sobota, 15 listopada 2014

Liam

TittleI can see you…
Author@musicGirl_xx
link do oryginału: one-shots-1d.blogspot.com
mój komentarz: jej to już przedstawiać nie trzeba. genialna. w sumie cały one-shot był trochę smutny, ale nadal cudowny <3
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Był ciepły, czerwcowy dzień. Uśmiechnięta od ucha do ucha dziewczyna o ciemnej karnacji i burzy czarnych loków na głowie spacerowała po parku, znajdującym się niedaleko jej domu. Mimo iż okolica nie była zbyt popularna, dzisiaj było tu zadziwiająco wiele ludzi. Głównie starszych, którzy zapragnęli zaczerpnąć świeżego powietrza. Osiemnastolatka zmierzała w nieznanym jej kierunku, podążając za swoim psem przewodnikiem. Miała dziś wyjątkowo dobry humor. Jej oczy nie były tym razem pozbawione tego pięknego błysku ekscytacji. Dziewczyna myślała, co mogłaby robić przez całe wakacje. Oderwała się na chwilę od rzeczywistości, a to był niestety jej błąd. Przestała słuchać otoczenia. Wszystko ucichło. Nie zwracała uwagi na przechodnich. Być może to dlatego biegnący z naprzeciwka dorosły mężczyzna potrącił ją, przez co upadła na ziemię. Z rąk wypadła jej smycz psa. Nie zwracając uwagi na ból w dolnej części ciała, na którą upadła, zaczęła błądzić po ziemi w poszukiwaniu czarnego paska, przyczepionego do obroży zwierzęcia. Gdy w końcu na niego natrafiła, mocno zacisnęła na nim palce.
- Dzięki Bogu… - odetchnęła z ulgą, przyciągając do siebie psa.
- Nic ci nie jest? – usłyszała nagle męski głos, na którego dźwięk jej serce dziwnie zaczęło szybciej bić. Spojrzała w kierunku, z którego dochodził. Czuła się bardzo nieswojo.
- Ja… yyy… t-tak… - wyjąkała.
Chłopak uśmiechnął się lekko, słysząc jej słowa i wyciągnął do niej dłoń, aby pomóc wstać. Ku jego zdziwieniu ona ją zignorowała i sama podniosła się z ziemi, stając teraz z nim prawie twarzą w twarz. Dziewiętnastolatek przypatrywał się jej chwilę, lustrując dokładnie każdy centymetr jej lekko zdenerwowanej twarzy.
- Przepraszam… - odezwała się swoim delikatnym głosem.
- Nie przepraszaj. Ten facet często tutaj biega, nie zwracając uwagi na innych. – odparł chłopak, chowając ręce do kieszeni.
- Och, czyli to nie na ciebie wpadłam?
 - Nie. Ja przechodziłem obok i wolałem się upewnić, że jesteś cała. – uśmiechnął się do niej.
- Dz-dziękuję… - zawstydziła się. – To miło z twojej strony. – po chwili kąciki jej ust uniosły się lekko. Dziewczyna ruszyła smyczą, dając psu znać, aby ruszył przed siebie. Zanim całkiem odeszła od chłopaka, dodała na pożegnanie krótkie:
- Pa.
Obrócił się za nią, uniósł w górę lewą dłoń i zawołał:
- Uważaj na siebie!
Za odpowiedź dostał kolejny szczery uśmiech od dziewczyny, po czym wzdychając cicho ruszył w swoją stronę.
~ * ~
- Och, jesteś już! – usłyszałam jego radosny głos i uśmiechnęłam się w stronę źródła tego dźwięku.
Chłopak delikatnie chwycił moją prawą dłoń, a z lewej odebrał smycz, po czym powoli wprowadził mnie do swojego domu. Zamknął za nami drzwi, następnie zaczął iść w dobrze znanym mi kierunku. Po chwili swobodnie usiadłam na miękkiej kanapie, odkładając torbę, którą miałam ze sobą, obok niej. Zwierzę, z którym tu przyszłam, cupnęło zadowolone na moich stopach. Z uśmiechem pogłaskałam psa za uchem, na co odpowiedział mi pomrukiem zadowolenia.
- To na co masz ochotę? Najpierw jedzenie, film? – chłopak zwrócił się do mnie. Wręcz słyszałam, jak się uśmiecha.
- Sama nie wiem. Tym razem to ty miałeś wszystko zaplanować. – przypomniałam mu.
- Tak, wiem. Ale chciałem po prostu spytać. – poczułam jego ciepłe usta na moim policzku. – To poczekaj tutaj, a ja zaraz przyniosę wszystko, co przygotowałem.
- Nie mogę się doczekać. – obdarzyłam go uśmiechem, a po chwili zostałam w salonie sama.
Dziwnym trafem jego przyjaciele tym razem postanowili odpuścić i wyszli na dzisiejszą noc do swoich znajomych czy partnerek. Nie wiem, jak to zrobił. Do tej pory zawsze chcieli robić wszystko razem z nami. Być może w końcu się zlitowali i pozwolili spędzić ten wyjątkowy dzień tylko we dwoje. Otóż dzisiaj mieliśmy drugą rocznicę od naszego pierwszego spotkania. Niesamowite, jak ten czas szybko leci. Dziękowałam Bogu nie raz, że postawił go na mojej drodze. Nasza pierwsza rozmowa nie była aż tak łatwa, jakby się mogło wydawać. Miałam z tym parę problemów…
~ * ~
Siedziała na ławce w parku. Tak jak poprzedniego dnia, pogoda dopisywała. W uszach miała słuchawki. Ubrana w koszulkę z logiem swojego ulubionego boy bandu, wsłuchiwała się w głosy jej ulubieńców z pięknym uśmiechem. Pies jak zwykle siedział na jej stopach, obserwując uważnie otoczenie. Był w tym wypadku jej oczami.
Mimo iż osiemnastolatka miała słuchawki, nie była całkiem odłączona od rzeczywistości. Miała dobry słuch. Był lepszy od innych zmysłów. Dlatego bez problemu usłyszała ten znajomy głos, dzięki któremu potrafiła poczuć się… bezpiecznie?
- Znowu się spotykamy.
Chłopak z uśmiechem spojrzał na tą samą osobę, której wczoraj chciał pomóc. Z niewiadomych mu powodów, cieszył się, że znowu mógł ją ujrzeć.
- W-witaj. – dziewczyna nieco się zdenerwowała, ale skierowała swój wzrok w stronę głosu chłopaka.
- One Direction? – uniósł ciekawsko brew, patrząc na koszulkę, po czym przysiadł się obok Mulatki.
Dziewczyna, lekko zdenerwowana, spojrzała na swoją koszulkę, po czym powiedziała:
- Owszem. – lekko się uśmiechnęła. – Coś nie tak? Masz coś do nich?
Dziewiętnastolatek zaśmiał się melodyjnie. Nie wiedziała, dlaczego. Co było w tym takiego śmiesznego? Jednak sama udała, że zrozumiała żar. Po tym westchnęła cicho, próbując się rozluźnić.
- Wiesz… dziękuję, że się mną wczoraj zainteresowałeś. To naprawdę miłe. Nie spotkałam się jeszcze z takim gestem. – odezwała się.
- Nie masz za co dziękować. Jak tylko zobaczyłem, że ten facet cię trąca, to myślałem, że coś mogło ci się stać. – zapewnił szczerze.
Znowu obdarzyła go uśmiechem, który sprawił, że on sam musiał go odwzajemnić.
- A zdradzisz mi swoje imię?
- Emeli. – oznajmiła, wciąż się uśmiechając. – A ty zdradzisz swoje?
Chłopak znowu zaśmiał się wesoło. O co mu chodziło? Kim był? Dlaczego się tak zachowywał? Emeli nie znała odpowiedzi na te pytania. Powoli zaczynała panikować. Tak bardzo chciała go teraz zobaczyć. Móc ujrzeć jego twarz, oczy, włosy. Nie mogła. I to było w tym wypadku wielkim minusem.
- Masz ochotę się przejść, Emeli? – zapytał, ignorując jej słowa.
Nie wiedziała, co ma zrobić. Nie znała go. Nigdy nie widziała. Nie wiedziała nawet, jak ma na imię. Chciała iść. Działał na nią w dziwny sposób. Czuła się z nim bezpiecznie. Nie bała się. Miała wrażenie, jakby mógł ją przed wszystkim ochronić. Każdym potknięciem. Każdym upadkiem. Przed każdym.
- Jasne. – zaryzykowała. – A gdzie chcesz mnie zabrać?
- Milkshake City?
- Z przyjemnością.
Ruszyli. Pies pociągnął ją za sobą za chłopakiem. Miała szczęście. W innym wypadku mogło się to wydawać nienormalne. Rozmawiali już na luzie. Dobrze się rozumieli. Dziewczyna opowiadała mu trochę o sobie. On słuchał, ale nie odpowiadał na większość pytań. Tylko się śmiał. To tym bardziej ją niepokoiło. Dlaczego się tak zachowywał? Nie mógł normalnie odpowiedzieć na pytanie? Przecież ona go nie znała.
A może tylko jej się tak wydawało?
Po odwiedzeniu baru z powrotem wrócili do parku. Tym razem rozmawiali o wszystkim i o niczym. Jak prawdziwi przyjaciele. Jakby znali się od zawsze. Czy to było normalne? Czy takie historie zdarzają się naprawdę?
- Emeli! – Ich rozmowa została przerwana przez dobrze znany jej głos.
- Heyday, cześć. – ucieszyła się osiemnastolatka, a po chwili dostała soczystego buziaka w policzek od swojej przyjaciółki.
- Widzę, że przerwałam romansowanie. – zaśmiała się starsza, a na policzkach Emeli pojawiły się lekkie rumieńce. – My się chyba jeszcze nie znamy… Chociaż… Czy ja cię już gdzieś nie widziałam?
- Możliwe. Skoro przyjaźnisz się z Emeli, na pewno mnie znasz. – rzekł rozbawiony chłopak.
Chwila, co?! W tym momencie Emeli spojrzała w jego stronę wielkimi oczami, jakby to miało jej pomóc w rozszyfrowaniu jego słów. O czym on mówił? O czym ona nie wiedziała?
- Ach tak? – zdziwiła się Heyday.
- Jestem Liam…
I wtedy wszystko stało się jasne. Dlatego nie mówił, jak ma na imię. Dlatego nie odpowiadał na podstawowe pytania. Dlatego śmiał się, gdy była o nim mowa. Przecież ona znała odpowiedzi. Ona wiedziała. Ale skąd mogła się domyślać? Przecież nie mogła… dojrzeć.
‘Liam Payne’. Teraz tylko to nazwisko chodziło po jej głowie.
~ * ~
- Jestem! – Odwróciłam głowę w jego stronę.
- Świetnie. Już myślałam, że dłużej nie można. – zaśmiałam się, a on razem ze mną.
Po chwili poczułam, jak pod jego ciężarem miękka kanapa się lekko załamuje. Na stoliku położył jakieś metalowe miski, co wywnioskowałam po charakterystycznym odgłosie. Zapachniało mi świeżo zrobionym popcornem z masłem i solą.
- Przed sobą masz miskę z popcornem, obok są chipsy. Jeśli chcesz picie, to zaraz naleję i ci podam. – powiedział radośnie.
- Dziękuję, może za chwilę. – odparłam, częstując się jedzeniem.
- To jaki film najpierw? Mam wszystkie nasze ulubione. Wystarczy wybrać. – Czułam, że uśmiecha się od ucha do ucha.
- Czekam na tytuły.
- Och, wybacz… - Zmieszał się, po czym przeczytał parę tytułów.
- Chyba nie muszę odpowiadać.
- Czyli Toy Story! – Ucieszył się jak małe dziecko.
Ja uśmiechnęłam się tylko i spokojnie czekałam. Oparłam się wygodnie o oparcie kanapy i zamknęłam oczy, wsłuchując się w pierwsze dźwięki wydobywające się ze strony telewizora. Najpierw przyjazna muzyka, potem dobrze znane mi głosy – w końcu nie raz „widziałam” ten film. Potrafiłam sobie wyobrazić każdego, osobnego bohatera. Nadać mu odpowiedni wygląd. Wiedziałam mniej więcej, kim byli. Mój starszy brat opowiedział mi o nich, kiedy pierwszy raz włączył ten film, gdy miałam pięć lat. Potem także Liam to zrobił, gdy go o to poprosiłam.
- Na pewno chcesz oglą… znaczy… czy… - zawahał się, przerywając swoją wypowiedź.
- Liam. – Otworzyłam oczy, zwracając się w jego stronę. – Naprawdę chcę. Przecież… to nic nie znaczy. Nie przeszkadza mi to.
- Ja wiem… Ale…
- Liam – przerwałam mu, po czym po omacku wyszukałam jego dłoń. Gdy tylko jej dotknęłam, chłopak splótł czule nasze palce. – oglądajmy. Nie mogę się doczekać, aż w końcu pojawi się u nich Buzz.
Zaśmiał się wesoło, po czym ucałował delikatnie moją dłoń. Nie puścił jej. Nawet nie chciałam, aby ją puszczał. Siedzieliśmy teraz blisko siebie, stykając się ramionami. Oparłam głowę o jego, ponownie przymykając oczy. Chłopak gładził kciukiem moją dłoń, wprawiając mnie tym w błogi stan. Czułam się dobrze. Bezpiecznie. Czułam się kochana. Był moim najlepszym przyjacielem. Nie mogłam wyśnić sobie lepszego. Troszczył się o mnie. Zależało mu na tym, abym się uśmiechała i nie zamartwiała tym, co mnie spotkało. Nie raz miał chwile niepewności, takie jak teraz. Na początku wcale nie było mu łatwo. Już w szczególności wtedy, gdy mu o tym powiedziałam…
