że to tylko zauroczenie. Nie znałem go. Wiedziałem tylko, jak ma na imię. Nie przeszkadzało mi to jednak w patrzeniu na niego.”
„Jaki był moment przełomowy, który to zmienił? Kiedy staliście się najlepszymi przyjaciółmi?”
„Niemal od razu, gdy trafiliśmy do jednego zespołu. Jest też pozostała trójka, ale z nimi nie nawiązałem takiej więzi. Oni są dla mnie po prostu przyjaciółmi. On to ukochany i brat w jednym.”
„Rozumiem. Czy on podziela to uczucie? Rozmawialiście o tym?”
„Hahaha. Chyba żartujesz. Miałbym mu powiedzieć i zaryzykować naszą przyjaźń? Jestem z nim za blisko, bym mógł to powiedzieć. Potrzebuję tego. Nie mogę go stracić, nawet jeśli jestem dla niego tylko i wyłącznie przyjacielem. Ale… Czasami… Czasami mam wrażenie, że czuje do mnie to samo. Może po prostu tak bardzo tego chcę, że sobie to wmawiam, ale nie wiem…”
„Kontynuuj. Wierz mi, iż to ci pomoże. Wygadanie się komuś nieznajomemu i zasięgnięcie u tej osoby porady jest z reguły bardziej pomocne niż rozmowa z najlepszym przyjacielem.”
„Dobrze. A więc. Czasami wydaje mi się, jakby patrzył na mnie jakoś tak… inaczej. Jakby dotykał mnie i mówił do mnie inaczej. Nawet jego uśmiech wydaje się być inny. Tylko w stosunku do mnie. Ale to na pewno tylko moja wyobraźnia. Nie mógłby mnie pokochać, bo jest hetero.”
„To dlatego się tniesz?”
„Wcale się nie…”
„Nie udawaj. Mnie się nie da oszukać. Dlatego wybrano mnie na twojego psychologa. Doszukam się wszystkiego. Mnie nie umknie nawet najmniejszy szczegół. Pamiętaj – mnie mówi się tylko prawdę.”
„Eh… No dobrze. Postaram się pamiętać. I tak, tnę się. Co z tego? Mam dalej opowiadać o swoich uczuciach do własnego przyjaciela czy o tym? To wszystko… To za dużo jak dla mnie…”
„W takim razie… wróćmy do niego.”
To była moja pierwsza wizyta u psychologa. Nigdy nie sądziłem, że to się tak skończy. Nikt nie miał się dowiedzieć o moich problemach. Wpadłem przez własną głupotę. Tego jednego dnia nie zamknąłem drzwi do łazienki. Liam wszedł i zobaczył mnie tnącego się ze łzami w oczach, wpatrzonego w zdjęcie Harry’ego. Jedno z wielu, jakie miałem. To był mój mechanizm obronny. Patrzenie na zdjęcia było jedną z reguł, które sobie ustanowiłem.
Zasada numer jeden. Według niej nie mogłem dotknąć go więcej niż dwa razy dziwnie. Dopuszczalne było jedno dodatkowe muśnięcie dłońmi, jeśli mieliśmy tego dnia wywiad.
Następna określała, ile razy mogę na niego spojrzeć. Na wywiadach musiałem unikać jego wzroku. Podczas koncertów dopuszczałem się jednego spojrzenia na każdą piosenkę. Jeśli nie miał na sobie koszulki mogłem patrzeć na niego tylko przez pięć minut, ale jeśli brakowało mu jeszcze jakieś części garderoby, spuszczałem wzrok. To głównie przez to robiłem tyle zdjęć. Na fotografie mogłem patrzeć ile chciałem.
Według kolejnej jeśli przytuliłem go bądź wyczerpałem limit dotknięć na dzień, nie mogłem przebywać bliżej niego niż na dwa kroki. Wyjątkiem było pozowanie do zdjęć, ale wtedy starałem się ustawić tak, by być jak najdalej.
Ostatnia zasada – kara. Jeśli złamałem, którąś regułę, musiałem naciąć, chociażby nieznacznie, swoje jasne i delikatne nadgarstki. Krew była jak odkupienie. Powstrzymywała wszystkie złe czy brudne myśli, jakie miałem o Harrym.
