wtorek, 5 lutego 2013

Larry część 2


Jeden anonim znalazł drugą część za co dziękuję, mam nadzieję, że tutaj MayBee też się zgadza XD

Ja teraz płaczę po przeczytaniu tego, nie wiem jak wy. Mam gulę w gardle i płaczę, nie da się tego powstrzymać to jest tak cholernie smutne Kocham cię dziewczyno za napisanie takiego cuda!


Ps.: Błagam zabierzcie mnie od tego psa! Brzuch mnie boli, a oni mi na brzuchu leży... zero uczucia...

pps. Ja słuchałam do tego More That This - acoustic i Fall - Justina Biebera też acoustic polecam XD ( http://www.youtube.com/watch?v=l48NsgWrgrg&list=PLXf7LpHs-XMG-wtqLIFM7naqTldAkPbJv&feature=mh_lolz )

__________________________________________________
Kiedy odchodzi najbliższa ci osoba, nie przyjmujesz tego dobrze. Starasz się nie myśleć, jak bardzo to boli, jak wiele razem przeżyliście. Łączące was wspomnienia przecież nie zniknął, więc po co się starać? Niektórzy po prostu płaczą. Nie ukrywają łez. Są smutni i zranieni, więc płaczą. Tak po prostu. Dają upust emocją. Inni – tak jak Harry – duszą to w sobie. Nagle znaleźli się w jakimś letargu, z którego nie mogą się obudzić. Cały świat się zmienia. Ludzie też. Nikt i nic już nie jest takie samo. Przynajmniej w oczach tych osób. To one się zmieniły. Ich podejście do życia uległo zmianie. Nie obchodzi ich, co się dzieje, jaki jest dzień, miesiąc, rok…
Liam jako słynny daddy direction starał się nie okazywać bólu, ale Harry tak nie umiał. On nie był tak silny jak jego przyjaciel. Strata Lou była zbyt bolesna, by mógł wrócić do poprzedniego trybu życia, jaki prowadził. Nie umiał odpuścić. Zwłaszcza po tym, jak otworzył to pudełeczko. Rzeczy w tym pudełku były poniekąd jego ostatnią prośbą do chłopka o kręconych włosach. Nie mógł przecież poddać się. Jakby to wyglądało w obecnej sytuacji? Louis zostawił mu pudełeczko i gdyby nie przejrzał tych rzeczy dokładnie, wyszedłby na tchórza, który nie umie zmagać się z problemami, jakie postawia przed nim los.
Harry podniósł z kolana drżącą rękę i niepewnie przejechał ręką po rzeczach, znajdujących się w pudełeczku. Pierwszy raz tego dnia poczuł się tak, jakby Louis był z nim. Jakby nigdy go nie zostawił. Może teraz dowie się, czemu jego ukochany tak nagle odszedł? Może odnajdzie odpowiedzi na inne pytania, których nie umiał zadać mu prosto w twarz? Może…
Uśmiechnął się, gdy wyjął pierwszą rzecz. Było to zdjęcie – ich wspólne. Zrobiła go mama lokowatego. Tak, to musiała być ona. Harry dokładnie pamiętał ten dzień. Było to dla niego, jakby wydarzyło się wczoraj. Louis przyjechał do niego, do Holmes Chapel, na wakacje. Na zdjęciu było widać, jak stoją przed bungalow: Harry cały mokry, a Lou z wielkim uśmiechem na ustach. Szatyn trzymał w rękach wiadro, dowód zbrodni, jaką było wylanie wody na młodszego kolegę. Obojgu świeciły się oczy. Wyglądali na tym zdjęciu na takich szczęśliwych. Anne pobiegła po aparat, ale wcześniej kazała im stanąć i się nie ruszać, by mogła zrobić im zdjęcie. Gdy tylko błysnął flesz, zaśmiała się dźwięcznie. Kochała ich obu i widziała, że oni czują do siebie coś więcej. Nie przeszkadzało jej to. Wręcz przeciwnie – starała się subtelnie dać do zrozumienia własnemu synowi, by uczynił ten pierwszy krok. Harry przez to czasami miał wrażenie, iż wiedziała o wiele więcej niż mówiła. Nie tylko jeśli chodzi o uczucia.
Harry odwrócił zdjęcie. Tak z czystej ciekawości. Nie sądził, że znajdzie tam jakiś dopisek od Lou. Jego serce przyspieszyło, gdy rozpoznał charakter pisma szatyna. Było lekko przechylone na prawo. Dość zgrabne, ale jednocześnie tak niepewne i nieśmiałe. Widać było, że przy ostatnich kilku słowach zawahał się, ponieważ kreska, którą nakreślił piórem – jak przypuszczał Harry – była delikatniejsza, a litery nieznacznie zafalowały.
„Spadając powoli, nucę naszą melodię. Teraz ty ją dokończ za mnie…”
Serce Harry’ego się ścisnęło, a łzy napłynęły do oczu. To był fragment piosenki, którą Lou śpiewał mu jako kołysankę na dobranoc. Robił to zawsze, gdy jego młodszy przyjaciel nie mógł zasnąć. Przywołało to wspomnienia, tak piękne, że chłopiec nie mógł wytrzymać. Rozpłakał się, a krople symbolizujące jego przywiązanie i miłość, zmoczyły zdjęcie. Przetarł je, starając się powstrzymać płacz.
Harry był jedną z tych osób, które nie umieją ukrywać uczuć. Mogą je w sobie dusić, ale i tak każdy widzi, co dzieje się w jego wielkim serduszku, które niegdyś przepełnione było nadzieją i marzeniami. Teraz znajdował się tam tylko smutek i żal oraz gorycz po stracie ukochanej osoby.  Reszta zespołu nie mogła uwierzyć, że tak się zmienił. Dla nich to też była ogromna strata w postaci przyjaciela, ale nie wiedzieli, ile Louis znaczył dla najmłodszego członka One Direction. Nie umieli go zrozumieć czy pomóc mu.
Chłopak z burzą kręconych włosów podniósł dłoń, by jej wierzchem wytrzeć mokre oczy, które zrobiły się nienaturalnie szklane i zamglone. Wyglądał jak w transie. Porcelanowe policzki przybrały soczysty czerwony kolor, a usta stały się sine. Nos miał mokry, ale tylko nieznacznie zaróżowiony. Widać było, jak przy każdym ruchu drżał. Pudełeczko stało niestabilnie na jego szczupłych kolanach. Wziął kilka głębokich oddechów, zanim sięgnął po kolejną rzecz.
Czarny aksamitny woreczek. Przewiązany był złotą wstążeczką, która dodawała mu elegancji i tajemniczości. Przyczepiono do niego kartkę samoprzylepną białego koloru. Harry ponownie rozpoznał charakter pisma, którego litery zaczęły tańczyć przed jego oczami. To już powoli było za wiele. A to przecież był dopiero początek.
„Nie otwieraj jeszcze. Poczekaj aż sam ci pozwolę. Kocham cię.”
- Sam ci pozwolę? – przeczytał na głos z niedowierzeniem. Jak mógł, skoro nie żył? – Co ty wymyśliłeś, idioto?
Tak bardzo chciał zobaczyć, co jest w środku, ale pisząc to, szatyn wiedział, że Harry tego nie zrobi. On zawsze słuchał się starszego przyjaciela. Nie umiał mu odmówić pod żadnym względem. Gdyby kazał mu skoczyć w ogień, zrobiłby to. Bez wahania.