~ * ~
Następnego dnia chłopak zadzwonił. Tak, powiedziała mu swój numer. Sam o niego poprosił. Dała jeden warunek – nie SMS-y. Tylko telefony. Nie spodziewała się jednak, że jakiś wykona. Ale zaskoczył ją. Oczywiście odebrała. Nie umiała nie odebrać. Za dobrze jej się z nim rozmawiało. Ale okłamała go. Źle się z tym czuła. Jednak nie mogła inaczej. Powiedziała, że jest chora, gdy chłopak chciał się spotkać. Zrozumiał. Martwił się o nią. Dzwonił codziennie. Nawet po dwa razy. Pytał o zdrowie, samopoczucie. Zawsze odpowiadała mu to samo - „Bez zmian. Dziękuję, że pytasz.”. Czuła się z tym źle. Nie chciała go okłamywać. Nie zasłużył na to. Ale bała się. Bała się, jak zareaguje. Bała się przyznać, dlaczego nie chce się z nim spotkać.
Po ponad dwóch tygodniach odwiedziła ją Heyday. Emeli nie mówiła jej o Liamie. Co dziwne, chłopak wcale się nie dziwił, że jest tak długo chora. Uznał, że grypa czasem trzyma przez dłuższy czas, to zależy od człowieka. Wierzył jej.
- Spotkałam dzisiaj Liama. – powiedziała Hey, wchodząc do sypialni Emeli.
Dziewczyna popatrzyła na nią zdziwiona.
- Och… i co? – Uniosła brew.
- Pytał, jak się czujesz. Ja na to, że świetnie. On się na mnie dziwnie popatrzył, chwilę się nie odzywał, po czym dodał – ‘Powiedz, że ją dzisiaj odwiedzę. Pojedziemy do mnie, nie będzie sama w domu siedzieć’ i uśmiechnięty od ucha do ucha poszedł dalej.
Osiemnastolatka cała aż zbladła na twarzy. To nie była prawda. Jak to się mogło stać? Przecież miała dalej wymyślić coś, żeby się z nim tylko nie spotkać. Mogła powiedzieć przyjaciółce. Popełniła błąd. I to wielki. Dlaczego dopiero teraz to sobie uświadomiła?
- Da się to jeszcze odwołać? – spytała Emeli piskliwym głosem.
- Co? Chyba żartujesz! – Roześmiała się starsza dziewczyna. – Nie ma mowy. Powiedziałam, że to bardzo dobry pomysł. Będzie tu za jakąś godzinę.
- Co?! – krzyknęła spanikowana.
- Hej, skarbie, co się dzieje? – Hey przysiadła obok przyjaciółki na łóżku, uważnie ją obserwując.
- N-nic… - wydukała. – Nie mogę się z nim spotkać…
- Dlaczego?
- Bo on nie wie, Hey!
- To się dowie! Już najwyższy czas! Znacie się prawie trzy tygodnie!
Emeli poczuła wyrzuty sumienia. Ale przecież nie mogła mu tego tak po prostu powiedzieć. Zacząłby współczuć, inaczej ją postrzegać. Nie chciała tego. Nie chciała współczucia, nadmiernej obserwacji, pomocy we wszystkim. Wiedziała, że Liam jest aż nad to opiekuńczy. Wiedziała, że jego stosunek do niej ulegnie zmianie.
- Podaj mi ubrania… - westchnęła bezradnie, po czym spuściła nogi na podłogę, czekając aż podniecona przyjaciółka wyciągnie odpowiednie ciuchy.
Po półtorej godzinie po całym domu rozległ się dźwięk dzwonka. Emeli aż zadrżała. Denerwowała się jeszcze bardziej niż się tego mogła spodziewać. Żołądek ścisnął jej się niemiłosiernie, a serce zaczęło bić na przyspieszonych obrotach. Wstała z kanapy w salonie i podeszła za swoim psem do drzwi, powoli je otwierając. Stał w nich uśmiechnięty chłopak, którego dobrze już znała, po długich rozmowach telefonicznych. Uśmiechnęła się nieznacznie, lekko sparaliżowana.
- Emeli, ale cię dawno nie widziałem! – Ucieszył się Liam, po czym pozwolił sobie na delikatne przytulenie dziewczyny.
- Witaj, Liam.
- Jak już wiesz, porywam cię dzisiaj.
- W-wiem…
Chłopak nie zwracając uwagi na nic, chwycił dziewczynę za rękę i wyciągnął ją z domu. Nim zdążyła zareagować, już siedziała w samochodzie przyjaciela.
- Liam. Ale dom. I Felix. – Panikowała i już miała otwierać drzwi, kiedy odezwał się Li:
- Spokojnie. Martin właśnie przyjechał i do nas macha, nie widzisz? – Wskazał na dom, przy którym stał starszy brat Emeli. Na ostatni zwrot w jej oczach pojawiły się łzy, ale spojrzała przez okno na dom, po czym oparła głowę o zagłówek, czekając na najgorsze.
- Na pewno zajmie się Felixem, nie martw się.
- Nie, Liam. Ja muszę… on… Felix… jest mi potrzebny. –Ggubiła się w swoich tłumaczeniach, ale przecież bez psa nie była tak odważna.
Jednak nim zdążyła jakkolwiek zareagować, samochód już jechał w stronę domu Liama. Po drodze chłopak pytał się o niektóre sprawy, a Emeli odpowiadała mu jednym lub dwoma wyrazami. Była przerażona. Przecież na pewno się zorientuje. Nie chciała, żeby tak to wyglądało. A teraz? Nie ma Felix’a. Jest sama. A jej przyjaciel nie zna prawdy. Nie wie, że będzie musiał jej teraz pomóc.
Po dwudziestu minutach dziewczyna poczuła, jak samochód się zatrzymuje. Silnik zgasł, a Liam wysiadł z pojazdu, zatrzaskując za sobą drzwi. Podszedł do tych od strony pasażera i otworzył je, delikatnie chwytając Emeli za rękę. Dziewczyna poczuła się nieco lepiej, ponieważ przynajmniej wiedziała, gdzie ma iść.
Po chwili obydwoje znajdowali się w domu chłopaka, w którym aktualnie przebywali również jego przyjaciele. Gdy tylko pojawili się w salonie, przywitali ich z szerokimi uśmiechami. Chłopcy przedstawili się dziewczynie, mimo iż nie musieli, bo przecież doskonale ich znała. Dziwiło ich to, że nie podała im ręki, że zachowywała się… dziwnie. Uznali, że jest zdenerwowana. Usiedli z Liamem na kanapie, po czym zaczęli wszyscy rozmawiać, starając się rozładować atmosferę.