W moich wyobrażeniach wił się z przyjemności pode mną, wykrzykiwał moje imię. Wszystko było idealnie, ale potem zawsze wykonywałem za mocne pchnięcie i przyjemność dla Hazzy zmieniała się w ból, ale ja nie umiałem przestać. To było jak koszmar, który powtarzał się, gdy tylko przekroczyłem granicę. Jego dłonie zaciskające się na pościeli. Łzy spływające po policzkach…
Moje fantazje o nim były pełnie pożądania. Zachowywałem się brutalnie - jak nie ja. Ale od kiedy go poznałem i pokochałem moje zachowanie zmieniło się diametralnie. Z każdym dniem stawałem się coraz bardziej zamknięty w sobie. Z beztroskiej osoby stałem się cichy i zamknięty w swoim świecie fantazji.
Przejechałem ręką po nadgarstku, na którym widniały drobne blizny. Najświeższa wciąż bolała, kiedy jej dotykałem. Wziąłem głęboki wdech. To ona była powodem moich wizyt u psychologa. To wtedy zostałem po raz pierwszy przyłapany. Po raz pierwszy nie zamknąłem drzwi… Cały czas się o to obwiniałem. Gdybym był mądrzejszy, nikt by nie wiedział i nie musiałbym teraz rozmawiać o swoich problemach z zupełnie obcym dla mnie facetem.
Ciąłem się. Co z tego? Wiele osób to robi. Nie jestem jedyny. Oni nie rozumieją, że to jedyny sposób bym przestał myśleć o nim. To było silniejsze ode mnie. Nie chciałem, żeby moja podświadomość przejęła kontrolę. Gdy tylko myślałem o nim chwilę dłużej…
Moje fantazje o nim nie były kolorowe i słodkie, tylko brutalne.
Tyle razy wyobrażałem sobie, jak zadaję mu ból i podobało mi się to. Nie chciałem, żeby tak było. Nie mogłem znieść tego, a jednak nie umiałem się też powstrzymać przed takimi myślami. To jakby druga osoba przejmowała nade mną kontrolę.
- Loueh! – Dobiegł mnie głos, należący do daddy direction. – Rusz swój zacny tyłek. Zaraz wchodzimy na scenę, więc weź się w garść, dobrze?
- Mhm – mruknąłem w odpowiedzi, a on spiorunował mnie wzrokiem. – Wiem, jak mam się zachowywać. Nikt nie zauważy.
- Dobrze je zakryłeś? – spytał, podchodząc do mnie i łapiąc za nadgarstki. Pokiwałem głową pokazując mu ręce. - Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć? Pomogę ci. Tylko powiedz. Znam cię lepiej niż psycholog. Wiem, jaki jesteś naprawdę.
„Nic o mnie nie wiesz, Liam”, pomyślałem, ale słowa nie opuściły moich ust. „Nikt mnie nie zna i nigdy tak się nie stanie”.
- Dziękuję, ale dam radę – powiedziałem, wymuszając uśmiech. – Sam zajmę się własnymi problemami. Nie chcę, żeby ktokolwiek się o mnie martwił.
- Wszyscy się martwimy, bo cię kochamy. Jesteś naszym bratem. Nieważne, że nie mamy jednej matki czy ojca. Łączy nas silniejsza więź niż to. Nigdy cię nie zostawimy, dlatego powinieneś pomyśleć nad tym, by powiedzieć reszcie…
- Nie. Nie mogę, Li. To nie takie proste.
Payne otwierał już usta, by coś dodać, jednak głos naszego menadżera mu przeszkodził. Czas wejść na scenę i rozpocząć koncert. Czas udać, że wszystko jest tak, jak było na początku. Nic się nie zmieniło. Nic oprócz moich uczuć…
**
„Powiedz mi, Lou…”
„Przecież cały czas mówię. Czego jeszcze pan ode mnie oczekuje?”
„Współpracy.”