W pudełeczku została ostatnia rzecz – koperta. Wyjął ją drżącymi dłońmi, nie wiedząc, czego ma się spodziewać. Louis był… specyficzny. Zawsze musiał robić rzeczy inaczej niż inni. Jeśli wszyscy siedzieli, on stał. Rozbawiał ludzi swoim podejściem do wszystkiego, ale ostatnio to ucichło i z osoby „dziwnej” zmienił się w „samotnika”. Przestał być tak towarzyski jak kiedyś, wstawał ostatni, bo kładł się spać dopiero nad ranem – nikt nie wiedział czemu, ale wszyscy podejrzewali, że zaczął mieć problemy ze snem. Harry starał się dotrzeć do niego i po spędzonej razem nocy dwa tygodnie temu, wydawało mu się, iż stan Lou polepsza się z każdym dniem. Znów zaczął się śmiać. Nawet z głupot. Ale ten dzień zmienił jego cały pogląd na tę sytuację. Wiedział, że jest za późno i teraz nic nie może zrobić. Żałował tego, że nie przeprowadził z nim szczerej rozmowy, na którą zbierał się od miesiąca, a teraz ta koperta była jedną z ostatnich rzeczy, jaka mu została.
- Płyta? – Zdziwiony wyciągnął krążek. Obrócił go parę razy w dłoni i po raz kolejny dostrzegł dopisek od swojego ukochanego. – „Włącz mnie”?
Chłopak zmarszczył brwi, ale podszedł do odtwarzacza płyt dvd i włączył płytę. Wziął krzesło obrotowe, o które Louis tak bardzo męczył ich, by kupili mu je na urodziny w zeszłym roku. Harry usiadł na nim, po czym przejechał palcami po skórzanych podłokietnikach. „On tu siedział”, pomyślał. Nagle czarny ekran zastąpiła uśmiechnięta twarz Lou. Znajdował się w swoim pokoju, dokładnie w tym miejscu, gdzie Harry teraz. Szatyn pomachał mu, a młodszy chłopak odwzajemnił ten gest mimo, że wiedział, iż jest to tylko nagranie. Przygryzł dolną wargę, gdy usłyszał tak dobrze znany mu głos. Głos, na którego dźwięk czekał tak pozornie krótko, a jednak była to dla niego wieczność. Z uwagą śledził każdy najdrobniejszy szczegół jego przyjaciela i kochanka. Dla Harry’ego wszystko działo się tu i teraz. Mogło to być tylko nagranie, ale on odczuwał je tak, jakby Louis był tuż obok. Jakby mógł go doknąć.
„- Nie spodziewałeś się tego, prawda? Hah. Ja w sumie też nie. Zacząłem zadziwiać sam siebie – mówi Louis.- Kocham cię, Harry. Wiesz to. Teraz juz nie będę mógł ci tego powtarzać w nieskończoność. Będzie mi brakowało naszych poranków. Nikt ci już nie przyniesie śniadania do łóżka i nie ucałuje w policzek na dzień dobry. Bardzo mi przykro. Tak cholernie mi przykro, że cię muszę ranić. Nie ważne co bym zrobił i tak jest źle. Nie mogłem dłużej tego ciągnąć. Byłem szczęśliwy. Tylko przy tobie… Przez te dwa tygodnie… Byłem naprawdę szczęśliwym. Chcę byś mnie takim zapamiętał. Może to dlatego tak postąpiłem a nie inaczej? Nie wiem. Czyż to nie zabawne? Nie wiem. Nie mam bladego pojęcia… Przepraszam. Nie mogę tak. Ugh. Wybacz mi.
Lou zanosi się płaczem. Ma podkrążone oczy, lekko zaczerwieniony nos. Długie rzęsy opadają na jego śnieżnobiałe policzki, po których cieknął łzy. Jego drobne dłonie zaciskają się na kolanach. Znowu ma na sobie tą ulubioną parę czerwonych spodni i koszulkę Harry’ego z logo The Rolling Stones. Na nadgarstku wisi zapięta bransoletka. Dostał ją na początku X Factora od swojego obiektu westchnień na znak przyjaźni.”
Dopiero wtedy Harry dostrzegł jeden drobny szczegół. To nagranie zostało zrobione kilka dni wcześniej. Nie było go w domu, bo pobiegł do sklepu bo paczkę kondomów. Uśmiechnął się delikatnie na to wspomnienie. Od czasu ich pierwszej nocy zaczął zachowywać się jak wiecznie sfrustrowany seksualnie nastolatek – którym bądź co bądź, jednak technicznie rzecz biorąc, był. Tamtego wieczora ciuchy latały po całym domu, ponieważ reszta wyszła na imprezę, a oni zbyli ich, twierdząc, że źle się czują i nie mają ochoty na zabawę. Harry chyba nigdy nie zrozumie, jak mogli im uwierzyć. Kiedy tylko ich przyjaciele opuścili próg mieszkania, oni zaczęli się namiętnie całować i skończyło się na tym, że to on musiał iść. Teraz już wiedział czemu akurat on.
- Już jest dobrze – mówi, biorąc drżący wdech. – Po prostu to mi się zdarza co jakiś czas, gdy nie ma cię obok. Przy tobie jestem spokojniejszy wiesz? Hmm. Powinienem ci coś powiedzieć… Może najpierw kwestia woreczka? Założę się, że zżera cię ciekawość, co w nim jest. – Uśmiecha się blado. Nagle jego twarz wydaje się jakby starsza. Brakuje mu blasku, ale w oczach czają się iskierki szczęścia. – Otwórz go. Teraz ci pozwalam.”
Harry sięgnął po rzecz, o której mówił Lou. Niepewnie, ale szybko odwiązał wstążkę, po czym wysypał zawartość do lewej dłoni. Jego oczy powiększyły się do rozmiaru pięciozłotówek. To był pierścionek. Właściwie to wyglądało jak obrączka. Obrączka?!
„- Haha. Pewnie wpadłeś w panikę, co? Nie martw się. Nie chciałem cię poprosić o rękę. Przynajmniej jeszcze nie. Ta obrączka ma być obietnicą. Obietnicą na to, iż będę cię strzegł jak anioł stróż. Nigdy nie chciałem widzieć twoich łez, więc proszę, nie płacz. Mówiłem ci to? Wyglądasz brzydko, gdy płaczesz. – Śmieje się cicho, ale wygląda to, jakby próbował zakryć swój ból. – Łzy ci nie pasują. Ty masz twarz tylko do śmiechu. Tego rodzaju śmiechu, gdy odchylasz głowę do tyłu i zaciskasz mocno oczy. Kocham to. Te nagłe napady niepohamowanego śmiechu, gdy ktoś powie coś nieoczekiwanie. Nawet jeśli to nie jest zabawne. I wtedy… Wtedy pokazują ci się dołeczki w policzkach. Je też kocham. To najpiękniejsze dołeczki, jakie kiedykolwiek ktokolwiek miał. Cały czas o nich myślę. O tym jak bardzo chcę je zobaczyć. Dlatego zawsze staram się, jak tylko mogę, by doprowadzić cię do śmiechu. Zawsze udawałem, że to przychodzi mi naturalnie, ale tak naprawdę nie wiesz jak mi było ciężko, byś choć raz się do mnie uśmiechnął. A teraz mam cię dla siebie. Jesteś mój. Zawsze będziesz, ale ja… Muszę cię zostawić. To coś o wiele bardziej złożonego niż myślisz, Harry. Nie mogę ci powiedzieć całości. Tylko fragment. Jeśli będziesz chciał wiedzieć więcej tylko Simon będzie mógł ci zdradzić całą moją historię. Nie jest ona kolorowa. Nie chcę o niej mówić, bo nie mogę, a poniekąd dlatego… Ja.. Boję się, że mnie znienawidzisz po tym, czego się dowiesz. Nie chcę, by to się stało teraz. W momencie, gdy oglądasz to nagranie. Wszystko zaczęło się…