- Emeli, może chcesz pooglądać jakiś film? I tak mieliśmy zrobić wieczorek filmowy. – zaproponował Harry, szczerząc się.
- Yyy…
Emeli od trzynastu lat nie miała do czynienia z filmami. Nie potrafiła się przemóc, włączyć i słuchać. Bała się, że to ja przytłoczy. Że znowu się załamie. Że już z tego nie wyjdzie.
- Oj, no nie daj się prosić! Przecież każdy lubi filmy! – Śmiał się Niall.
- Ja… - Jej oczy zaszły łzami.
- Hej, Emeli co się dzieje? – Usłyszała troskliwy głos Liama.
Nie odpowiedziała. Szybko wstała z kanapy i ruszając rękami na wszystkie strony, chciała wydostać się z tego pomieszczenia, jak i z całego domu. Na szczęście pamiętała, jak prowadził ją Liam i już po chwili była na korytarzu, dalej próbując znaleźć wyjście. Nie wytrzymała. Łzy swobodnie spływały po jej policzkach, a gdy zrezygnowana osunęła się po ścianie, nie mogąc dojść do drzwi wejściowych, całkiem się rozkleiła, kuląc się jak mała dziewczynka.
- Emeli… - Znowu ten znajomy głos, tuż przy jej uchu. – Co się dzieje? Co zrobiliśmy nie tak?
- Liam… To j-ja z-z-zrobił-łam wszy-ystko nie ta-ak. – wydukała przez łzy.
- O czym ty mówisz?
Przeczekała chwilę, aż oddech jej się ustabilizował i mogła normalnie mówić.
- Liam… Naprawdę nie rozumiesz? Nie chciałam się z tobą spotykać. Okłamałam cię. Nie byłam chora. – zaczęła. – Ja się bałam. Bałam ci się powiedzieć prawdę…
- J-jaką prawdę? – Wciąż nie rozumiał.
- Dziwię się, że nie zauważyliście… - wyszlochała.
- Ale czego, Emeli?
- Jestem niewidoma, Liam!!! – krzyknęła, nie mogąc powstrzymać targających nią emocji. – Niewidoma… Nic nie widzę… Nigdy nie widziałam ciebie, Harry’ego, Louis’ego, Niall’a i Zayna. Nigdy nie widziałam moich rodziców, brata, przyjaciół. Nigdy nic nie widziałam… - Spuściła głowę. – Nie chciałam ci nic mówić, bo nie chciałam, żebyś mi współczuł… Nie chciałam, żebyś zmienił zdanie, co do mnie… - mówiła łamiącym się głosem.
Chłopak patrzył na nią z szeroko otwartymi oczami. Był w szoku. Nic już nie rozumiał. Naprawdę nie domyślał się, że może być niewidoma. Zachowywała się, jak każdy, kto widzi. Kogo oczy są zdrowe. I mimo iż nie wiedział, co powinien zrobić, to nawet przez głowę mu nie przeszło, że mógłby ją przestać lubić czy z nią rozmawiać. Za bardzo się do niej przywiązał.
- Emeli… - wyszeptał, a po jego policzku spłynęło kilka łez.
Przygarnął dziewczynę do siebie i przytulił najczulej, jak tylko potrafił.
- To nic nie zmienia… Wciąż jesteś moją Emeli…
~ * ~
- Emeli? – Usłyszałam jego spokojny głos. – Śpisz?
- Co? – Podniosłam głowę, otwierając oczy.
- Wiedziałem. Wiedziałem, że filmy to zły pomysł… - Westchnął bezradnie.
Zaśmiałam się radośnie, kiwając głową.
- Co cię tak śmieszy?
- Nie spałam, głuptasie. – Uśmiechnęłam się. – Wspominałam.
- Och…
- Dziękuję ci, Liam… - szepnęłam.
Podniosłam dłoń i opuszkami palców przejechałam po jego gładkim policzku.
- Za co?
- Za wszystko… Za to, że jesteś…
Moja druga dłoń również spoczęła na jego policzku. Dokładnie i powoli badałam jego twarz, każdy najmniejszy szczegół. Puszyste i miękkie włosy, wysokie czoło, gęste brwi. Poczułam pod palcami jego powieki, ponieważ zamknął oczy. Zeszłam na jego nos, potem znowu policzki, brodę, zatrzymując się na pełnych, lekko rozchylonych ustach. Prawym palcem wskazującym zahaczyłam o jego dolną wargę. Widziałam go. Mogłam go zobaczyć takim, jakim jest. A był moim Liamem. Uśmiechniętym, troskliwym, czułym. Widziałam go…
- Widzę cię, Liam… - Lekko się uśmiechnęłam. – Widzę cię…
Nachylił się nade mną i scałował pojedyncze łzy z moich policzków. Nawet nie wiedziałam, że zaczęłam płakać. Tak na mnie działał. Nie był zwykłym przyjacielem. Był kimś więcej. Był moim przewodnikiem, moim wsparciem… Był moimi oczami. Zmysłem, którego nie miałam. Patrzył za nas oboje, dając mi to, czego nie mogłam dostrzec. To dzięki niemu zaakceptowałam całkowicie to, kim jestem. Zaakceptowałam moją wadę…
- Emeli… - Usłyszałam jego szept.
Ponownie położyłam palce na jego wargach. Powoli zbliżyłam swoją twarz do niego. Czułam jego miętowy oddech na twarzy, co sprawiło, że zadrżałam lekko z rozkoszy. Jego bliskość była cudowna. Mogłam poczuć tą więź między nami. Wciąż się uśmiechałam. Nie umiałam przestać…
- Emeli… - Znowu ten piękny, szepcący głos.
Czekałam. Zamknęłam oczy, poddając się chwili. I w końcu to poczułam. Jego miękkie wargi, które delikatnie musnęły moje. Był to tak niewielki gest, a zarazem tak wielki. To było wszystko, czego w tym momencie potrzebowałam. A potrzebowałam jego.
Delikatnie oddałam jego pocałunek, co tylko zachęciło go do dalszego działania. Jedną ręką pogłaskał mój policzek drugą objął mnie w pasie i przysunął blisko do siebie. Pogłębił pocałunek, przekazując mi całą swoją miłość. Miłość do mnie. Nasze usta ocierały się o siebie, spragnione swego dotyku. Nie chciałam tego przerywać. Mogłabym tak trwać wiecznie. W jego ramionach. Z nim. On wypełniał pustkę.
W końcu oderwał swoje usta od moich, w celu zaczerpnięcia powietrza. Z powrotem czułam jego oddech na twarzy. Oparł czoło o moje, wciąż gładząc mój policzek. Kąciki moich ust uniosły się w górę.
- Kocham cię, Emeli…
Dwa słowa, a sprawiły, że cała promieniałam. Czułam, jakbym latała. Jakbym mogła wszystko, co było nie do osiągnięcia. Jakbym dzięki temu mogła pokonać wszelkie bariery. Jakbym dzięki temu widziała…
- Ja ciebie też kocham, Liam…