„Czy to nie za wiele? Współpraca z lekarzami nie leży w mojej naturze…”
„Nie jestem lekarzem. Jestem psychologiem.”
„Żadna różnica. Obydwa zawody są mało wdzięczne. Kłamanie i omamianie ludzi to dla was chleb powszedni.”
„Nie, Louis. Próbuję ci pomóc. Przez swój upór i głupotę nie chcesz się otworzyć, bo myślisz, że nikt nie może dla ciebie czegoś zrobić. Mylisz się.”
„To pan się myli. Ja nie potrzebuje pomocy. Mam swoje zasady, których staram się trzymać, by nie stała się mu krzywda, a pan wszystkie moje wysiłki chce zniszczyć. Nie mogę sobie pozwolić na zmianę.”
„Zasady?”
To w czasie tej wizyty wpadłem. Dosłownie. Ten przeklęty psycholog od siedmiu boleści wyłapał to słowo, którego nie powinien. Druga wizyta i już pierwszy błąd.
Powiedziałem mu o moich „zasadach”. Nie zrobił nic. Po prostu słuchał i kiwał głową. Byłem mu obojętny. Jemu wyłącznie chodziło o zarobienie pieniędzy. Nie chciał nikomu pomagać. Jaki był sens w tym, że mu opowiadam o czymś, a jego to w ogóle nie obchodzi.
Wszystko powoli się sypało. Zaczynałem rozważać odejście z zespołu. Nie jestem im potrzebny. Tylko zawadzam. Liam za bardzo przejmuje się mną od czasu, gdy się dowiedział, zamiast skupić się na sobie i swojej rodzinie oraz dziewczynie, z którą nie widział się od dawna. Nienawidziłem gdy ktoś się przejmował mną bardziej niż powinien. To moje życie.
Nie chciałem, by ktokolwiek się mieszał w moje sprawy. Sam umiałem się zająć swoim bólem. Spojrzałem na zdjęcie Harryego, które zrobiłem jakiś czas temu. Chowałem je pod poduszką, by nikt inny go nie widział. Styles był na nim prawie nagi. Jedyna rzecz, która zakrywała jego męskość to ręcznik. Dopiero wyszedł spod prysznica i przecierał oczy, gdy zrobiłem mu to zdjęcie z ukrycia. Woda kapała z jego kręconych włosów i spływała po nagrzanym ciele.
Przygryzłem dolną wargę, próbując uspokoić bicie serca. Nagle zerwałem się i rzuciłem do szafki nocnej, która stała tuż przy moim łóżku. Wysunąłem wszystkie trzy szuflady. Były pełne zdjęć, na których znajdował się Harry. Zacząłem je przeszukiwać. Dłonie mi drżały.
- Gdzie jest to przeklęte zdjęcie?!
Serce biło mi niesamowicie szybko. Co jeśli je zgubiłem? To było pierwsze… Nasze pierwsze… Nie mogłem go zgubić. Musiało tu gdzieś być. Musiało.
- Cholera – przekląłem cicho pod nosem. Już traciłem nadzieję, gdy nagle jedno zdjęcie rzuciło mi się w oczy. Szybko po nie sięgnąłem, po czym z ulgą mocno przycisnąłem je do swojej klatki piersiowej. – Jest.
Odetchnąłem głęboko, zamykając oczy. Nie wiem, co bym zrobił, gdybym je zgubił. To zdjęcie było dla mnie najważniejsze. Ja i Harry. Byliśmy na nim razem. To było pierwsze wspólne zdjęcie, jakie nam zrobiono. Dzień, w którym dowiedzieliśmy się, że przechodzimy dalej jako grupa. Pamiętam to, jakby wydarzyło się wczoraj. Wpadłem Harry’emu w ramiona. Byłem taki szczęśliwy. Nie wiedziałem jeszcze, że ten chłopak będzie miał na mnie taki wpływ. Niedługo potem pojawiła się mama Hazzy. Uśmiechnęła się. Spytała czy może zrobić nam wspólne zdjęcie. Jej syn objął mnie ramieniem i uśmiechnął się. Odwzajemniłem ten gest, a moje serce ścisnęło się. Wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że może go kocham.