Nagle Louis przestaje mówić. Drzwi za nim otwierają się wolno. Ktoś wchodzi. Szatyn się zrywa i wyłącza kamerę. Ekran znowu jest czarny.”
Harry zastygł w bezruchu. Kto to był? Widział tylko cień, ale wiedział, że to nie mógł być żaden z chłopaków, bo wszyscy byli na imprezie i to nie mógł być on. Kiedy wrócił nie było kamery na wierzchu, a na pewno by ją zauważył, gdyby wszedł w tamtym momencie. Poza tym. Louis leżał na łóżku, gdy z powrotem przekroczył drzwi jego pokoju. Więc to nie mógł być on. Ale… Jak nie on to kto?
„Przez chwilę słychać szmery i pikanie. Po chwili błyska światełko, widać ponownie smukłą twarz. Widać na niej zmęczenie i smutek. To jeden z tych wyrazów twarzy, gdy człowiek zaczyna się zastanawiać. Stawia pytania. Teraz przychodzi czas na odpowiedzi.
- Przepraszam, że nie dokończyłem – mówi, przeczesując palcami włosy. Wzdycha ciężko i siada na łóżku. – To było… niezapowiedziane spotkanie.”
Harry przyjrzał się dokładnie otoczeniu za plecami Lou. Zmarszczył brwi. Nie znał tych jasnozielonych ścian i szerokich okien z białymi firankami. Czyżby to był hotel? Ten sam, w którym on… umarł. Liam wiedziałby. Przecież był tam. Tylko po co? Czemu akurat on? Nagle w głowie Harry’ego pojawiło się mnóstwo pytań.
„- Pewnie chcesz wiedzieć, kto nam… a właściwie mi przeszkodził. Trochę niezręcznie mi o tym mówić. Nie ode mnie powinieneś się tego dowiedzieć, ale… ona.. twoja mama… ona tu była i to poniekąd przez nią podjąłem taką decyzję. Nie mam już odwrotu, wiesz? Przed chwilą wziąłem garść jakiś tabletek- mówi, śmiejąc się gorzko. Podnosi do ust rękę, w której trzyma butelkę z piwem i bierze dość spory łyk.- Może było ich trochę więcej niż garść… - Zastanawia się chwilę, zawieszając wzrok na kamerze. Nic nie mówi. Na parę minut zalega cisza. Nagle wstaje i kuca przed kamerą, po czym przykłada do niej kciuka, wciąż bacznie wpatrując się w  jeden punkt.”
Harry podniósł głowę tak nagle, jakby go olśniło. To był ich tajny znak. Przełknął głośno ślinę powstrzymując się przed płaczem. Potrząsnął głową i wyciągnął rękę w stronę telewizora. Przyłożył do niego kciuk tak, jak Lou do kamery. To był moment, w którym po raz ostatni mogli się dotknąć. Mogło to nie być prawdziwe, ale Harry czuł, że to jest właściwe. Ta chwila. Ich ostatnia wspólna. Odsunął palec i Louis na ekranie też. Jakby wiedział… Za dobrze go znał.
„Twoja mama była bardzo pomocna i wspierała nas. Chyba jako jedyna. Moja mama nie była zadowolona, gdy dowiedziała się, że jestem gejem, ale nie była wściekła. Twoja natomiast… Harry, kochanie, nawet nie wiesz jakim jesteś szczęściarzem. Jej zależy tylko na twoim dobru. Naprawdę. Nieważne co teraz powiem. – Bierze kolejny oddech, po czym ponownie upija łyk piwa. Jabłkowe. Jego ulubione. – Chodzę do psychologa. A właściwie to chodziłem. Zanim się zeszliśmy… Ja… Ciąłem się. Simon to odkrył i zapisał mnie na wizyty. Na czwartej wizycie tuż po naszej pierwszej nocy dowiedziałem się czegoś. Ten psycholog… Skierował mnie na kilka badań. Rutyna. Okazało się, że mam jakąś chorobę… Nie chcę ci mówić jaką. Może nigdy się tego nie dowiesz. Tak będzie lepiej. Nie przyjąłbyś tego za dobrze. Wiem to. Znam cię lepiej niż ty sam siebie. – Uśmiecha się ciepło. – Jesteś mój. Pamiętaj o tym, ale błagam cię… Nie rujnuj swojej przyszłości. Koncertuj dalej. Śpiewaj. Baw się. Uśmiechaj. Kto wie? Może dołączysz do mnie niedługo? Ale wiesz co? Nie podoba mi się ten pomysł. Masz żyć jak najdłużej. Będziesz żył sto lat albo więcej. Dobrze? Jak Mike Jagger. To jest nieśmiertelny rockman, prawda? – Śmieje się krótko na wspomnienie, które na chwilę wkradło się do jego głowy. Nagle zastyga. Przymyka oczy. Jego wyraz twarzy nie zdradza żadnych emocji.- Chyba to zaczyna działać. Harry… Chyba widzę światełko w tunelu. Czyż to nie ironia losu? Jeszcze nie tak dawno nabijałem się z takich rzeczy… - Otwiera oczy, ale ma nieprzytomny wzrok. – Kocham cię. Jesteś moim idealnym zakończeniem. To ty byłeś siłą, z której nie umiałem czerpać, wiesz? Bałem się z niej czerpać. Jestem przy tobie… Harry, ja tam jestem. Nie zapomnij o mnie. Proszę – szepcze. Po jego policzkach spływa samotna łza. Oddech robi się coraz płytszy. Z ręki wylatuje mu piwo. Butelka rozbija się z hukiem na podłodze. Nagle drzwi się otwierają. Ktoś wbiega do pokoju i próbuje ratować szatyna. Mimo wszystko jest za późno.”
- Liam – wyszeptał, wstając w pośpiechu. Chwiejnym krokiem, jak w amoku, ruszył do pokoju przyjaciela. Wpadł do środka. Nawet nie zapukał. Osunął się na podłogę i zacisnął ręce na puchatym dywanie. – Ty wiedziałeś. Wiedziałeś! On do ciebie zadzwonił albo napisał… Wiedziałeś, co zamierza zrobić i go nie powstrzymałeś!
- To nie tak – powiedział, kucając przed młodszym kolegą z zespołu. Przytulił go mocno. Wiedział, że to nic nie da, ale czuł, iż musi to zrobić. – To kompletna pomyłka. On mi powiedział, co zamierza zrobić, zaraz po tym jak łyknął tabletki. Starałem się jak mogłem, ale nie zdążyłem. Przepraszam. Tak cholernie mi przykro.
- Mnie też, Liam. Kochałem go, a ten dupek mnie opuścił – załkał. – Czemu mi to zrobił? Przecież… Jakoś… Dalibyśmy radę.
- Właśnie dlatego. Nic nie dało się zrobić, a ty miałbyś tylko złudne nadzieje. On chciał tego uniknąć. Harry, damy radę. Razem. Poradzimy sobie.
Chłopiec o szmaragdowych oczach płakał jeszcze przez godzinę. Co najmniej. Obudził wszystkich domowników, którzy zaniepokojeni wstali i przyszli do pokoju Liama, prowadzeni odgłosami płaczu.  Dołączyli się do uścisku. Starali się uspokoić Harry’ego, ale w tamtym momencie nikt nie dał rady. Jedyne o co prosił o Lou. Jego Boo Bear. Najlepszy przyjaciel i jedyna miłość. Ale jakoś musiał żyć. Dla niego. Taka była ostania wola Louis’a.
„Spadając powoli, tonę… Ta słodka melodia. Nucisz ją, a ja idę w stronę światła.”