Ziall

Tittle: When I meet ya..

Author: @musicGirl_xx

Inspiration: Ziall Horlik; Au Meme

link do oryginału: one-shots-1d.blogspot.com/

mój komentarz: dziewczyna ma tak makabrycznie duży talent, że to aż grzech nie wstawić tu jej prac. Bardzo gładko się go czytało, ale muszę przyznać, że byłam trochę zazdrosna - w końcu każda directioner marzy o takiej szansie, jaką dostał Zayn ;P

-----------------------------------------------------------------------
Blondwłosa dziewczyna, ubrana w czarne rurki, botki i długi, biały sweter, spojrzała na Mulata, swojego przyjaciela, i uśmiechnęła się rozczulająco.

- Nie denerwuj się tak – powiedziała, poprawiając kołnierz jego jasno dżinsowej kurtki, którą miał na sobie.

- Jak mam się nie denerwować, Pers? – oburzył się, patrząc na nią z wyrzutem. – Czekałem na ten moment od trzech lat!

Zaśmiała się wesoło.

- Powinieneś się cieszyć, a nie przejmować, co mu powiesz.

- Łatwo ci mówić… - mruknął, spuszczając wzrok.

- Zayn… - westchnęła, po czym chwyciła jego podbródek, chcąc, aby na nią spojrzał. – Wszystko będzie dobrze. Zakocha się w tobie, rzuci się na ciebie i jeszcze dzisiaj będziecie uprawiać namiętny seks w jego garderobie!

- Perrie!

Znowu zaczęła się śmiać.

- Rozluźnij się, Zaynee. Spinasz się jak baba. – Prychnęła.

- Odwal się, Edwards…

- Wiesz, że nie mogłabym, Malik… - Wystawiła mu język, po czym ucałowała go czule w policzek.

Nie mógł się na to nie uśmiechnąć. Perrie była jego najlepszą przyjaciółką od przedszkola. Odkąd się poznali, nie rozstawali się na krok. Żyli ze sobą w zdrowiu i chorobie, radości i smutku. Prawie jak małżeństwo. Dzisiaj znali swoje najskrytsze sekrety. Codziennie się spotykali, rozmawiali. Mówili sobie o wszystkim. Z boku mogłoby to wyglądać, jakby byli najszczęśliwszą parą na świecie. Jednakże nic takiego nigdy się nie wydarzyło i nigdy się nie wydarzy. Jedno z nich, konkretniej Zayn, jest homoseksualistą. Kobiety nie interesują go w żadnym stopniu. A Perrie to odpowiada, bo ma pewność, że żadne się w sobie nie zakocha. Czy można chcieć czegoś więcej?