Kocham go jak szalony. To wszystko przez niego. To przez niego!
Rzuciłem się na łóżko, a z mojego gardła wydobyło się coś na kształt warknięcia, jakie wydaje pies. Ścisnąłem zdjęcie w dłoni. Zacisnąłem powieki – nie chciałem płakać. Nie znowu. Nie przez niego. Świadomość tego, że nigdy nie będzie mój tak cholernie bolała…
- Wszystko w porządku, Boo Bear?
Wiedziałem kto to, ale nie umiałem przestać. Łzy płynęły po moich policzkach, mocząc poduszkę. Zacisnąłem palce wolnej dłoni na pościeli. Jego ciepła ręką znalazła się na moich plecach, którą tak kojąco je gładził. Czułem jak zapadam się coraz bardziej w błogostan z każdą chwilą. Nic mnie już nie obchodziło.
Nawet jeśli zobaczy to zdjęcie. Co z tego?
**
„Zdjęcia… Ciekawe. Ile ich masz?”
„Nie wiem. Około dwustu jest… Może więcej. Nie liczyłem.”
„Nie wierzę ci, Lou.”
„Ech. No dobra. Naprawdę chce pan wiedzieć? Jest ich dokładnie 269…”
„No to rzeczywiście. Jak ty to ujmujesz? „Tylko lekkie zauroczenie”. To ci nie przejdzie. Przez samo wyznaczenia zasad za bardzo się zaangażowałeś. Wydaje ci się, że dzięki nim masz go na dystans, ale tak naprawdę jest zupełnie na odwrót.”
„Nic pan nie wie. Nie rozumie pan tego. To coś czego jeszcze pan nie doświadczył i nigdy się to nie stanie. To tak jakby przy nim odzywała się moja druga osobowość. Przy nim czuję, że tracę kontrolę nad własnym ciałem. Tylko dzięki tym zasadom jeszcze się na niego nie rzuciłem!”
„Może to byłoby lepsze niż trzymanie go na dystans. A przynajmniej próby uczynienia tego. Co jeśli on odwzajemnia twoje uczucie, ale ty jesteś zbyt głupi, żeby zaryzykować. Jesteś tchórzem"
Powoli otworzyłem oczy, czując na ramieniu niewielki ciężar, a zarazem ciepło rozchodzące się po całym moim ciele. Próbowałem poruszyć ręką, ale coś mi przeszkadzało. Przechyliłem lekko głowę i moje serce eksplodowało. Na moim ramieniu spał Harry, który wtulił się w moje ramię, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Uśmiechał się lekko, a w jego policzkach widać było dołeczki. Podniosłem wolną rękę, by odgarnąć mu z oczy loki. Mruknął coś pod nosem, wiercąc się niespokojnie. Wstrzymałem oddech, sztywniejąc. Obudziłem go?
- Lou? – Jego głos był bardziej ochrypły niż zwykle i dużo cichszy. Przetarł zaspane ocz i spojrzał prosto na mnie. – Louis. Jestem głodny. Czy nie czas na kolacje?
- Chyba tak. Chodźmy – powiedziałem miękko, starając się wytrzymać spojrzenie jego zielonych tęczówek. – Zrobię ci coś do jedzenia.
- Zjadłbym naleśniki – oznajmił, posyłając mi szeroki uśmiech, po czym wstał i skierował się na dół do kuchni, a ja podążyłem za nim. Oparł dłonie o blat wysepki i spojrzał na mnie bacznym wzrokiem. – Umiesz robić naleśniki?
- Ja umiem wszystko – odpowiedziałem bardzo pewny siebie. Umiałem gotować i tym podobne, ale naleśniki robiłem tak naprawdę raz w życiu. Nie wiedziałem, jak wyjdą. – Dam radę.
Harry przyglądał się każdemu mojemu ruchowi. Najpierw wyjąłem mąkę, mleko… Wszystko co było potrzebne. Patelkę postawiłem na gazie, po czym zająłem się robieniem masy na naleśniki. Jak dotąd szło mi nieźle. Jednak cała moja pewność siebie uleciała razem z tą masą. Kiedy spróbowałem ją nalać na patelkę, zrobiło się gorzej. Albo nalałem za dużo, albo za mało.