niedziela, 3 lutego 2013

WYNIKI KONKURSU! XD

Tak, więc podjęłam już dosyć trudną decyzję związaną z konkursem. Na prawdę było mi ciężko bo podesłaliście mi na prawdę świetne praca, ale cóż zawsze trzeba podjąć tą decyzję. Zaraz wkleję wam pracę zwyciężczyń, ale mam jeszcze pytanie, czy mam zrobić jeden post ze wszystkimi linkami byście wiedzieli z kim konkurowaliście oraz między jakimi pracami musiałam wybierać? Proszę o odpowiedź i komentarz do tych prac wiadomo gdzie XD

ps. nie wszyscy podali mi twittery, więc podam e-maile, jeśli ktoś będzie chciał, żebym zamieniła e-mail na twittera niech mi wyśle wiadomość na twitterze (mój tt: @Alice1SS) żeby zaktualizowała XD

1 MIEJSCE:


Spokojny dzień. Przecież jak każdy inny. Niall jak co dzień spędzał go siedząc w dużym namiocie rozstawionym prawie na środku pola. Miał widok na wszystko co go interesowało. Jedzenie, scena, przyjaciele, Louis. To ostatnie.. to podobało mu się najbardziej. Wieczorny widok stojącego w samych bokserkach chłopaka sprawiał, że Niall miał ochotę podejść go od tyłu i tak po prostu przelecieć jak tanią dziwkę. Miał na niego niezmierną ochotę. Zresztą, nic dziwnego. Muskularny chłopak o niebieskich oczach z opadającą na nie grzywką.. pożądanie każdej dziewczyn. Tym razem również chłopaka.
Promienie słońca delikatnie muskały rozgrzane ciało blondyna. W tle dało się słyszeć pierwsze nuty „Give me love” i wychodzącego na scenę Eda Sheerana. Cudowna piosenka, którą Niall z chęcią by zaśpiewał dla niego.. dla Louisa. Jego cała ręka pokryta była bransoletkami, które co roku przywoził z takich karnawałów jak ten, na którym właśnie się znajduje. Jedna, niebieska jak tafla morza, przypominała młodemu chłopakowi o tych chwilach, w których Louis wciąż powtarzał mu tak bolesne słowa, że blondyn myśląc o nich czuł jeszcze większy ból, niż gdy je słyszał. Niebieska.. jak ich oczy, które nabierały iskierek, gdy tylko widzieli się w pobliżu.
„Nie jestem jeszcze gotowy.”
„Jeszcze tylko parę dni i się wyjawimy, obiecuję.”
„To już prawie koniec tej dziecinnej zabawy.”
„Niall, Ty jesteś dla mnie najważniejszy.”
Tych kilka słów źle działało na funkcjonowanie chłopaka. Jego myśli przepełnione były Louisem już od dłuższego czasu, a on sam nie umiał nad tym zapanować. Obiecali sobie, że to co było kiedyś, to jakimi uczuciami się darzyli, już nigdy nie wróci. Złamał obietnicę. Tego się właśnie bał. Bał się spojrzeć w te niebieskie oczy Louisa i tak po prostu mu powiedzieć, że to wszystko po roku czasu do niego powraca. Tak, właśnie tyle trwała ich rozłąka. Louis? Znalazł sobie dziewczynę, jest szczęśliwy. Teraz pewnie stoi przy scenie i tańczy z nią w rytm jego i Nialla ulubionej piosenki. A blondyn? Leży samotnie na trawie patrząc się w niebo. On ciągle pamięta.
***
Blondyn powoli wstał i ruszył w stronę sceny. Przeciskał się przez tłum ludzi szukając grupki swoich przyjaciół. Ciężko było dostrzec kilka osób, jednak chłopak spodziewał się, że znajdzie ich przy samej scenie. Tak właśnie było. Widok skaczącego z radości Harrego wcale nie poprawił humoru chłopakowi. Słyszał bardziej wyraźnie każdy wyraz piosenki, przez co tracił zmysły. Tulący się do siebie Zayn i Perrie nie dawali mu spokoju, a widok Louisa tańczącego z Eleanor sprawił, że w jego oczach pojawiły się łzy. Dosyć widoczne dla reszty przyjaciół. Każdy z nich wiedział o ich „romansie”. Harry, Zayn, Liam.. każdy z nich się domyślał, jednak Niall i Louis wciąż bali się do tego przyznać.. a raczej Louis.
Atmosfera nagle opadła. Słychać już było tylko końcówki piosenki. Wszyscy dookoła zauważyli stojącego obok Nialla, tylko nie on. Niebieskooki chłopak nawet nie usłyszał krzyków Zayna. Nic. Kompletna cisza wokół niego i Eleanor..
Emocje Nialla były już na wyczerpaniu. Ostatkiem sił szybko uciekł od tego widoku znajdując się po drugiej stronie sceny. W kieszeni od dawna towarzyszyła mu przyjaciółka. Przyjaciółka po której ślady zakrywały wszystkie bransoletki. Blizny są po to by pamiętać.. dlatego chłopak wyjął z kieszeni spodni żyletkę i zrobił nią kolejnych kilka kresek na lewej ręce. Najpierw lekkie, potem mocne.. coraz mocniejsze i głębsze. Ból, który odczuwał stawał się coraz przyjemniejszy. Jego głowa automatycznie nasiąknęła spokojem. Problemy zniknęły rozpryskując się w powietrzu. Czuł się jakby zażył narkotyki. Właśnie o to mu chodziło. Chciał uciec.. uciec do tego świata, który nie dyktuje mu co ma robić, i w którym to on układa sobie życie.. życie z Louisem.
Opadał z sił. Zdawałoby się, że krew spływająca po jego rękach jest tylko symbolem, ale on tracił jej coraz więcej. Dotąd zielona trawa nagle stała się czerwona jak wino. Jego oczy powoli się zapadały, ale chłopak znalazł jeszcze trochę sił na zanucenie piosenki. Ich piosenki.