Jedyną osobą na świecie, w której Zayn mógł się zakochać (i zakochał) jest jedyny i niepowtarzalny Niall Horan. Wokalista, pochodzący z Irlandii. Wygrał brytyjską edycję X-Factor, trzy lata temu. Już od tamtego czasu Zayn nie potrafi spojrzeć na żadnego faceta tak, jak patrzy na niego. Nie zna go. Nigdy go nie spotkał. Wie o nim tyle, co każdy ‘największy’ fan. Więc jak to możliwe, że czuje, iż nie umie bez niego żyć? Znaczy dla niego więcej niż ktokolwiek. Kocha go całym sercem. Nie jak zwykły fan kocha swojego idola. On go kocha szczerze. Jakby od zawsze byli szczęśliwą parą.

Zayn myślał, że nigdy nie będzie mu dane go spotkać. Mógł go zobaczyć tylko dwa razy na koncercie, bo na tyle udało mu się zdobyć bilet. Ale nie podejrzewał, że pewnego pięknego dnia będzie mógł stanąć z nim twarzą w twarz. Złożył swoje podanie na ten konkurs od niechcenia. Co mi szkodzi, pomyślał. Nawet nie przyszło mu do głowy, że pewnego dnia, otwierając swojego laptopa i sprawdzając skrzynkę mailową, natrafi na wiadomość, która całkowicie zmieni jego życie.

Gratulacje! Wygrałeś spotkanie z Niallem Horanem!

Wciąż miał przed oczami tą informację. Krążyła po jego głowie od dnia, w którym ją przeczytał. Nie chciało mu się wierzyć. Jego największe marzenie się spełni. Spotka swoją miłość. Swoją inspirację. Swój ideał. Swoje całe życie. Jak bardzo było to nierealne? Dokładnie za dwie godziny miał rozpocząć się jego koncert, na który ma VIP-owski bilet. Dokładnie za dwie godziny miał stanąć pod sceną i słuchać jego anielskiego głosu. A już za trzy i pół godziny miał wejść do specjalnego pokoju. Usiąść na specjalnej kanapie (bądź krześle) i czekać, aż przez drzwi przejdzie blondwłosy chłopak, z cudownym uśmiechem przyozdobionym aparatem dentystycznym (tak to sobie wyobrażał). Będzie mógł go dotknąć. Będzie mógł go przytulić, pocałować… Ostatnia myśl natychmiast odpuściła jego myśli, gdy uświadomił sobie, co właśnie chciał zrobić.

Nie dasz rady, Malik… Jesteś tchórzem…

Cieszył się, że już wczoraj zdecydował się przyjechać do Londynu, aby nie spieszyć się na koncert. Cieszył się jeszcze bardziej, że Perrie zgodziła się przyjechać tutaj razem z nim. W prawdzie nie chciała iść na koncert, bo szkoda jej było pieniędzy. Nie była wielbicielką Horana. Ale dla swojego przyjaciela była w stanie zrobić wszystko. Obiecała, że zaraz, gdy koncert się skończy, a on sam będzie już po spotkaniu z jego ideałem, będzie na niego czekać przed budynkiem. Aby mógł wpaść jej w ramiona i wypłakać się. Wyznać, jak bardzo jest szczęśliwy.

Półtorej godziny później stał przed budynkiem, w którym miał odbyć się koncert. Ten miał być przy mniejszej widowni. Jedyny, niepowtarzalny… Wyjątkowy. Zayn ostatni raz spojrzał na Perrie. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego i przytuliła go najczulej, jak tylko potrafiła.

- Złam mu serce… - szepnęła mu do ucha.

Odsunęli się od siebie. Chłopak obdarzył ją lekkim uśmiechem i trzęsąc się z emocji udał się do kontroli biletów. Przeszedł przez ochronę, następnie wąskim korytarzem poprowadzono go na odpowiednie miejsce. Wszedł do dużej hali. Nie było miejsc siedzących. Tylko płyta, a na niej scena, przeznaczona dla gwiazdy. Ochroniarz pomógł mu dostać się pod scenę, ponieważ było już tutaj wiele osób. Stał teraz w miejscu, gdzie idealnie będzie widział tego jedynego. Dokładnie na wprost tej części sceny, w której będzie stał.

Nie mogło być już lepiej.

To pół godziny minęło mu jak pstryknięcie palcami. Równo o ósmej wieczorem wszystkie światła na hali zgasły. W głośnikach zabrzmiały pierwsze dźwięki, rozpoczynające jego ulubioną piosenkę. Struny gitary wydawały idealną melodię dla ucha. Czuł się, jakby unosił się w powietrzu. I wtedy nagle na scenie zabłysło pojedyncze światło reflektora, ukazując jego. Stał przed nim. Zaledwie parę metrów. Wyprostowany, z gitarą zawieszoną na piersi, przed stojącym, czarnym mikrofonem. Ubrany w ciemne dżinsy z obniżonym krokiem, biały T-shirt i biało-granatowe Nike. Na głowie założoną miał tył na przód granatową czapkę, spod której wystawały jego blond włosy – jak zwykle w nieładzie i jak zwykle idealne. Cały świat Zayna się zatrzymał, gdy dziewiętnastoletni chłopak zaczął śpiewać. Nie potrafił przestać się w niego wpatrywać. Serce biło szybciej, ręce się pociły, trząsł się z emocji. Nie panował nad własnym ciałem. Nie panował nad własnymi myślami. Nie panował nad całym sobą.

Co on potrafił z nim zrobić…

Koncert był według Zayna zdecydowanie za krótki. Minął zbyt szybko. Ani się obejrzał, blondyn ukłonił się obok mikrofonu, pomachał do fanów i… chwila moment… Czy on właśnie mrugnął do Zayna? Zakręciło mu się w głowie z tego wszystkiego… Za dużo emocji. Za dużo niego! Jak to mogło się stać? Niesamowite… Dlaczego ktoś tak idealny musiał zawrócić mu w głowie? Nie dość miał już problemów?

Ludzie zaczęli się zbierać. On stał i czekał na kogoś, kto zaprowadzi go do tegospecjalnego pokoju. Oparł się o barierkę oddzielającą scenę od płyty, założył ręce na piersi. Wbił swój wzrok w podłogę, nie mogąc zebrać myśli. Jak to będzie wyglądało? Co mu powie? Jak się przywita? O co chce go zapytać? Co chce wiedzieć? Za dużo myśli i za mało tych konkretnych. Dalej Zayn! Po prostu powiedz, co podpowiada ci serce…, przypomniał sobie słowa Perrie. Tak postanowił zrobić. Posłucha głosu serca i…

- Ty jesteś Zayn?