- No w dupę – mruknąłem pod nosem.
- Pomogę ci – powiedział Haz, po czym bez ostrzeżenia przylgnął do moich pleców i złapał za dłonie. Starał się mnie naprowadzić, jak powinienem to wszystko robić. Serce tłukło mi się o żebra, a oddech stał się płytki. W mojej głowie pojawiła się wizja Harry’ego przywiązanego do łóżka moimi szelkami…
Potrząsnąłem głową i w tym momencie zorientowałem się, że usta Hazzy były zbyt blisko moich. Zdecydowanie za blisko. Jego loki łaskotały mnie w policzek. Wziąłem głęboki oddech, gdy jedną dłoń położył na moim biodrze, a drugą wyłączył gaz, po czym ulokował ją na moim brzuchu – tuż pod pępkiem. Odwrócił mnie w soją stronę. Był tak blisko. Jego oddech łaskotał mnie w nos, ponieważ był odrobinę wyższy ode mnie. Podniosłem wzrok i napotkałem jego spojrzenie, które było pełne… miłości? Jego usta były coraz bliżej moich.
- Lou, ja – zaczął lekko drżącym głosem. – Ja tak bardzo… Zależy mi na tobie. Bardziej niż powinno… Widziałem zdjęcie. Też to czujesz, prawda?
- Harry – wyszeptałem, zanim nasze usta się spotkały.
Pocałunek nie był taki, jak sobie wyobrażałem. Był niewinny i spokojny. Przepełniony uczuciem – nie pożądaniem. To nie było jedno z moich chorych wyobrażeń. Wszystko działo się naprawdę. Wszystko wydawało się tak inne…
Nagle pogłębił pocałunek, a jego ręce powędrowały pod moją koszulkę. Moje palce zaczęły rozpinać guziki jego koszuli. Po chwili byliśmy w samych spodniach. Przejechałem paznokciami po jego bladej skórze na plecach. Dało się dokładnie wyczuć mięśnie, które naprężył. Jego jedna ręka powędrowała do paska moich spodni. Szybko go rozpiął i wyjął ze szlufek, rzucając gdzieś w kąt. Kiedy ściągnął ze mnie spodnie, przyległem do niego tak, że przez materiał własnych bokserek czułem jego podbrzusze. Spojrzałem nieznacznie w górę na jego piękną twarz, po czym mój język wtargnął do środka jego ust z taką agresywnością, że Harry przywarł całym ciałem do ściany, a jednak po chwili zarzucił ręce na moją szyję. Zjechałem z dłońmi po jego plecach na pośladki, które ścisnąłem. Wyszeptał moje imię pełnym pożądania głosem i zacieśnił uścisk na mojej szyi. Przesunąłem dłonie na jego uda. Haz zrozumiał aluzje, bo po chwili oplótł mnie nogami w pasie.
- Zabierz mnie do łóżka – wyszeptał, przygryzając płatek mojego ucha, a ja przymknąłem oczy, gdy z mojego gardła wydobył się niemal zwierzęcy dogłos.
Coś we mnie zaskoczyło. Jakiś trybik. Niemal w trybie natychmiastowym znaleźliśmy się w sypialni. Położyłem go na łóżko trochę nazbyt brutalnie, po czym niemal natychmiast przywarłem do jego warg swoimi. Spijałem z nich pocałunki. Po chwili przeniosłem się na jego szyję, majstrując jednocześnie palcami przy gumce jego bokserek. Kreśliłem dłońmi przeróżne wzory na jego torsie, drapiąc go od czasu do czasu. Na szyi widniało już kilka malinek, ale ja nie przestawałem. Jego ciche pojękiwania mnie napędzały. To było takie przyjemne, a zarazem niewłaściwe uczucie. Powinienem być delikatny, ale nie umiałem. Był mój. Nikogo innego. Mój. Chciałem by wszyscy wiedzieli. Każdy musiał zobaczyć to następnego dnia. Uśmiechnąłem się pod nosem, odrywając się od jego szyi z głośnym mlaśnięciem.