“Give me love like her
Cause latelu I’ve been waking up alone
Paint splattered teardrops on my shirt
Told you I’d let them go
And that I’ll fight my comer
Maybe tonight I’ll call ya
After my blood turns into alcohol
No I just wanna hold ya

Give a little time to me, or burn this out
We’ll play hide and seek to turn this around
And all I want is the taste that your lips allow
My, my, my, my, oh give me love

Give me love like never before
Cause lately, I’ve been craving more
And it’s been a while but I still feel the same
Maybe I should let you go
You know I’ll fight my corner
And that tonight I’ll call ya
After my blood is drowing in alcohol
No I just wanna hold ya

Give a little time to me, or burn this out
We’ll play hide and seek to turn this around
And all I want is the taste that your lips allow
My, my, my, my, oh give me love
Give a little time to me, or burn this out
We’ll play hide and seek to turn this around
And all I want is the taste that your lips allow
My, my, my, my, oh give me love

My, my, my, my, oh give me love


My, my, my, my, oh give me love

Of all the money ever I had
I’ve spent it in good company
And all the harm ever I’ve done
It was to none but me
And all I’ve done for want of width
To memory now I can’t recall
So fill to me the parting glass
Goodnight and joy be with you all

Of all the comrades ever I had
They are sorry for my going away
And all the sweethearts that ever I had
They would wish me one more day to say
But since it falls unto my lot
That I should rise and you should not
I’ll gently rise and I’ll softly call
Good night and joy be with you all

A man may drink and not be drunk
A man nay fight and not be slain
A man may court a pretty girl
And perhaps be welcomed back again
But since it has so ordered been
By a time to rise and a time to fall
Come fill to me the parting glass
Goodnight and joy be with you all
Goodnight and joy be with you all”

Jego niebieskie oczy powoli stawały się senne, powieki coraz szybciej opadały na dół. Mocno trzymana w prawej ręce żyletka, wysunęła się spadając na ziemię.  Chłopak w jednej sekundzie znalazł się na ciepłej, zakrwawionej trawie. Przez chwilę jeszcze patrzał tempo w niebo. Wsłuchiwał się w kolejną piosenkę śpiewaną przez Eda. Jeszcze tych kilka sekund był połączony ze światem, ale.. odszedł… gdyby nie Louis.. byłby teraz szczęśliwy patrząc jak układa im się życie. Jak cieszą się z każdej chwili spędzonej razem. Jak nawzajem sobie pomagają. Tymczasem Louis zabawiał się z Eleanor, a on.. żegnał się z życiem? Tak, właśnie tak można to nazwać.
Jego tęczówki powoli przestawały być widoczne przez zapadające się powieki. Ciało w przeciągu kilku sekund stało się całkiem blade. Purpurowe poliki zmieniły kolor na biel. Jedynie lewa ręka wciąż dawała o sobie znak. Cała we krwi, mocno czerwona. Odróżniała się od reszty. Nie pasowała do tego widoku.
Blady chłopak, blade ciało i twarz, mocno czerwona ręka.. taki widok zastał Harry, kiedy w końcu odnalazł Nialla. Cieszył się widząc, że po tak długim czasie go znalazł, podbiegł do niego z wielkim uśmiechem, krzyczał z radości.. przestał. Sytuacja mu na to nie pozwoliła. Załamał się. Nigdy nie chciał znaleźć żadnego ze swoich przyjaciół nieżywych. Nie był tam jedyny. Po chwili w to samo miejsce trafił Tomlinson. Tak, właśnie on. On także szukał przyjaciela. Jedyne co im się udało, to znaleźć jego martwe ciało. Loueh zauważył trzymaną w ręce niebieską bransoletkę. Przyklęknął obok przyjaciela. Czuł, że to jego wina. Wiedział, że popełnił błąd. Ze łzami w oczach chwycił jego rękę. Delikatnie wyjął bransoletkę starając się jej nie ubrudzić krwią… założył ją. Czuł, że musi tak zrobić. Stojący obok Harry obserwował każdy ruch bruneta. Patrzał jak Louis składa delikatne pocałunki na zimnej szyi przyjaciela. Oczy kędzierzawego momentalnie nasiąknęły słonymi łzami. W przeciągu kilka sekund obok Harrego znalazła się pozostała czwórka. Jedynie Eleanor nie rozumiała poczynań swojego chłopaka. Patrzała się na niego jak na chorego psychicznie, jednak jej oczy także poczuły w sobie łzy. Jak i pozostałych osób, które doszły razem z nią. Brunet krzycząc na kolanach próbował okazać swoje emocje. Krzyczał jak bardzo go kocha, jak żałuje.. ale przecież teraz to już nic nie da. Zawiódł go..
Płacz.
Smutek.
Bezsilność.
Załamanie.
Pogrzeb.
Ból.