…powie mu to, co czuje…

Słodki Allahu!

Serce stanęło mu na ten delikatny głos, z irlandzkim akcentem, aby po chwili znowu ruszyć na przyspieszonych obrotach. Zamarł i nie potrafił się poruszyć. Jakby ktoś go zaczarował. Dotknął magiczną różdżką i nie pozwolił nawet drgnąć. Czy to możliwe? Czy aby się nie przesłyszał? Nie… nie ma aż tak dobrej wyobraźni… Ten głos. Był zbyt realny, aby mógł go zmyślić… Czyli on tu jest?

Po kilku chwilach udało mu się podnieść głowę. Przekręcił ją w stronę wejścia, a jego serce znów się zatrzymało. Dłonie mu się spociły, nogi zaczęły delikatnie trząść, a w brzuchu zawirowało stado motyli. Patrzył teraz na Anioła w ludzkiej postaci. Wyglądał tak nieziemsko. Nie zmienił ubrania. Był w tym samym, co miał na scenie. Tylko teraz nie miał przy sobie gitary. Stał tak, z założonymi rękami i patrzył się na niego swoimi błękitnymi oczami, a na jego twarzy gościł zachęcający uśmiech.

Uniósł lewą brew w górę, patrząc na Mulata pytająco.

- Zayn, tak? – Powtórzył.

Ten zdołał tylko kiwnąć twierdząco głową.

- Świetnie! – Uśmiechnął się magicznie i powoli ruszył w jego stronę. – Naprawdę się cieszę, że mogę cię poznać.

Czarnowłosy przełknął nerwowo ślinę. Co? Niall Horan cieszy się, że może go poznać? Czy to aby na pewno nie jest sen?

Irlandczyk stanął naprzeciw niego. Ściągnął z głowy czapkę i przeczesał dłonią włosy. Przez ciało Mulata przebiegł delikatny dreszcz. Dlaczego mi to robisz?, jęknął w myślach. Nie mógł pozwolić na to, aby zobaczył, jak bardzo działa na niego jego obecność.

Dziewiętnastolatek odchrząknął nieznacznie, spoglądając w oczy czekoladowookiemu. Ten wciąż się nie odzywał. Wciąż był sparaliżowany. Nie wiedział, jak ma się zachować…

- Em… powiesz coś czy będziemy tak stali i patrzyli się na siebie?

Wcale mi to nie przeszkadza…, Zaynowi przeszło przez głowę.

- W gruncie rzeczy, to całkiem przyjemne… Działasz na mnie w wyjątkowy sposób… - wyznał Niall, wkładając dłonie do kieszeni, nie spuszczając wzroku z Zayna.

Oczy Mulata otworzyły się szeroko. Czy on aby się nie przesłyszał? Poczuł następne stado motyli w brzuchu. Weź się w garść!, wrzeszczał na siebie.

Przełknął nerwowo ślinę i wziął głęboki wdech. Odepchnął się od barierki, po czym potarł dłonią kark, patrząc swojemu towarzyszowi w oczy.

- Przepraszam… - powiedział niemrawo. – To spotkanie wiele dla mnie znaczy… Nie bardzo wiem, jak się zachować…

Niall uśmiechnął się rozczulająco.

- Pierwsze lody złamane – odezwałeś się! – Zaśmiał się słodko.

Na twarzy Zayna pojawił się lekki uśmiech.

- Wiesz, Zayn… - zaczął Niall. – Twoja historia bardzo mnie poruszyła… Jeszcze nigdy nie słyszałem, aby ktoś w tak wyjątkowy sposób się o mnie wyrażał…

Zayn zagryzł nerwowo wargę. Niall mówił o zgłoszeniu, które wysyłał na konkurs. Miał w nim napisać, co znaczy dla niego bycie wielbicielem Nialla Horana.

- To, w jaki sposób napisałeś te wszystkie rzeczy… Niesamowite… Ja… - Irlandczyk mówił nieskładnie. Jakby się denerwował. – Sprawiłeś, że moje serce zabiło szybciej przez jakiś czas… Od chwili, gdy to przeczytałem, nie potrafię przestać o tobie myśleć…

Zaraz zemdleję…, pomyślał Zayn, już po raz setny przełykając wielką gulę, która ugrzęzła mu w gardle. Nie mógł uwierzyć, że takie słowa wypływają z ust tego idealnegomężczyzny.

- Ja… - zawahał się. – Chciałem, żebyś wiedział, co dla mnie znaczysz… Odkąd pierwszy raz usłyszałem twój głos wiedziałem, że… nie będziesz tylko moim idolem…

Skąd w nim nagle tyle odwagi?

Policzki wokalisty zrobiły się lekko czerwone.

- To wiele dla mnie znaczy, dziękuję…

Nastała chwila ciszy… Ale nie niezręcznej. W tej ciszy było coś tak wyjątkowego, że szkoda było ją przerywać. Patrzyli sobie głęboko w oczy, jakby rozmawiali telepatycznie. Nie potrzebowali słów. Nie potrzebowali gestów. Wystarczyło jedno spojrzenie, a wszystko stało się prostsze, łatwiejsze…

Zayn westchnął rozmarzony, nie odwracając wzroku. Odważył się i powoli zapytał:

- Mogę mieć do ciebie prośbę?

- Oczywiście… - Niall odpowiedział natychmiastowo.

- Czy… zechciałbyś… znaczy… Czy możesz… ja… - Zakrył twarz dłońmi i westchnął krótko, chcąc znaleźć w sobie odrobinę pewności siebie. – Zaśpiewasz dla mnie piosenkę? – wypowiedział to tak szybko, że ledwo można było zrozumieć.

Ale Niall zrozumiał.