- Dalej nie jesteś wystarczająco naznaczony jak dla mnie – mruknąłem do jego ucha, czując jak po jego ciele przebiega dreszcz. Wsunął palce w moje włosy, po czym lekko szarpnął. – Chcę, by każdy widział z daleka, że już do kogoś należysz. – Przejechałem palcami wzdłuż jego torsu, po czym zatrzymałem się na jego członku. Ścisnąłem go, a Haz ponownie jęknął. – Będę cię drapał, aż nie będziesz krwawił, będę się kochał z tobą tak bardzo, że nie będziesz mógł usiąść. Wszyscy mają wiedzieć. – Ponowiłem czynność. Tym razem zacisnąłem palce mocniej niż ostatnio. Harry wysapał moje imię. – Tak. Lubię, gdy wymawiasz moje imię. Szeptaj je, krzycz… Cokolwiek. Po prostu chcę je słyszeć.
- Lou, błagam… - Uniósł biodra, dając mi do zrozumienia, na co czeka. – Louis…
- Czego chcesz? Powiedz to. – przejechałem językiem po malinkach, które zrobiłem, przesuwając dłoń na jego brzuch. Drażniłem się z nim. – Powiedz to, Harreh.
- Pieprz mnie – wyszeptał z pożądaniem. – Pieprz mnie, Loueh.
Nie musiał powtarzać mi dwa razy. Złapałem go za uda i ustawiłem tak, by było mi wygodnie w niego wejść. Chciałem, by pamiętał to przeżycie do końca swoich dni, a jęki jakie wydawał przy każdym moim pchnięciu, utwierdzały mnie w fakcie, że podoba mu się i mam nie przestawać. Uśmiech wkradł się na moje usta. Tak długo na to czekałem…
- Kocham cię – wyszeptał.
To zbyt piękne, by było prawdziwe.
**
„Dzisiaj. Dnia pierwszego lutego zmarł Louis William Tomlinson. Był on jednym z członków popularnego brytyjskiego boy band’u o nazwie One Direction. Policja nie ujawniła jeszcze powodów, dla których piosenkarz mógłby popełnić samobójstwo. Wiadomo tylko, że przedawkował leki przeciwbólowe.”
On nie mógł umrzeć. Nie mógł. To był jakiś kiepski żart, który nie mógł być prawdą. To były jego urodziny. Miał je spędzić razem z Lou. Zarezerwowali stolik w restauracji, bilety do kina na bardzo późny seans jakiegoś dennego filmu, który nie miał tak naprawdę żadnej fabuły. Mieli po prostu spędzić cały wieczór razem. Po tym co się stało parę tygodni wcześniej, chciał mu powiedzieć wszystko. Harry chciał powiedzieć mu, że go kocha i nie ma zamiaru go opuścić, a Louis miał odpowiedzieć mu tym samym. Te tygodnie, w których spędzali niemal każdy dzień razem, przytulając się, całując – były najpiękniejszymi w jego życiu. Co się mogło nagle stać?
„Ciało znalazł jeden z jego najlepszych przyjaciół – Liam James Payne. Młody artysta, również piosenkarz oraz członek tego samego zespołu, jest w szoku. Chłopak twierdzi, ze kiedy znalazł Louis’ego, ten jeszcze żył, ale karetka przyjechała za późno.”
Jak to za późno? Nie. Nie. Nie! Musieli go uratować! To na pewno tylko żart. Tak, tylko żart. Albo sen. Za chwile otworzy oczy i zobaczy swojego ukochanego obok. Przecież miłość musiała wygrać. W każdej bajce tak jest. Chociaż…
Czyżby tym razem to książę przegrał?
„Tomlinsonowie zostali już poinformowani o tym tragicznym zdarzeniu. W imieniu całej załogi stacji BBC składam najszczersze kondolencje.”