***
Przyjaciele o nim nie zapomnieli. Choć minęło kilka lat Louis wciąż ma do siebie żal, że tak po prostu nie zauważał tego jak ranił młodszego przyjaciela. Ból pozostanie na wieki… nigdy nie zniknie. Szczególnie, gdy ma się na sumieniu młodego chłopaka, który oddał swoje życie by przestać cierpieć. Na lewej ręce bruneta, w miejscu, gdzie rany Nialla były najbardziej widoczne, chłopak wytatuował sobie jego imię z dopiską „Love forever”.

@bitch_plis_x3 blog:  http://larry-is-in-my-heart.blogspot.com/ 

2 MIEJSCE:

Szedłem granitową alejką w pobliżu Marble Street. Śliczne, kolorowe domki z drewna, ciemne dachy, wypielęgnowane ogródki... 
Nikt nie zauważał, że w tych domach mieszkają samotni ludzie. Bez szans na zdrowie, przyjaźń czy miłość. Szara codzienność przytłaczająca tak, że trudno zdobyć się na wyjście z domu...
Taka właśnie była tamta dziewczyna, w której głosie się zakochałem...
Zwykły, sobotni poranek. Co w tym momencie mógłby robić Zayn Malik, znany wielu chłopak z zespołu? Wyrywać laski, spać, siedzieć na internecie, odpoczywać po imprezie... Takie odpowiedzi usłyszałbym pewnie od fanek. A co tak naprawdę robił? Albo raczej: co robiłem, bo to ja jestem Zayn?
Stałem pod jednym z domków - w kolorze lawendy, z białymi okiennicami i kolorowymi zasłonkami w oknach. Jednak nawet jeśli byłaby to obskurna kamienica sterczałbym tu jak idiota. Czemu?
Z okna na parterze wydobył się dźwięk fortepianu. Muzyka zapowiadała utwór Adele - Someone Like You. Wiedziałem, że za chwilę dziewczyna zacznie śpiewać...
- I heard... - z piętra popłynął czysty, niewymuszony głos. Śpiewała, bo chciała. Jakby tylko to jej zostało...
A kiedy doszła do refrenu po moich plecach przeszły ciarki. Nie było to wycie nastolatki która uważa, że posiada talent. Takich spotkałem wiele. Ta dziewczyna była gwiazdą, drugą Adele. Śpiewała tak czysto, pięknie... Z sercem. Tak, to było dobre określenie. Śpiewała tak, jakby dusza i ciałem oddała się muzyce. Jakby była jej częścią...
- Co pan tu robi? - zapytał ktoś, przerywając potok myśli. Zorientowałem się, że zamknąłem oczy i odchyliłem gowę do tyłu, wsłuchując się w słowa piosenki.
- Yyy... Musiałem się... Zamyślić. - odparłem, otwierając oczy. Przez okno na parterze wyglądał umięśniony koleś, mniej więcej w moim wieku.
- Prosze stąd odejść. - rzucił, zatrzaskując okno. 
Pochyliłem głowę, odchodząc kilka kroków. Fakt, przecież nie mieszkała tutaj sama...
Wróciłem do domu. Ściągnąłem płaszcz, przywitałem swojego psa, rzuciłem "hej" chłopakom siedzącym w salonie i poczłapałem na górę, do swojego pokoju. Cicho zamknąłem drzwi i położyłem się na łóżku. 
Jak mogłem być tak głupi? Ona pewnie mieszka ze swoim chłopakiem, jeśli w ogóle jest w moim wieku... Skąd moge mieć pewność, że jest nastolatką? A w ogóle - jakim debilem musiałem być, żeby... Zakochać się w głosie? Przecież to jest niemożliwe. 
Drzwi kliknęły lekko i w szparze pokazała się głowa Liama.
- Hej... Dobrze się czujesz? - zapytał, siadając na rogu łóżka. 
Mruknąłem coś w odpowiedzi, starając się uśmiechnąć. W gardle jednak wyczuwałem wielką gulę.
- Może chcesz... Herbaty? Albo nie wiem... - zastanowił się chwilę. - Może chcesz piwa?
Kiwnąłem głową, czekając aż chłopak wyjdzie z pokoju, on jednak uparcie siedział i wgapiał się we mnie. Kilka sekund później do pokoju wszedł Harry z dwoma butelkami irlandzkiego piwa Beamish. 
- Liam, Danielle cię woła... - rzucił. Po chwili bruneta nie było już w pokoju. - A ty mi powiesz, o co chodzi... - dodał, podając piwo. Otworzył swoje zębami, wypluwając kapsel. 
- Nie mam o czym gadać... - odparłem obojętnym tonem. Loczek otworzył drugie piwo, opierając się o ścianę przy której stało łóżko. Podał mi Beamisha.
- Zayn, nie kłam. Widzę, że coś cię gryzie... Ale nie mam pojęcia, o co chodzi. Wiesz, czasem trudno cię rozgryźć... - dodał, patrząc na mnie. Widać było, że zdobył się na szczerość... 
Ja nie mogłem. Nie chciałem. Ale jak mógłbym okłamać jego zielone, czujne oczy? 
- Zakochałeś się... - to nie było pytanie. Wyszło z ust Stylesa tak pewnie, że uwierzyłbym, gdyby nie fakt, że już byłem go pewny w stu procentach.
Nie chciałem mu odpowiadać. Wiedział, że chodzi o dziewczynę.
Loczek poruszył się. Na twarzy miał wielki uśmiech.
- To ta blondyna z klubu czy ruda z wczorajsze imprezy? Co? Przyznaj się, obie ci się podobały... - zaczął. Pokręciłem przecząco głową.
- Żadna z nich. Blondyna była wytapetowana, a ruda bezczelna. - odparłem z niechęcią w głosie.
- Ruda była spoko... Blondyna miała na sobie za dużo tapety, to fakt. Ale obie były niezłe... - zaczał rozmarzony Harry, ale zaraz się opamiętał. - Więc kto podbił twoje serce?
Westchnąłem.
- Sam chciałbym to wiedzieć... Ona... Nie wiem nawet, ile ma lat! Może jest o trzydzieści starsza, albo młodsza o siedem... 
- Wiek to tylko liczba. - szepnął zielonooki. - W miłości nie ma na to miejsca. 
Przez chwilę myślałem nad jego słowami.
- Harry, ja cię podziwiam. - szepnąłem.
- Wiem, wiem... - zaśmiał się lekko. - A coś więcej o tajemniczej nieznajomej? 
Spuściłem wzrok.