- Myślałem, że już nie spytasz…

Uśmiechnął się magicznie i wyciągając ręce z kieszeni, niespodziewanie chwycił Zayna za rękę, splatając razem ich palce. Przez ciała obu chłopców przeszedł rozkoszny dreszcz, który był spowodowany ich nagłym dotykiem. Było to tak magiczne i niesamowite… W brzuchu Zayna szalało stado motyli, a dotyk Irlandczyka dodatkowo to wzmocnił.

Razem ruszyli do wyjścia z hali, po czym Niall zaczął kierować Zayna w nieznanym mu kierunku. Przechodzili przez różnej wielkości korytarze, a blondyn dalej nie puszczał jego ręki. Po kilku minutach znaleźli się pod zwykłymi, drewnianymi drzwiami, pomalowanymi na biało, na których wisiała pozłacana tabliczka z czarnym napisem ‘Niall Horan’. Irlandczyk otworzył prostokąt i wprowadził swojego towarzysza do środka. Była to jego garderoba. Całkiem zwyczajna. Znajdowała się tutaj czarna, skórzana kanapa, a przed nią stała szklana ława. Na ścianie naprzeciw niej siwiało pokaźne lustro z lampkami wokół jego ramy. W kącie, naprzeciw drzwi, ustawione były wieszaki z paroma zestawami ubrań. Na oko zwykła, niczym niewyróżniająca się garderoba. Ale dla Zayna była jak świątynia. Bo przecież w tym miejscu on spędzał większość swojego czasu…

- Usiądź… - polecił Niall, niechętnie puszczając rękę Mulata.

Zayn ruszył do kanapy i powoli na niej usiadł, patrząc na poczynania blondyna. Ten wziął do ręki swoją brązową gitarę, po czym usiadł obok niego na kanapie. Zagrał parę pojedynczych dźwięków, a po chwili melodia zamieniła się w dobrze znaną już Zaynowi.Wstrzymał na chwilę oddech, kiedy Niall zaczął śpiewać:

Your hand fits in mine
Like it's made just for me
But bear this in mind
It was meant to be
And I'm joining up the dots
With the freckles on your cheeks
And it all makes sense to me


I know you've never loved
The crinkles by your eyes when you smile
You've never loved
Your stomach or your thighs
The dimples in your back at the bottom of your spine

 But I'll love them endlessly

I won't let these little things slip out of my mouth
But if I do, it's you, 
Oh it's you, 
They add up to
I'm in love with you, 
And all these little things

Blondyn co chwilę patrzył w oczy Zayna. Śpiewał szczerze, z serca. Nie śpiewał, bo musiał. Śpiewał, bo chciał. Chciał zrobić chłopakowi przyjemność. Chciał, aby uwierzył w jego słowa. Uwierzył w to, co m przekazuje…
Co chce w ten sposób powiedzieć…
You can't go to bed, 
Without a cup of tea, 
And maybe that's the reason 
That you talk, in your sleep
And all those conversations
Are the secrets that I keep
Though it makes no sense to me

I know you've never loved the sound of your voice on tape
You never want to know how much you weigh
You still have to squeeze into your jeans
But,
You're perfect to me…

Nagle chłopak przestał grać. Palce same się zatrzymały. Obydwoje patrzyli sobie głęboko w oczy, jakby nic już poza nimi nie istniało. Niall powoli zbliżył się do swojego wielbiciela. On również zmniejszał dystans do piosenkarza. Nieoczekiwanie ich twarze dzieliły już tylko centymetry. Zayn czuł oddech blondyna na swoich policzkach. Było to tak niesamowite, że zapierało mu dech w piersi. Pod wpływem chwili zamknął oczy i czekał na dalszy ciąg wydarzeń. W końcu usta Irlandczyka musnęły delikatnie jego wargi, a przez ciało Mulata przebiegł prąd. Nie potrafił nad sobą zapanować i wpił się w usta swojego idola. Ten nie pozostał dłużny. Natychmiast oddał pieszczotę, tylko ze zdwojoną siłą. Ich usta ocierały się o siebie. Pogłębiali pocałunek. Blondyn pchnął ostrożnie Zayna, aby ten położył się na kanapie. Zawisł nad nim, siedząc na nim okrakiem. Mulat otworzył usta, zapraszając Nialla do środka, a po chwili ich języki złączyły się z nieziemskim tańcu, sprawiając obu stronom multum przyjemności.

Gdyby nie tak przyziemna rzecz, jak oddychanie, na pewno pocałunek trwałby dłużej. Niestety w końcu ich usta musiały się rozdzielić. Sławny chłopak oparł swoje czoło o Zayna. Ich przyspieszone oddechy teraz łączyły się ze sobą. Wciąż z zamkniętymi oczami, trwali w tej samej pozycji, nie chcąc się z sobą rozstawać.

- Wiedziałem, że to spotkanie będzie wyjątkowe… - Głos Nialla przerwał ciszę.

Zayn zachichotał cicho.

- Też czułem, że nie zaliczę go do tych normalnych…

Zaśmiali się.

Po chwili otworzyli oczy, spoglądając w swoje nawzajem.

- Jak to możliwe, że spotkałem cię pierwszy raz, a czuję, jakbym znał cię od zawsze? – spytał blondyn.

- Możliwe… Ja kochałem cię od chwili, gdy pierwszy raz usłyszałem twój głos… Zawróciłeś mi w głowie…

Wargi Irlandczyka ułożyły się w uśmiech.

Po chwili znowu ich usta połączyły się w namiętnym pocałunku. Tym razem był przepełniony uczuciem. Tak wielkim, że nic nie było w stanie go pokonać. Uczuciem tak doskonałym, że wręcz nieistniejącym.

Usta blondyna powoli znaczyły ścieżkę przez szczękę, aż do szyi Mulata. Ssąc i podgryzając lekko skórę Zayna, Niall sprawiał mu niezapomnianą przyjemność. Chłopak wsunął palce w jego włosy. Wiedział, że na takich pieszczotach się nie skończy. Za bardzo pragnęli siebie nawzajem…

Chyba będę musiał przyznać Perrie rację…, Malik zaśmiał się do swoich myśli, nim skupił się na przyjemności, jaką sprawiał mu jego ideał.