Szczere kondolencje? Harry zaśmiał się gorzko. Dziennikarze nie znali słowa „szczerość”. Gdyby naprawdę było im przykro z tego powodu, nie mówiliby o tym w wiadomościach. Ale jak inaczej by się dowiedział o śmierci ukochanego? Zapewne przesiedziałby samotnie cały wieczór, czekając, a rano obudziłby się jako ostatni i jako ostatni również by się dowiedział.
„Rodzina Louis’ego Tomlinsona pogrążyła się w żałobie tak samo jak cały zespół One Driection, który zapewne przerwie trasę koncertową ze względu na okoliczności. Wypowiedzieć się na ten temat ma Simon Cowell. Jak najszybciej będzie mógł.”
Jeśli myśleli, że będą dalej dawać koncerty, grubo się mylili. Tu nawet nie było czego potwierdzać. Harry nie miał zamiaru nawet myśleć o tym, by wyjść na scenę i śpiewać. Już nigdy prawdopodobnie nawet nie da rady. Nic już nie osiągnie. Śmierć Lou była równoznaczna z zakończeniem kariery. Teraz stracił cel w życiu. Jakiekolwiek chęci zniknęły.
Harry wstał z kanapy i wyłączył telewizor. Jakaś część niego umarła. Nie miał an nic ochoty. Po prostu wyłączył sprzęt, po czym skierował się do pokoju Lou. Otworzył drzwi z lekkim skrzypnięciem i uśmiechnął się delikatnie przez łzy. Znowu zapomniał je naoliwić. Zamknął za sobą, po czym rzucił się na łóżko. Pachniało nim. Wtulił twarz w poduszkę.
- Zostawiłeś mnie, dupku – mruknął łamiącym się głosem i zamknął oczy. Tylko na chwilę. – Nienawidzę cię…
To wydawało się jak sekunda. Przecież zamknął tylko na chwile oczy. Po prostu chciał odpocząć, przestać płakać, myśleć o nim, ale kiedy się obudził było już ciemno. A wydawałoby się, że przed momentem promienie południowego słońca wpadały przez okna i rozświetlały całe pomieszczenie. Harry otworzył oczy i miał nadzieję, że to był tylko sen, ale brak jego ukochanego obok był tak przerażająco prawdziwy jak najgorszy koszmar.
- Nie ma go – wyszeptał, a do jego oczu napłynęły łzy. – Boże, oddaj mi go. Proszę. Oddaj mi mojego Lou. Mojego…
Złapał za poduszkę i przytulił się do niej. Jeszcze przez pewien czas będzie ona nasiąknięta zapachem, który tak kochał. Którego nigdy nie zapomni. A może? Pamięć ludzka jest zdradliwa. Co jeśli zapomni, jak jego głos brzmiał? Nie teraz. Nie za tydzień. Za miesiąc. Parę miesięcy. Może rok. Co wtedy? Wspomnienia zaczną blaknąć. Za kilka tygodni nie będzie umiał odtworzyć wyglądu Lou w swojej głowie. Wiedział to. Bolało go to. Zacisnął palce na chłodnym materiale poszewki, którą była okryta poduszka. Pociągnął nosem parę razy, zaciskając mocno powieki. Wszystko straciło sens. Sam miał ochotę umrzeć…
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Z nieśmiałą nadzieją w sercu podniósł głowę, ale wiedział, że to nie będzie on. To nie mógł być on. Prawda bolała bardziej niż tysiące noży. Drzwi uchyliły się powoli. Po chwili zza nich wyjrzał Liam. Wszedł do środka, jakby nie był do końca pewny czy może. Miał czerwone oczy i nos. Włosy były mokre i w totalnym nieładzie. Wyglądał dziwnie staro według Harry’ego, który patrzył na niego zmęczonymi od płaczu oczami. Jego zielone tęczówki świeciły się mokre od łez.
- Poprosił mnie… - Liam zaczął, ale głos uwiązł mu w gardle. – Loueh, chciał… Chciał, żebym ci to przekazał.
Wyciągnął w moją stronę rękę i podał mi niedużej wielkości pudełko, po czym wyszedł. Przystawiłem je do ucha i lekko nim potrząsnąłem. Coś stuknęło. Drżącymi rękoma uchyliłem wieczko.
MayBee.