- Co ja cię będę oszukiwać, nie znam jej. Nie znam, ale codziennie chodze pod ten sam budynek, żeby tylko usłyszeć jej piękny głos... Gra na fortepianie. Śpiewa nieziemsko... Ale co ja się oszukuję, pewnie jest już zajęta. Dzisiaj spod ich domu wygonił mnie jakiś chłopak. Z pewnością jest jej facetem... - opowiedziałem.
Loczek lekko się zachmurzył.
- Nie możesz się tak poddać! Musisz o nią powalczyć. Nawet za cenę bójki z tym gościem... Może to tylko jej kolega? Albo brat? Czy choćby kuzyn? Wiesz, że każda opcja jest możliwa.Życie nie oferuje nam wyjaśnień czy przeprosin, to my je wymyślamy... - rzucił. Uśmiechnąłem się do niego z wdzięcznością i wręcz uwielbieniem. Bo w końcu był kimś, dla kogo wskoczyłbym w ogień... Moim przybranym bratem.
- Harry, jesteś wielki. W życiu takiej lekcji nie dostałem. - szepnąłem. Loczek wstał z łóżka, kierując się do drzwi.
- Może dlatego, że wywalili cię ze szkoły? - zaśmiał się. 
Rzuciłem w jego stronę poduszką, ale zręcznie uchylił się od ciosu i wszedł na korytaż, zamykając drzwi. Mogłem teraz wszystko przemyśleć.
Nazajutrz znów stanąłem pod jej oknem. Tym razem słyszałem ją głośniej niż wczoraj, a to z powodu otwartego na ościerz okna.
- There’s still a little bit of your taste in my mouth
there’s still a little bit of you laced with my doubt... - zaśpiewała, sprawiając że moje serce się zatrzęsło. Ten głos był zbyt piękny, zbyt wspaniały...
I tak odległy. 
W domu nadal byłem cichy.
Dni ciągnęły się i ciągnęły. Każdego ranka stawałem przed maleńkim domkiem, modląc się o cud. Żeby dziewczyna wyszła z domu, wyglądnęła przez okno, uśmiechnęła się do mnie... Nawet zaśpiewanie jednej głupiej piosenki mojego zespołu i stałbym się o wiele szczęśliwszy. 
Tego popołudnia postanowiłem wyjść z Chuckiem, moim kilkuletnim pit bullem do parku. Świerze powietrze nie zaszkodzi ani mi, ani jemu, a przynajmniej przegoni moje myśli na inny tor...
Jakoś tak wyszło, że przeszedłem obok domu tamtej dziewczyny. Może było to przeznaczenie, a może czysty przypadek? Nie miałem pojęcia, ale to zmieniło moje życie.
Chuck ciągnął mnie mocniej, niż zwykle. Przawie leciałem ponad ulicą - może i pies nie był duży, ale miał siły za dwóch. 
Przebiegliśmy kawałek po chodniku, aż dotarliśmy w okolice ślicznych domków z drewna. Nie miałem ochoty znów się zapomnieć, ale... Jakoś dziwnie się czułem tym razem. Jakby moja podświadomość wyczuwała coś, co zdażyć się musiało...
W pięknym ogródku stała dziwewczyna w czerwonej kurtce, jasnych spodniach i szaliku. Długie, jasne pasma włosów powiewały, unoszone październikowym wiatrem. Wyglądała jak anioł... Może nim była?
Chuck usiadł przy bramce, dysząc lekko. Przyznam, że też się zmęczyłem, ale wolałbym nie koczować pod JEJ bramą...
Ku mojemu zdziwieniu dziewczyna podeszła do bramki, otworzyła ją i wyszła. Pies zaczął się do niej łasić, a ja oglądałem "przedstawienie". 
- Nie ugryzie mnie? - zapytała, patrząc na mnie jasnoniebieskimi, pełnymi światła oczami. Słysząc ten głos doznałem lekkiego szoku, ale dzielnie się trzymałem.
- Nie, jest miłym psem... - co ja paplałem? Robiłem z siebie idiotę.
- Może ma to po właścicielu? - rzuciła z uśmiechem, który był piękniejszy niż ten Harrego. - Wracasz już do domu czy będziesz jeszcze spacerować? 
- Nie wiem... Może jeszcze pochodzę... - zdobyłem się na kilka słów.
- Moge się dołączyć? - zapytała uprzejmie, jednak jej głos wyrażał prośbę. Chciała ze mną pójść. O mamo, ona chciała ze mną pójść...
- Jasne, jeśli masz ochotę... 
Dziewczyna skinęła głową i uśmiechnęła się.
- Tylko powiem bratu... Strasznie się martwi o mnie. A tak w ogóle to jak masz na imię? - zapytała.
- Ja... Zayn. Jestem Zayn. - wysiliłem się na uśmiech. Odpowiedziała uśmiechem i zniknęła w drzwiach.
Przez chwilę wydawało mi się, że straciłem ją na zawsze. Że drzwi nigdy się nie otworzą, nie wyjdzie z nich i nie uśmiechnie się pięknie...
Jak wielka była moja ulga, gdy klamka opadła i po chwili dziewczyna znalazła sie u mojego boku. Poszliśmy do parku.
- Odprowadzę cię. - rzuciłem do Hailey, bo tak miała na imię. Było już dosyć ciemno, a my nadal chodziliśmy po parku. 
Dziewczyna otuliła się szczelniej kurtką i zerknęła na mnie wspaniałymi oczami.
- To nie będzie dla ciebie kłopot? - zapytała.
- Nie, z chęcią cię odprowadzę... - odparłem, uśmiechając się. Po raz pierwszy od kilku dni.
- Dziękuję. - rzuciła blondynka, odwracając się do mnie przodem. - Za spacer i odprowadzenie. Rzadko spotykam takich ludzi. - szepnęła. - Naprawdę dziękuję. 
- Nie masz za co. - odparłem, rownież szeptem. Czemu? Chyba po to, żeby nie zepsuć tej chwili.
- Może... Kiedyś się jeszcze spotkamy? - zapytała, błądząc wzrokiem gdzieś między moimi ustami a oczami. 
- Chętnie... - odparłem. 
- No więc... cześć. - rzuciła Hailey, chcąc się odwrócić, jednak coś ją zatrzymało. Sięgnęła dłonią do mojej szyi, przyciągając do siebie i pocałowała mnie delikatnie, ale stanowczo. Odpowiedziałem pocałunkiem, trzymając jedną dłonią jej talię.
- Do zobaczenia. - rzuciłem, gdy już odeszła. Stałem tak jak idiota jeszcze chwilę, wpatrując się w drewniany domek. Później wróciłem do domu, ściągnąłem płaszcz, puściłem psa i poszedłem do siebie. Jak się spodziewałem, po kilku minutach przyszedł Harry z dwoma butelkami Beanisha i usiadł na łóżku.
- No to opowiadaj, jak ją spotkałeś...

tu mogę napisać, że jest z bloga: http://as-long-as-breathe.blogspot.com/

3 MIEJSCE:

To było takie zwyczajne, proste. Szłam ulicą pogrążona we własnych myślach i wpadłam na niego. Wysoki brunet, z zielonymi oczami i słodkimi dołeczkami w policzkach. Przyglądając mu sie tak, czułam jak by cały świat nagle zniknął. Jak by ta szara rzeczywistość która nas otacza nagle zniknęła...wyparowała. Ocknęłam się dopiero gdy usłyszałam jego głos. Niski, z lekką chrypką, która sprawiała ze moje serce biło mocniej, a w brzuchu latało stado motyli. Poszliśmy na kawę, i rozmawialiśmy. Dowiedziałam się że tak jak ja jest studentem. Niby zwyczajny chłopak a było w nim coś innego, wręcz magicznego. Nie dało się oderwać wzroku od jego pięknych tęczówek. Nie należałam do łatwych dziewcząt, ale coś w nim mnie urzekło i nie potrafiłam mu odmówić. Spotykaliśmy się często. Raz był to zwyczajny wypad do kina, innym razem romantyczny spacer po parku. Znaliśmy się już ponad miesiąc, a ja nadal nie wiele o nim wiedziałam. Tak, teraz wydaje się to dziwne, ale gdy opowiadał o swoich marzeniach i tym co chce kiedyś zrobić rzeczywistość odpływała w zapomnienie. Ważni byliśmy tylko my. Odkąd go poznałam zmieniłam się, wszyscy to zauważyli. Nie wiem w jaki sposób to zrobił, ale uzależniłam się od niego.
Pewnego dnia zabrał mnie na swoim motorze nad urwisko. Usiedliśmy na brzegu, machając nogami wysoko nad ziemią i trzymając się za ręce. Wtedy powiedział. Powiedział coś co zapamięta do końca życia.
-Nie jestem idealny, zresztą nikt nie jest, ale wiem że tak jak ty nie jestem zwyczajny. Przeznaczenie chciało żebyśmy się spotkali akurat tego dnia, i dobrze ze tak się stało. Jechałem wtedy właśnie tutaj. Chciałem zakończyć to wszystko. Tak po prostu. Jeden krok do przodu i było by po wszystkim. Tylko czy miał bym odwagę? Wtedy zobaczyłem ciebie. Twoje oczy wzywające pomocy, twoje usta potrzebujące uśmiechu, twoje drżące kruche ciało pragnące trochę ciepła i twoja dusza błagająca o kilka słów otuchy. Już wtedy wiedziałem ze nasz spotkanie nie było przypadkowe, że jesteśmy tacy sami i los dał nam szansę na miłość od kogoś kto ją doceni. Przez ten miesiąc rosło we mnie to dziwne nieznane wcześniej uczucie. Wiesz co to? To miłość...Tak miłość. Kocham Cię i chcę żebyś została ze mną już na zawsze.
-Ja też Cię kocham-wyszeptałam cicho mocniej ściskając jego dłoń.
-Po co to mówisz? Przecież to wiem-odparł z uśmiechem patrząc w dół. Po mojej prawej stronie osunęło sie parę kamienie, które z klifu spadły w głęboką ciemno niebieską otchłań. Nie bał się. Patrzył na wodę z podziwem, zadumą. Miał plan, którego nie chciał mi zdradzić
-Teraz już wiem że dokonałem wyznaczonego mi celu. Przywróciłem Ci wiarę. Cieszę się że mogłem Ci pomóc odnaleźć siebie. Choć nie powinienem się zakochiwać. To nie dopuszczalne-Zanucił cicho-
A drop in the ocean,
A change in the weather,
I was praying that you and me might end up together.
It's like wishing for rain as I stand in the desert,
But I'm holding you closer than most,
'Cause you are my heaven.
-Pamiętasz ta piosenkę prawda? Śpiewałem Ci ją jakiś czas temu. Proszę Cię, z tego wszystkiego chcę żebyś zapamiętała ze jesteś najlepszym co mnie dotychczas spotkało i zawsze będziesz moim niebem, tak jak ja jestem twoim aniołem, ty przez ten krótki czas byłaś moim. A teraz muszę odejść
-Ale jak to Harry?Zostawisz mnie? Po tym wszystkim co właśnie powiedziałeś?-zapytałam zrozpaczona
-Hej nie smuć się. Jestem tylko aniołem, który miał się tobą zaopiekować. Teraz jest już dobrze i czas odejść
-Ale ja nie dam rady tutaj sama. Chcę odejść z tobą-odparłam rozpaczliwie
-Oh zawsze byłaś uparta-zaśmiał się cicho-poradzisz sobie, wiem to
-Chcę odejść z tobą-powtórzyłam hardo mimo łez cisnących się do oczu
-Chcesz umrzeć?
-Zrobię wszytko, byle tylko być z tobą-odparłam patrząc w jego spokojne oczy
-W takim razie chodź-wstał wyciągając do mnie rękę. Stanęliśmy na samym brzegu klifu wpatrując się w bezkresną otchłań rozciągając się do linii horyzontu i ostatni raz spojrzałam te niesamowite tęczówki
-Pamiętaj żeby się nie bać, masz mnie a ja ciebie. A to jest najważniejsze
-Dobrze-kiwnęłam niepewnie głową
-W takim razie, do zobaczenia po drugiej stronie-uśmiechnął się szeroko ostatni raz delikatnie muskając moje usta swoimi i zrobiliśmy to. Zrobiliśmy krok do przodu. Nie czułam nic oprócz wiatru we włosach i silnej dłoni Harry'ergo mocno zaciśniętej na mojej. Uderzyliśmy mocno o taflę wody. Wtedy już byłam pewna. Byłam pewna ze postępuję słusznie, i ze nic nas już nigdy nie rozdzieli. Do ostatniej sekundy mojego życia trzymałam mocno dłoń która niegdyś mnie uratowała, a teraz umierała, wraz ze mną. Już nic nigdy nas nie rozdzieli...

twitter:  @Sunny15961

MAM NADZIEJĘ, ŻE NIKT NIE POCZUŁ SIĘ POKRZYWDZONY PRZEZ WYBÓR, A TAKŻE, ŻE CI KTÓRZY WYGRALI SIĘ UCIESZYLI XD PROSZĘ WYGRANYCH, ABY WYSŁALI MI LINKI SWOICH OPOWIADAŃ CZY CZEGO CHCĄ BY UDOSTĘPNIAĆ, ALBO MI NAPISAĆ, ŻE CHCĄ ABY TEGO IMAGINA ROZPOWSZECHNIAĆ XD (alison123456798@gmail.com)